Rozdział siódmy - O poranku

65 5 0
                                    

Biegłam... Deszcz nie przestawał padać, zapadł już zmierzch, a ja wciąż biegłam, co chwilę ślizgając się na mokrych kamieniach. Nie pamiętałam już czy biegłam w górę czy w dół.

- Znalazłem cię, suko...! - Usłyszałam za sobą triumfalne wołanie. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że to Robert.

- Nie, nie, nie, to nie możliwe! - zawołałam przerażona i przyspieszyłam swój bieg.

Nie czułam zmęczenia ani zimna, istniały tylko jego zbliżające się kroki. Nieważne jak szybko biegłam, on zdawał się być coraz bliżej.

W pewnym momencie usłyszałam krzyk, przeraźliwe zawodzenie. Chwilę zajęło mi, zanim zrozumiałam, że to ja tak krzyczę.
Monika, obudź się!

Czułam jak jego palce obwijają się wokół mojego nadgarstka...
Monika! To tylko sen! - Ktoś złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną mocno.

Otworzyłam oczy. Ktoś pochylał się nade mną, a ja wciąż przekonana, że to Robert, zaczęłam odpychać go spanikowana. Ten ktoś ponownie złapał mnie za ramiona, stanowczo lecz łagodnie.
- Monika, to ja, Piotr. Miałaś zły sen.
Wówczas go rozpoznałam; ta, jak zawsze poważna mina, i brązowe oczy obserwujące mnie z zaciekawieniem. Przez moment zdawało mi się, że może nawet z troską...
Byłam zlana potem i wciąż oddychałam głęboko; jakbym naprawdę dopiero co biegła przez las.
- Przepraszam - szepnęłam zawstydzona.
- Napij się - Piotr zignorował moje słowa i podał mi szklankę wody.
Łapczywie wypiłam ją całą.
Czekałam aż zapyta o mój koszmar, ale się nie doczekałam.
- Wciąż jest ci zimno? - zapytał za to.
Uniosłam brew, nie rozumiejąc jego pytania. Wciąż trzymałam szklankę przy ustach, z nadzieją, że będę mogła się za nią ukryć.
- Cała się trzęsiesz - ciągnął Piotr. - Czy to z zimna?
- Tak... - skłamałam. - Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłam.
- Nie ma sprawy. A teraz się kładź zanim znieczulenie przestanie działać i ból nie da ci zasnąć - powiedział Piotr, zabierając ode mnie pustą szklankę.
Widząc, że sięga ręką do nocnej lampki, chwyciłam go za ramię.
- Nie wyłączaj! - Posłałam mu niepewny uśmiech, ale nawet on nie złagodził paniki w moim głosie.
Piotr kiwnął głową i ruszył do drzwi. Dopiero wtedy mu się przyjrzałam; ubrany był w szary podkoszulek i dresy, był boso.
- Jak coś to jestem na kanapie - szepnął, przymykając drzwi do mojej sypialni. Na szczęście nie zamknął ich całkiem.
Położyłam głowę z powrotem na poduszce, z uporem maniaka wpatrując się w lampkę na nocnym stoliku. Robiłam wszystko, by zająć czymś myśli i nie wrócić do tego lasu z koszmaru. Przywołałam widok pleców Piotra, a raczej opinającej się na nich szarej koszulki...

Tak, to wystarczająco dobry sposób na odwrócenie mojej uwagi... pomyślałam, zasypiając.


Coś mnie obudziło. Otworzyłam oczy zastanawiając się co... I wtedy to poczułam: pulsowanie w stopie. W skali jeden do dziesięć, powiedziałabym, że była to piątka lub szóstka, więc nie tak źle. Ból był jednak na tyle mocny, że sen nie zamierzał już wrócić.

Kładź się zanim znieczulenie przestanie działać i ból nie da ci zasnąć... Przypomniały mi się słowa Piotra.

Ale kiedy on to powiedział?
I wtedy obudziła się również moja pamięć, przypominając mi o moich nocnych ekscesach. Boże... nie dość, że musiał sprowadzać mnie jak tę ostatnią sierotę ze szlaku, to jeszcze odpędzał moje koszmary? Czułam, że czerwienię się ze wstydu.
Stwierdziłam jednak szybko, że użalanie się nad sobą nie poprawi mojego nastroju i zmusiłam się do wstania.
Kuśtykając ku drzwiom, zerknęłam w stronę okna. Na zewnątrz nie było już śladu po deszczu, a błękitne niebo i letnie słońce śmiały mi się w twarz.
Zduszając w sobie kolejne westchnięcie, ruszyłam do kuchni. Po tylu trudach i cierpieniach zasłużyłam na kawę.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz