Rozdział pierwszy - Jak mus to mus

113 6 0
                                    

Przeczytałam kiedyś, że drzewa są jak wspólnota; nie tylko wspierają i pomagają sobie wzajemnie, ale też komunikują się między sobą.
Dlatego, siedząc teraz w samochodzie Michała, mrużąc oczy przed światłem słonecznym migoczącym wśród leśnych koron, zastanawiałam się, czy drzewa mają też swoje sekrety? Czy gdybym tak weszła wśród nie, zaszyła się głęboko w lesie, wsparłyby i mnie? Czy wysłuchałyby moich tajemnic? Czy byłabym w śród nich bezpieczna...?
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz, Ewka?! - Zniecierpliwiony głos Michała wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie mów już do mnie Ewka. Od teraz jestem Monika - poprawiłam go. - Monika Kucharska. Ewa Werner musi pójść w zapomnienie.
Michał tylko westchnął w odpowiedzi.
- No co? Przecież to wszystko - wskazałam na drogę przed nami i otaczające nas lasy - to był twój pomysł, Michciu. Sam wymyśliłeś Monikę Kucharską i... - Nie byłam pewna jak nazwać miejsce, do którego jechaliśmy. - I jej tymczasową kryjówkę.
- Z naciskiem na tymczasową...
Ponownie odwróciłam się do szyby, by obserwować mijane drzewa. Myśl, że mam mieszkać teraz wśród nich mimo wszystko uspokajała mnie. Miałam nadzieję, że ich odwieczny spokój udzieli się i mnie.
Demony, które zostawiłam za sobą w Warszawie zdawały się chwilowo uśpione, jakby zdziwione potęgą i mocą otaczającej nas zieleni.
Była dziewczyna Michała, Bogna, miała domek gdzieś w tatrzańskich lasach. Szczęśliwie Michał rozstał się z nią wiele lat temu w przyjaźni, więc nie miał problemu w przekonaniu Bogny do udzielenia mi gościny. Bogna, robiąca karierę w Warszawie prawniczka, nie miała czasu na wakacje w Tatrach.
Jedna myśl zakłócała jednak wizję mojego leśnego azylu. Obok domu Bogny stał podobno większy dom, który należał do jej brata. Michał twierdził, że rodzice Bogny zbudowali oba domy lata temu, z myślą o wynajmowaniu ich turystom. Nikt z rodziny nie kwapił się jednak, by sprzątać brudy po rzeczonych turystach, więc domy służyły jedynie jako wakacyjne miejsce wypadów całej rodziny. Jednak do czasu. Podobno w zeszłym roku brat Bogny, nie mogłam przypomnieć sobie jego imienia, dotychczas mieszkający jak siostra w Warszawie, rzucił wszystko i przeniósł się w te okolice.
I to właśnie ów brat miał być teraz moim sąsiadem, a nawet jak się nad tym zastanowić, gospodarzem. Myśl o jakimś obcym facecie mieszkającym razem ze mną w dziczy jakoś do mnie nie przemawiała. Michał twierdził jednak, że to "spoko gość".'
- Ewka czy Monika, i tak mnie nie słuchasz! - Michał westchnął nadąsany.
Dotknęłam jego ramienia przepraszającym gestem.
- Już teraz słucham. Wybacz...
- No więc starałem ci się przekazać, że ta wieś, do której jedziemy, Leśniany, jest w sumie pewnym fenomenem w tych okolicach. Mianowicie, nie ma tam żadnej restauracji, żadnego stoku narciarskiego, niczego co by przyciągało turystów poza sklepikiem wiejskim i mechanikiem.
- Czyli inaczej mówiąc, wywozisz mnie do dziury zabitej dechami...
- Otóż nie! - przerwał mi Michał. - To znaczy trochę tak, ale... No, sama zobaczysz - Michał dodał, widząc moją uniesioną brew. - To miejsce wydaje się mimo wszystko tętnić życiem.
- Spoko, Michciu, ja żartowałam. Przecież wiesz, że w mojej sytuacji dziura zabita dechami, z dala od wielkiego świata, to coś, czego mi trzeba...
- Wiem... - Mój kierowca, przewodnik i najlepszy przyjaciel westchnął, po czym sam głęboko się zamyślił.
Nie wiem co bym zrobiła bez jego pomocy i troski. Poznaliśmy się na studiach i od razu przypadliśmy sobie do gustu. Nigdy nie było w tym niczego romantycznego. Michał krótko przed spotkaniem mnie zdał sobie sprawę, że bardziej interesują go koledzy niż koleżanki. To również wtedy zakończył swój związek z Bogną, która podobno nie była szczególnie zaskoczona jego wyznaniem.
Zawsze żałowałam, że nie poznałam Bogny; okazała się wielkim wsparciem dla Michała, gdy w końcu zdecydował się na coming out. Teraz jednak czułam, że fakt iż nigdy nie spotkałam dziewczyny był dodatkowym środkiem bezpieczeństwa dla powodzenia naszego planu. Praktycznie nic mnie z nią nie łączyło, nikt więc nie powinien podejrzewać, że zamieszkam w jej domku wakacyjnym... W Warszawie zostawiłam pewnego 'nikt', który, wiedziałam, w swoim uporze, w swojej zawziętości wkrótce przeszuka każdą dziurę i zaglądanie pod każdy kamień, by mnie znaleźć. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Wzdrygnęłam się, co Michał zdawał się zauważyć.
- Będzie dobrze - szepnął.
Nie byłam pewna czy próbuje przekonać mnie, czy siebie.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz