Poczułam ten znajomy zapach jeszcze zanim otworzyłam oczy. Szpital, pomyślałam, starając przypomnieć sobie, czemu się w nim znalazłam.
Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą młodą dziewczynę. Złapała mnie za rękę.
- Żyjesz? - zapytała.
W chwili gdy usłyszałam jej głos, wróciły wszystkie wspomnienia... Ja cię chyba muszę po prostu zabić! ...Tym razem uratuje ją cała armia sąsiadów! ...Ratujcie Piotra!
- Piotr! - zawołałam. - Gdzie jest Piotr?!
- Spokojnie, Ewcia, jest w sali obok. Jest tylko trochę poturbowany...
- Poturbowany?! Co to znaczy?
Sara uśmiechnęła się do mnie jak do dziecka. Wiedziałam, że panikuję, ale ostatni raz kiedy widziałam Piotra, leżał nieprzytomny z krwawiącą raną głowy...
- Ma wstrząśnienie mózgu i połamanych kilka żeber. Ten drań musiał go kopnąć, gdy Piotr już leżał.
Pokiwałam tylko głową, spuszczając wzrok. Piotr mógł zginąć... mógł zginąć, bo był ze mną...
- Ewcia, już po wszystkim - szepnęła Sara, ocierając samotną łzę płynącą po moim policzku. - Policja zabrała Roberta. Już się nie wymknie.
- Muszę go zobaczyć.
- Kogo? Roberta?
- Nie, Piotra! Zaprowadź mnie do niego, proszę.
- No, nie wiem... lekarz kazał ci odpoczywać - wahała się Sara. - Sama też odniosłaś rany - dodała, zerkając na mój prawy policzek.
Zaskoczona dotknęłam ręką twarzy i stwierdziłam, że na policzku mam opatrunek.
- Nic nie czuję... - szepnęłam.
- Znieczulenie jeszcze działa, ale cóż mam ci powiedzieć... Przez jakiś czas nie masz szans w konkursach piękności.
- Dobrze, dowcipinisio, zaprowadź mnie do Piotra. Teraz! - zawołałam już łagodniej. Pozytywne nastawienie Sary zaczęło udzielać się również mi.
Sara bez słowa wyszła na korytarz. Wykorzystałam ten moment, by rozejrzeć się po sali szpitalnej. Były w niej jeszcze dwa łóżka, ale nie zajmowały ich pacjentki. Zielonkawe ściany bynajmniej nie zachęcały do dłuższego pobytu. Uciekłam wzrokiem ku oknu. Nie było za nim widać ani jednego drzewa. Przymknęłam oczy, próbując przywołać obraz starego pomostu i pochylających się nad nim świerków.
Czas wracać do domu... pomyślałam, ale od razu zaskoczona otworzyłam oczy. Właśnie nazwałam Leśniany domem... Czyż dom nie był w Warszawie? Czy właśnie nie odzyskałam szansy na powrót do dawnego życia?
Nawet jeśli odpowiedź na oba pytania była twierdząca, nie chciałam o niej teraz myśleć. Odpychałam ją jak nieprzyjemne zadanie, które odkłada się na później.
Ponownie przywołałam w myślach widok pomostu i stawu... Dom.
Z zamyślenia wyrwała mnie Sara, która wróciła, pchając wózek inwalidzki.
- Bez przesady! - zawołałam oburzona i spuściłam nogi na podłogę, by pokazać jej, że mogę chodzić. Ku mojemu zaskoczeniu zakręciło mi się w głowie.
Jakby się tego spodziewając, Sara podjechała z wózkiem i praktycznie wepchnęła mnie na niego.
Pospiesznie narzuciłam bluzę i założyłam trampki; zapewne dostarczone tutaj przez myślącą o wszystkim Sarę.Sala Piotra rzeczywiście znajdowała się obok. Drzwi do niej były przymknięte, więc pchnęłam je lekko, niepewnie...
Leżał przykryty do pasa białą szpitalną pościelą. Wstrzymałam oddech... Klatkę piersiową Piotra pokrywały opatrunki, do lewej ręki podpiętą miał kroplówkę, a głowa prawie w całości skrywała się pod bandażem.
Wyglądał jakby spał, mimo to Sara powoli podjechała moim wózkiem pod jego łóżko.
- Zostawię was - szepnęła.
Kiwnęłam głową bez słowa. Nie potrafiłam oderwać oczu od twarzy Piotra; zdawała się przepełniona bólem...
Delikatnie ujęłam palce jego prawej dłoni.
- Wybacz... - szepnęłam, nie potrafiąc powstrzymać łez.
Oparłam delikatnie policzek o jego ramię, pragnąc poczuć ciepło jego ciała.
Pozwoliłam łzom kapać na szpitalną pościel.
Chwilę później poczułam rękę Piotra na moich włosach.
- Nie płacz. Już po wszystkim...***
Sara znalazła nas przytulonych na moim łóżku szpitalnym.
Ewa, przepełniona poczuciem winy za minione wydarzenia, zdawała się nie dostrzegać, że jej życie wkrótce wróci do normy. Ja zdawałem sobie z tego coraz bardziej sprawę, ale zmuszałem się, by o tym nie myśleć. Cieszyłem się jej bliskością, cieszyłem się, że była bezpieczna.
Gdy przestała płakać, pociągnąłem ją na szpitalne łóżko. Leżeliśmy w ciszy.
- Zostawiam was tylko na chwilę, a wy już broicie! - zawołała Sara, wchodząc jakiś czas później do sali, co jednoznacznie oznaczało, że cisza się skończyła.
Ewa nawet nie drgnęła. Wiedziałem jednak, że nie spała. Poczułem jakieś takie ciepło na myśl, że chce być przy mnie, że to daje jej swojego rodzaju ukojenie.

CZYTASZ
Sekrety Drzew
RomancePrześladowana przez byłego chłopaka Ewa opuszcza Warszawę i przenosi się w Tatry. Tam, w małym drewnianym domku, pod przybranym nazwiskiem, planuje ukryć się i w spokoju gór poczekać na lepsze dni. Piękno przyrody i urokliwość pobliskiej wsi zdają s...