Rozdział szósty - W dół

68 3 0
                                    

Nie wiem czy bym ją zauważył, gdyby nie ta dziwaczna kurtka. Leżała, jak mi się zdawało, nieprzytomna i wśród otaczających ją liści tylko ta różowa kurtka zwracała uwagę.
- Monika? - zapytałem cicho, kucając obok. - Monika! - powtórzyłem głośniej, gdy nie zareagowała.
Jej twarz zakryta była kapturem, więc odchyliłem go delikatnie.
- Nie mogłeś tak szybko mnie znaleźć! Nie mogłeś! - zawołała nagle, a jej głos pełen był przerażenia.
Oczy wciąż miała zamknięte, więc zdawało się, że krzyczy przez sen, a może w majakach... Złapałem ją już mocniej za ramiona.
- Monika, to ja, Piotr! Obudź się!
W końcu otworzyła oczy. Spojrzała na mnie i przez chwilę próbowała wyrwać się z mojego uścisku, jednak pod wpływem tego gwałtownego ruchu krzyknęła z bólu. To chyba ją ocuciło, bo w końcu spojrzała na mnie przytomnie. W końcu mnie zauważyła.
- Piotr?
- Jesteś ranna?
- To tylko moja noga - wyjaśniła drżącym głosem. Widziałem, że jest przemarznięta. - Utknęła w tych kamieniach i próbowałam ją wyciągnąć, ale...
Podwinąłem nogawkę jej spodni. Kostka rzeczywiście nie wyglądała ciekawie: liczne skaleczenia spowodowane ocieraniem skóry o ostrą skałę. Widziałem już, że przynajmniej jedno z nich będzie potrzebować szwów. Bardziej martwił mnie jednak fakt, że Monika nie przestawała się trząść. Musiała być już poważnie wychłodzona.
- Bardzo... mi... zimno... - szepnęła, potwierdzając tylko moje obawy.
Szybko rozglądnąłem się za czymś, co pomogłoby mi podważyć kamień, pod którym utknęła stopa Moniki. Kawałek grubej gałęzi wystarczył.
Wyciągnąłem z plecaka zapasową kurtkę przeciwdeszczową i pomogłem jej ją założyć. Tak naprawdę w takim stanie wyziębienia powinna była przebrać się w całkiem suche ubrania, ale takiej możliwości nie mieliśmy.
Szybko obandażowałem Monice stopę; po wyciągnięciu jej z kamiennej pułapki zaczęła mocniej krwawić.
Wówczas przypomniałem sobie, że miałem dać znać Sarze jak tylko znajdę Monikę. Złapałem za walkie-talkie.
- Sara! Znalazłem Monikę. Schodzimy do ciebie. Powinno nam to zająć jakąś godzinę... - oszacowałem. Nie byłem pewny jak daleko dziewczyna zajdzie w tym stanie.
- W końcu! - Z krótkofalówki zazgrzytał głos Sary. - Czekam na was!
Pomogłem Monice wstać. Zachwiała się lekko i zamrugała oczami, więc szybko złapałem ją w pasie.
- Zobaczmy czy możesz iść - zaproponowałem. Wiedziałem jednak, że nie było innej opcji. Nie wyglądała na ciężką, ale przy takiej pochyłości trasy nie byłbym w stanie jej nieść.
Zrobiła niepewny krok i zacisnęła zęby.
- Tak, mogę iść.
Czułem, że to nie do końca prawda, ale nie mieliśmy wyjścia.
- Przepraszam - szepnęła zanim ruszyliśmy dalej.
- Za co?
- Przepraszam, że cię nie posłuchałam i polazłam na tę wycieczkę w taką pogodę, że...
- Daj spokój. Nie mogłaś wiedzieć, że schronisko będzie zamknięte.
- Skąd wiesz, że było zamknięte?
- Opowiem ci wszystko jak już będziemy siedzieć w ciepłym domu, w suchych ciuchach, ok?
Kiwnęła tylko roztargniona głową i ruszyliśmy w dół.

Półtorej godziny później między drzewami w końcu zobaczyłem mojego pickupa.
Od jakiegoś czasu już niosłem Monikę. Początkowo protestowała, jednak jej ranna stopa zbyt nas spowalniała. W tym tempie nie dotarlibyśmy do auta przed nocą. Monika musiała sobie zdawać z tego sprawę, bo w końcu się zgodziła.
Widziałem zakłopotanie na twarzy dziewczyny, gdy ją uniosłem. Drżała nieustannie, miałem więc nadzieję, że w ten sposób ogrzeje się przynajmniej trochę od ciepła mojego ciała.
Sara wybiegła z auta. Przeraziła się, widząc, że Monika nie idzie o własnych siłach.
- Matko boska, co się stało?
- Nic takiego - Monika odezwała się drżącym głosem. Ja ze zmęczenia nie miałem siły mówić. Wciąż łapałem oddech. - Zraniłam sobie stopę o skały.
Z ulgą postawiłem Monikę przy samochodzie. Była lekka, ale niesienie jej przez dłuższy czas w takich warunkach dało mi się mimo wszystko we znaki.
Położyła rękę na moim ramieniu.
- Dziękuję.
Kiwnąłem tylko głową i otworzyłem jej drzwi. Zmęczenie, a może jej bliskość, mieszały mi w głowie.
- Wsiadaj. Musisz jak najszybciej się ogrzać.
Sara siedziała już w aucie i odpalała silnik. Usiadłem z Moniką na tylnym siedzeniu i okryłem ją kocem termicznym. Mieliśmy przed sobą jeszcze jakieś trzydzieści minut jazdy.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz