Zakała

225 14 8
                                    

To był przyjemny, jesienny wieczór

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To był przyjemny, jesienny wieczór. Siedzieli w pokoju wspólnym i grali w karty, a wszelki troski zdawały się wyparować wraz z pierwszym łykiem cynamonowej herbaty.

– To co, rozbierany poker? – pyta wesoło Jamie, tasując talię. – Słyszałem, że jesteś dobra w karty, Mionka.

Mruga zalotnie do dziewczyny, która rumieni się i chichocze. Ron momentalnie zrywa się z krzesła i rzuca z pięściami na czuprynę złotych loków.

– Odwal się od mojej dziewczyny, stary – warczy ostrzegawczo, łapiąc go za kołnierz.

– Spokojnie, wariacie.

Ochroniarz podnosi ręce w pojednawczym geście. W jego oczach cały czas igrają rozbawione błyski.

– Gram do innej bramki – dodaje i mruga figlarnie.

W pokoju zapada cisza.

– Jesteście razem? – pyta wreszcie Harry, z konsternacją patrząc na Amerykanów.

– Nie – zaprzecza ze śmiechem Lucas.

– Ja gram do twojej bramki – żartuje, ale przerażone oczy wszystkich wokół dają mu do zrozumienia, że chyba coś przekręcił. – To znaczy... Gram w twojej drużynie, Harry. Team dziewczyny – prostuje nieco zmieszany.

Wtedy Ron, najwidoczniej budząc się z wielkiego szoku, gwałtownie zwraca się w stronę Jamiego.

– Chcesz powiedzieć, że jesteś  z a k a ł ą? – wydziera się na chłopaka z dziwnym piskiem w głosie.

– Ron.. – próbuje go pohamować Hermiona, ale bezskutecznie.

W sekundę atmosfera robi się gęsta jak beton. Lucas parska z niedowierzaniem i patrzy na Rona z wyrzutem spod ukosa ciemnych brwi.

– Zakałą? Serio? Jesteśmy w średniowieczu? Nie powiecie mi chyba, że w Hogwarcie nadal używa się tych określeń...

– To jedyne określenie na jakie on zasługuje – wypluwa z siebie Ron razem z pokaźną ilością śliny – Jesteś wynaturzeniem! – tę obelgę kieruje już prosto do blondwłosego ochroniarza razem ze spojrzeniem pełnym najczystszej pogardy.

– Tak chcesz się bawić, Rdzawy Śmieciu?

Jamie nie pozostaje mu dłużny. Twarz pozostaje spokojna, ale w głosie słychać czystą furię.

– U nas z takimi włosami mógłbyś marzyć co najwyżej o karierze skrzata domowego!

– Odpierdol się od moich włosów!

– Dość! – krzyczy Hermiona.

– To zaraza! Przywieźli to świnstwo z Ameryki i teraz zakały będą wyskakiwać jak grzyby po deszczu. Zobaczycie! – kontynuuje Ron, całkowicie głuchy na wołania swojej dziewczyny.

Te słowa przeważają szale. Jamie rzuca się na rudowłosego, odkładając na chwilę na bok żelazne zasady Złotej Gwardii. Pozostała trójka interweniuje w mgnieniu oka i nagle Pokój Wspólny zamienia się w ring, a rywale zostają rozdzieleni do przeciwległych kątów. Hermiona klęczy przy Ronie z zaciętym wyrazem twarzy i wygląda jak trener, który ma 20 sekund przed walką, żeby przedstawić zawodnikowi nową strategię. Po drugiej stronie Lucas robi to samo z blondynem, zagrzewając go do boju poklepywaniem po plecach. Harry miota się między nimi w napięciu i wygląda, jakby znalazł się tam zupełnie przez przypadek. Mediacje Hermiony zaczynają wreszcie przynosić jakiś efekt, bo twarz Rona schodzi o ton niżej z koloru purpury, a sam Gryfon odzywa się wreszcie z wyraźnym wymuszeniem. Widać ile go to kosztuje, żeby zabrzmieć w miarę neutralnie:

– Słuchaj... Mnie serio nie obchodzi, co tam sobie robisz w łóżku i z kim, ale...

Jamie wchodzi mu ostro w słowo:

– A mnie nie obchodzi, jaki masz kolor włosów, a l e... – podkreśla ostatnie słowo i staje się jasne, do czego zmierza.

Następuje impas w walce. Chłopcy mierzą się w ciszy pełnym niechęci wzrokiem, a milczenie nigdy wcześniej nie wydawało się Harremu tak agresywne. Ciężką od emocji ciszę przerywa wreszcie Hermiona:

– W Hogwarcie nie ma... – waha się, starannie ważąc słowa – takich osób, dlatego najwyraźniej nie wiemy jak się do was zwracać.

– Pff.. Jesteś pewna, że nie ma? Czy po prostu siedzą cicho, bo boją się, że zaatakuje ich twój popierdolony chłopak i jemu podobni?

Ron fuka w kącie, jak bojowy kret, ale tym razem to Harry przytrzymuje go za sweter. Gryfonka ignoruje obelgę, bo ważniejsza jest dla niej teraz obrona wizerunku Hogwartu.

– Hogwart ma reputację egalitarnej szkoły, w której wszyscy są mile widziani bez względu na pochodzenie czy czystość krwi.. – kontynuuje tonem, jakim prowadzi się prezentacje o właściwościach moczu bobra.

– Jasne, szczególnie za czasów Salazara – ucina kąśliwie Jamie. – Bez urazy, Mionka, brałem cię za inteligentniejszą dziewczynę.

Tym razem Hermionę aż zatyka z oburzenia, więc ponownie w pokoju zapada cisza. Lucas wodzi wzrokiem po pytających minach gryfonów, a w jego oczach widać rosnące niedowierzanie.

– Noc Salazara? Wężowa krucjata? Dalej nie? Nic nie świta?

Pytania spotykają się z głuchą ciszą.

– Nie wierzę, że to przed wami zataili! – krzyczy oburzony ochroniarz, w końcu połączywszy fakty. – Hogwart jest jednak nieźle popierdolony.

– Poczekaj, o czym ty mówisz? – wtrąca się wreszcie Harry, próbując zrozumieć czego świadkiem właśnie się stał.

Szeroko otwarte oczy Gryfonów wlepione są w Amerykanów oczekująco, domagając się wyjaśnienia. Strażnicy patrzą po sobie z bezbrzeżnym niedowierzaniem. Wreszcie brunet wzdycha i podejmuje się wyjaśnień:

– Salazar Slytherin nie był „jednym z założycieli Hogwartu" – akcentuje, pokazując w powietrzu cudzysłów – a prawdziwym dyktatorem, który przez wiele lat sprawował despotyczne rządy w brytyjskiej części świata magii. Noc Salazara zapisała się na kartach historii pod hasłem „najokrutniejsza bitwa". Tej nocy z rąk slytheryńczyków zginęły tysiące nieczystokrwistych dzieci. 15 stycznia 998 rok – recytuje Lucas z pamięci – w USA nawet 5-latek zna tę datę. – podkreśla. 

Był w ciężkim szoku.

Sny grzesznych dusz #drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz