Rozdział dwudziesty drugi - Warszawa

60 5 0
                                    

- Gratuluję odzyskanego spokoju, pani Ewo! - wesoło przywitała się aspirant Kozłowska.
- Dziękuję - odpowiedziałam nieco zdziwiona jej telefonem.
Widziałam, że Piotr przygląda mi się zmartwiony. To on odebrał telefon, więc musiał wiedzieć, że rozmawiam właśnie z policją.
Uśmiechnęłam się do niego i łapiąc za rękę pociągnęłam na schody ganku. Usiedliśmy obok siebie, a ja ustawiłam telefon tak, by Piotr słyszał co mówi policjantka. Nie wiedziałam, czemu dzwoni, ale chciałam, by Piotr również słyszał jej słowa. Przez ostatnie dni dystansował się ode mnie, więc stwierdziłam, że to dobry moment, by poczuł się częścią mojego świata...
- Pani Ewo... - kontynuowała pani aspirant z westchnieniem. - Rozumiem, że wciąż przebywa pani poza Warszawą?
- Tak...
- Niestety jestem zmuszona poprosić panią, by stawiła się pani na komendzie. Oficjalne zawiadomienie zostało wysłane na Pani warszawski adres, to standardowa procedura, ale wolałam też zadzwonić...
- A dlaczego mam przyjeżdżać? - zdziwiłam się i nawet nie ukrywałam niezadowolenia.
Piotr mocniej ścinął moja rękę.
- Przecież złożyłam już zeznania dotyczące Roberta - argumentowałam. - Zarówno po pierwszym ataku, w Warszawie, jak i teraz...
- Prokurator, który przejął sprawę, chce się nią zająć wyjątkowo szybko i chce sam przesłuchać głównych zainteresowanych. Musi pani zrozumieć, że normalnie czekamy miesiące, a nawet lata, by oskarżyć i skazać takich przestępców...
Milczałam, czekając na dalsze wyjaśnienia. Zupełnie nie miałam ochoty na podróż do Warszawy. Wciąż nie wiedziałam, co chcę teraz robić ze swoim życiem, z Piotrem... Wyjazd do Warszawy zdawał się przymuszać mnie do powrotu do dawnego życia.
- Ta sprawa stała się dość głośna, pani Ewo - policjantka w końcu przeszła do sedna. - Dla młodego prokuratora, a z takim mamy właśnie do czynienia, to szansa na szybki awans.
Wciąż nie rozumiejąc argumentów policjantki, spojrzałam na Piotra.
- Im szybciej postawi Roberta w stan oskarżenia i go skaże, tym szybciej będzie mógł się pochwalić sukcesem - szepnął.
- Dokładnie tak - potwierdziła aspirant Kozłowska, która najwyraźniej usłyszała słowa Piotra. - Ale pani Ewo, to dobrze. To dobrze dla pani. To wszystko już wkrótce się skończy, miast ciągnąć się przez lata.
Tak naprawdę to miałam nadzieję, że 'to wszystko', jak nazwała to policjantka, już się skończyło. Najwyraźniej się myliłam.
- Dobrze - westchnęłam. - Kiedy mam być na komendzie?
- Poniedziałek?
- Dobrze...
Nie miałam teraz ochoty myśleć o logistyce. Do poniedziałku zostały dwa dni i wiedziałam, że w taki czy inny sposób zdążę dotrzeć do Warszawy.
- Świetnie! To widzimy się w poniedziałek o dziesiątej - pani aspirant zakończyła rozmowę, jakbyśmy umawiały się na kawę.
Zerknęłam ponownie na Piotra. Kiwnął tylko nieznacznie głową, ale już nic nie powiedział. Na powrót przybrał ten swój obojętny wyraz twarzy, z którym tak często miałam do czynienia krótko po przyjeździe do Leśnian. Zdążyłam już nieco poznać Piotra i wiedziałam, że w ten sposób ukrywa kłębiące się w nim emocje.

Siedzieliśmy tak przez jakiś czas na ganku, w milczeniu. Żadne z nas nie ruszyło się, nie wstało. Jakby ten bezruch, ta cisza, miały uchronić nas przed tym co nieuniknione; przed moim wyjazdem...
W pewnej chwili jednak Piotr objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
- Pojadę z tobą - szepnął.
Byłam tak zaskoczona jego słowami i jednocześnie tak szczęśliwa, gdy je wypowiedział, że tylko kiwnęłam nieznacznie głową, powstrzymując wzruszenie. Wtuliłam się w jego szerokie ramiona gotowa siedzieć na tych drewnianych schodach aż do wieczora.

Czy słowa są konieczne? Czy naprawdę musimy rozmawiać 'o nas'? Przecież te gesty, te chwile mówią same za siebie...

***

Sprawy toczyły się szybciej niż się spodziewałem. Ewa wracała do Warszawy. Pod wpływem impulsu, chcąc w jakiś sposób przedłużyć chwile z nią, zaproponowałem, że będę jej towarzyszyć.
Teraz w myślach wyrzucałem sobie, że jestem masochistą! Mimo że do Warszawy powinienem był wybrać się już dawno, by pozamykać swoje sprawy, to czułem, że ten wyjazd skończy się dla mnie jednym wielkim rozczarowaniem. Raczej oczywistym było, że jak już tam dotrze, to zwyczajnie tam zostanie...
Z drugiej strony, wiedziałam, że przed Ewą stało ciężkie zadanie i chciałem być dla niej wsparciem, nawet jeśli miało to oznaczać, że wspieram ją po raz ostatni.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz