Rozdział piąty - Burza

74 5 0
                                    

 Przyczepiła się mnie pewna myśl, która nawet następnego ranka nie chciała mnie zostawić. Tak więc, gdy ja pakowałam plecak na moją górską wyprawę, ona wciąż krążyła mi po głowie. A mianowicie: czy coś łączy lub łączyło Piotra i Sarę?
Ona mogła mieć z dwadzieścia pięć lat, może trochę więcej. On był już zdecydowanie po trzydziestce. Ona była wesoła i otwarta, on był zamkniętym w sobie gburem. Ale co z tego? Dziwniejsze pary widywałam w życiu...
Bez wątpienia obydwoje byli atrakcyjni. Mimo to nie wyczułam między nimi jakiejkolwiek chemii, czy przyciągania...
Nie byłam pewna czemu nagle mi ulżyło... Ulżyło ci, bo cieszysz się, że Sara nie wiąże się z takim smutasem... Próbowałam przekonać samą siebie.
W końcu odepchnęłam myśli o Sarze i Piotrze na bok i skupiłam się na robieniu kanapek. Pogoda wprawdzie nie zapowiadała się idealna, ale bardzo chciałam iść w góry, i zwyczajnie nie chciałam siedzieć w tym domku, sama ze swoimi myślami.
Mój plan zakładał kilkugodzinną wycieczkę na pobliski szczyt, obiad w małym schronisku przy szlaku i popołudniowy powrót.
Spakowany plecak z jakiegoś powodu zawsze poprawiał mi humor. Była w tym jakaś gotowość do akcji, chęć stawienia czoła przygodzie.
Pod wpływem chwilowej euforii złapałam za telefon i wybrałam numer Michała. Nie rozmawiałam z nim od chwili, gdy zostawił mnie w tej dziczy. Należało mu więc zdać relację z ostatnich dni.
Po siódmym sygnale mój entuzjazm nieco przygasł... Niektórzy pracują, kochana! Upomniałam się w duchu. Chęć przekazania choćby kilku nowinek Michałowi była jednak tak duża, w końcu w Warszawie widywaliśmy się kilka razy w tygodniu, że odpaliłam laptopa z ambitnym planem wysmarowania mu kilkustronicowego maila.


Miałam kilka nieprzeczytanych wiadomości na skrzynce. Nie wiem czemu otworzyłam akurat tę jedną. Nie miała tematu, ale nadawca wydawał się znajomy. Chyba musiałam pomyśleć, że to ktoś z pracy.
Gdy przeczytałam jej treść wszelka euforia, chęć przygody, ochota pogadania z Michałem... wszystko momentalnie poszło w zapomnienie.
Mimo że mail nie był podpisany, wiedziałam, że wysłał go Robert. Treść wiadomości nie pozostawiała żadnych wątpliwości.

Znajdę cię, suko!

Wstałam z impetem od stołu, wywracając krzesło. Złapałam plecak i przerażona wybiegłam na dwór. Starając się pohamować atak paniki, ruszyłam w stronę starego pomostu. To miejsce od pierwszego dnia emanowało spokojem. Mimo to wciąż widziałam te słowa przed oczami.

Oddychaj... Oddychaj... Jesteś bezpieczna.
Prychnęłam głośno w reakcji na naiwność tych myśli. Czy na pewno byłam tu bezpieczna? Czy przyjazd tutaj nie był błędem?
Tak czy siak, wrócić do domku nie mogłam. W każdym razie nie teraz; nie dałabym rady zbliżyć się do laptopa; te słowa z pewnością krzyczałyby do mnie z ekranu.
- Chyba nie zamierzasz w taką pogodę iść w góry!? - Usłyszałam za sobą oburzony głos.
Minęła chwila zanim zarejestrowałam znaczenie tych słów i poznałam właściciela głosu.
Piotr przyglądał mi się niezadowolony. Szybko włożyłam ręce do kieszeni; wciąż trzęsły mi się nieznośnie. Gbur spojrzał na mnie badawczo, jakby czująć, że coś jest nie tak.
- Niby w jaką pogodę? - Odpowiedziałam ostro. - Trochę deszczu jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.
- Gdyby to był tylko deszcz... Będzie burza jak nic!
- Dziękuję za troskę - rzuciłam mu sztuczny uśmiech. - Ale ja i tak idę. - Poprawiłam paski plecaka i ruszyłam w stronę drogi. - Jeśli rzeczywiście będzie burza, zatrzymam się w miejscowym schronisku! - Rzuciłam jeszcze polubownie przez ramię. Mimo wszystko nie chciałam, by Piotr pomyślał, że jestem zwyczajnie nierozsądna. A co cię obchodzi co on pomyśli?! Odezwała się moja czujna podświadomość.

***

Nie mogłem skupić się na słowach pani Heli. Wciąż spoglądałem w okno, które ulewny deszcz zalewał litrami wody. Na szczęście blizna pooperacyjna mojej gadatliwej pacjentki goiła się nadzwyczaj dobrze. Bez wyrzutów sumienia więc rejestrowałam co piąte jej słowo.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz