Mój kochany pomost czekał na mnie cierpliwie. Gdy tylko przebrałam się w wygodną sukienkę, od razu ruszyłam ku niemu z kocykiem.
Umówiliśmy się z Piotrem, że zjemy razem obiad właśnie na pomoście. Trochę zaskoczyła mnie jego propozycja. Miałam wrażenie, że do tej pory unikał bliższych kontaktów ze mną. Zdawało się jednak, że po ostatnich wydarzeniach moja obecność przestała mu przeszkadzać. Lepiej późno niż wcale...
Ja już nie ukrywałam przed samą sobą, że mój gburowaty sąsiad zwyczajnie mnie pociąga. Zaczynałam naprawdę cenić sobie jego towarzystwo. Jedyne co mnie niepokoiło, to fakt, że nic o nim nie wiedziałam, a sam Piotr również nie spieszył się z opowieściami na swój temat. Ta niewiedza o nim i jego przeszłości powodowała, że nie do końca potrafiłam mu zaufać.
W momencie gdy rozkładałam koc, usłyszałam kroki na pomoście.
- Obiad zdążył nam trochę wystygnąć, więc musiałem odpalić mikrofalę...
Już chciałam coś odpowiedzieć, ale spojrzałam na Piotra i zabrakło mi słów. Szedł ku mnie boso, w czystych dżinsach i czarnym obcisłym podkoszulku.Oddychaj, Ewka!
- A ja przyniosłam wino! - Podniosłam butelkę i wlepiłam w nią wzrok, by nie gapić się na mięśnie Piotra rysujące się pod podkoszulkiem.
- Nie za wcześnie na wino?
- Na czerwone wytrawne? Nigdy!
Piotr usiadł obok mnie, podając mi moją porcję pierogów.
- Chociaż nie wiem jak czerwone wytrawne dogaduje się z pierogami - dodał z przekąsem.
- Zaraz się przekonamy.
Rzuciłam mu szeroki uśmiech i wpakowałam do buzi całego pieroga. Udawałam, że nie zauważam intensywności z jaką na mnie patrzy.
Po obiedzie z koca przesiedliśmy się na leżaki. Popijaliśmy wino i podziwialiśmy widoki.
- Ten widok się nie nudzi - westchnął Piotr, patrząc ponad taflą jeziora na czubki drzew i szczyty gór.
- Nie.
Panującą między nami przyjacielską ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości na telefonie Piotra.
Zerknął na wyświetlacz i zaśmiał się serdecznie.
- Mała Ewcia pozdrawia - przeczytał, podając mi telefon.
Sara wysłała zdjęcie córeczki, wystawiającej rączkę w stronę obiektywu.
Zdjęcie rzeczywiście było słodkie, lecz ja nie potrafiłam powstrzymać tego ponownie wrzechopanowującego mnie smutku. Wiem, że Sara dała dziecku na imię na moją część, zapewne pragnąc uświadomić mi, że wszystko będzie dobrze. Ja jednak nie potrafiłam patrzeć na sytuację tak pozytywnie; mała Ewcia uświadomiła mi, że duża Ewa jakby przestała istnieć...
- Już wczoraj miałem wrażenie, że po narodzinach dziecka Sary stałaś się jakaś taka... smutna. - Słowa Piotra wyrwały mnie z masochistycznego zamyślenia.
Spojrzałam na niego zaskoczona. A mi się zdawało, że robiłam dobrą minę do złej gry.
- Czy imię Ewa ma dla ciebie jakieś szczególne znaczenie? - spytał. - Wydaje mi się, że za każdym razem gdy je słyszysz, spinasz się instynktownie.
Pociągnęłam długi łyk wina. W tej chwili postanowiłam, że czas przedstawić Piotrowi moją historię. Zaczynało mi na nim zależeć, więc nie zamierzałam kontynuować tej znajomości udając kogoś, kim nie jestem. Po chwili namysłu opróżniłam cały kieliszek. Dla animuszu.
- Ewa Werner - zaczęłam.
- Słucham?
- Nazywam się Ewa Werner.
Piotr przyglądał mi się zaskoczony, ale nic nie powiedział.
- Dokładnie trzy miesiące temu mój były chłopak zaatakował mnie w moim mieszkaniu - kontynuowałam. Głos mi drżał, ale wiedziałam już, że nie przestanę mówić. - Próbował mnie zgwałcić i udusić. Te blizny, które jakiś czas temu widziałeś na moich plecach to rezultat mojego lądowania na szklanym stole, po tym jak Robert rzucił mnie na niego.
Zauważyłam, że Piotr zbladł. Milczał jednak, więc kontynuowałam.
- Dzięki czujności mojej sąsiadki skończyło się na szczęście tylko na tych bliznach. Robert uciekł jednak i do dzisiaj policja nie może go znaleźć.
- Dlatego tu jesteś?
Kiwnęłam nieznacznie głową.
- To był pomysł Michała... Gdy wyszłam ze szpitala byłam przerażona, nie chciałam wrócić do swojego mieszkania, nie chciałam wychodzić na ulicę. Michał wymyślił więc Monikę Kucharską, przyjaciółkę jego byłej dziewczyny, która zamieszka w domku w górach, podczas gdy policja będzie szukać Roberta.
Dolałam sobie wina, ale jedynie bawiłam się kieliszkiem.
- Nie wiem czego się spodziewaliśmy po moim przyjeździe tutaj... może, że Robert zakopie się w jakiejś ciemnej dziurze i już nigdy nie wróci?
- Ale on cię wciąż szuka? - szepnął Piotr. To potwierdziło, że przeczytał tego nieszczęsnego maila sprzed dwóch tygodni.
- Na to wygląda...
Piotr przeczesał włosy dłonią.
- Matko boska...
Dopił swoje wino i spojrzał mi w oczy.
- Jak sobie dajesz radę?
Wzruszyłam ramionami.
- Staram się żyć z dnia na dzień... Ale męczy mnie ten stan zawieszenia. Nie wiem jak długo mam tu zostać, nie wiem czy ten wyjazd w ogóle miał sens...
- A co z twoją rodziną? - zapytał Piotr. - Nie martwią się o ciebie?
Jego pytanie przywołało kolejne wspomnienia; mama szlochająca w szpitalu i trzymająca mnie za rękę. Tata wyprowadzający ją na korytarz.
- Moi rodzice, zwłaszcza mama, bardzo przeżyli atak na mnie. Mama nie przestawała płakać przez pierwszych kilka dni... Upierała się, że policja musi mi dać ochronę... Więc gdy Michał wpadł na pomysł tego wyjazdu, rodzice od razu mu przyklasnęli. Ja nie byłam przekonana, ale ostatecznie zrozumiałam, że przyniesie to jakiś spokój, jakąś ulgę rodzicom. To ja wplątałam się w to bagno, nie chciałam ciągnąć ich ze sobą na to emocjonalne dno...
- To, co się wydarzyło to nie twoja wina - szepnął.
- Tak, wiem. - Uśmiechnęłam się smutno. - Trudno jednak nie czuć się winną na widok łez mamy i trzęsących się rąk taty...
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- A więc Ewa, nie Monika... - zagadnął w końcu Piotr bardziej żartobliwym tonem.
- Ewa Werner. - Podałam mu dłoń, którą Piotr uścisnął bez wahania.
![](https://img.wattpad.com/cover/286118803-288-k399900.jpg)
CZYTASZ
Sekrety Drzew
RomancePrześladowana przez byłego chłopaka Ewa opuszcza Warszawę i przenosi się w Tatry. Tam, w małym drewnianym domku, pod przybranym nazwiskiem, planuje ukryć się i w spokoju gór poczekać na lepsze dni. Piękno przyrody i urokliwość pobliskiej wsi zdają s...