Rozdział dwunasty - Do drzew

53 4 0
                                    

Znałem Monikę krótko, ale przez cały dzień czułem, że coś było nie tak, że nie była sobą. Z pewnością była zmęczona nieprzespaną nocą, stresem, podróżą do Krakowa w ciasnej karatece i pobytem w szpitalu. Wciąż miałem jednak wrażenie, że coś jeszcze ją męczy, dobija...

Chwilę potrwało zanim Sara została przyjęta. Znajomość z Tomkiem bardzo się przydała. Przez cały czas oczekiwania Monika była przy Sarze. Usunęła się w cień dopiero, gdy zjawili się rodzice dziewczyny.
Przez chwilę rozważałem czy nie wynająć auta i od razu nie wrócić do Leśnian, ale sam padałem z nóg i nie byłbym w stanie prowadzić samochodu.
Pożegnaliśmy się z Sara i jej rodziną i opuściliśmy szpital.
- Znajdźmy jakiś hotel i prześpijmy się - zaproponowałem. - Z samego rana wrócimy do Leśnian.
Monika kiwnęłą tylko głową i podążyła za mną.
- Masz jakieś preferencje jeśli chodzi o wybór hotelu? - zapytałem.
- Niech będzie blisko.
Złapaliśmy taksówkę i dziesięć minut później zajechaliśmy pod Hiltona. Monika uniosła brew nieco zdziwiona.
- Wiem, że będzie drożej, ale przynajmniej nie powinniśmy mieć problemów z dostaniem dwóch pokoi.

- Bardzo mi przykro, ale obecnie odbywa się u nas konferencja chemiczna i został nam tylko jeden wolny pokój - oznajmiła mi recepcjonistka.

Świetny plan, Piotr!
Odwróciłem się do Moniki gotowy szukać innego hotelu.
- Piotr, to tylko jedna noc - szepnęła. - A ja chcę po prostu spać.
- Ok.
Odwróciłem się do recepcjonistki i podałem jej kartę kredytową.
Gdy weszliśmy do pokoju, Monika zrzuciła buty i od razu położyła się do łóżka.
- Przepraszam, że taka słaba ze mnie towarzyszka podróży...
- No co ty! Ja też jestem zmęczony. Śpij. Ja się położę na kanapie...
- Nie! - Monika zaprotestowała. - Ty jeszcze bardziej niż ja zasłużyłeś, by porządnie się wyspać. Łóżko jest duże...
Nie protestowałem, bo o niczym innym nie marzyłem jak tylko położyć głowę na jednej z wielu hotelowych poduszek.
- Dobranoc - szepnąłem chwilę później, ale Monika już spała.

Obudziły mnie dopiero poranne promienie słońca wdzierające się poprzez szczeliny w zasłonach i odgłos prysznica z hotelowej łazienki. Monika musiała więc już wstać.
Zdałem sobie sprawę, że przez noc przesunąłem się bardziej na jej stronę łóżka. Zacząłem się zastanawiać kiedy ostatni raz spędziłem z kimś noc, kiedy po raz ostatni byłem tak blisko drugiej osoby.
Wstałem z łóżka i złapałem za telefon. Czas zorganizować nam transport do Leśnian.

***

Coś mnie obudziło. Otworzyłam oczy i powoli rozejrzałam się po pokoju. Był mały, ale elegancki. Przestałam się nim jednak interesować w momencie, gdy poczułam na swoim biodrze czyjąś rękę.

Ty jeszcze bardziej niż ja zasłużyłeś, by porządnie się wyspać. Łóżko jest duże... Przypomniałam sobie moje słowa z poprzedniego wieczoru i od razu zrozumiałam, że ta ręka należy do Piotra. Chyba jednak takie duże to łóżko nie jest...
Założyłam, że Piotr przysunął się do mnie przez noc. Nie wyglądał mi na typ, który lubi się przytulać pod kocykiem. Przynajmniej nie świadomie... Moja wredna podświadomość zdawała się ubawiona całą sytuacją. Nie wydajesz się zbytnio zmartwiona swoim obecnym położeniem, dodała złośliwie.
Ta myśl była jak wiadro zimnej wody. Delikatnie ściągnęłam z siebie rękę Piotra i wstałam. Fakt, może i przyjemnie było obudzić się obok przystojnego faceta, ale tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. Nie potrzebowałam mojej wrednej podświadomości, by pamiętać jak zakończyła się moja znajomość z ostatnim przystojnym facetem.
Zamknęłam się pospiesznie w łazience i weszłam pod prysznic. Nie chciałam już tych myśli w głowie, nie chciałam wspomnień, bólu, poczucia porażki... Wydarzenia poprzedniego dnia, mimo iż tak naprawdę pozytywne, kazały mi spojrzeć na swoje życie. Nie był to przyjemny widok.
Nie byłam jednak osobą, która w nieskończoność roztrząsa swoje dramaty. Zmusiłam się więc, by myśleć o pozytywach. Dzisiaj wrócimy do Leśnian, do spokoju lasu, do sekretów drzew...
Wyszłam spod prysznica w znacznie lepszym humorze i z postanowieniem, by w takim pozostać.
Założenie ciuchów z poprzedniego dnia na moment zachwiało owe postanowienie, ale jak się nie ma co się lubi...
Gdy weszłam do pokoju, Piotr już nie spał. Siedział na kanapie zajęty wystukiwaniem czegoś w swoim telefonie. Był już ubrany...
- Czy mi się zdaje, czy ty masz nowe ciuchy? - zapytałam trochę zazdrosna.
- Nie, nie wydaje ci się. - Uśmiechnął się do mnie łobuzersko. - Ty też masz nowe ciuchy. - Skinął głową w stronę łóżka.
Kolorowa torba zachęcała, by zajrzeć do środka. Otworzyłam ją i prawie krzyknęłam z radości. Była tam bielizna, koszulka i getry; wszystko zdawało się być w moim rozmiarze.
- Jak...?
- Mają tu taki super wyposażony sklepik - wyjaśniał Piotr wyraźnie dumny z siebie. - Zadzwoniłem na recepcję i podałem nasze rozmiary... to znaczy twój raczej zgadłem... Mam nadzieję, że wszystko będzie dobre.
- Założę nawet rozmiar XXL, jeśli ubranie jest czyste - westchnęłam zadowolona i ruszyłam z powrotem do łazienki. - Zaraz wracam.
- Byle szybko, bo padam z głodu...

- To jest ten wspaniały środek transportu, który nam zorganizowałeś?
Wymeldowaliśmy się z hotelu zaraz po śniadaniu, by jak najszybciej wrócić do Leśnian.
Piotr wspomniał, że jego kolega Tomek załatwił nam transport. Naiwnie założyłam, że będziemy podróżować samochodem... Teraz stałam przed czarnym motocyklem, a Piotr, szczerząc się, podawał mi kask.
- Mam nadzieję, że z twoją jazdą motocyklem nie jest jak z odbieraniem porodu - szepnęłam nie bez złośliwości - i jeździłeś czymś takim więcej niż jeden raz?
Piotr założył kask i wsiadł na motor. Wyglądał jakby wiedział co robi...
- Przecież bez problemu odebrałem wczoraj poród - stwierdził, puszczając do mnie oko.
Zbladłam na te słowa.
- Żartuję! - zawołał, widząc moje przerażenie. - Też mam motocykl, ale... - zawahał się i jakby spoważniał - zostawiłem go w Warszawie...
Po tych słowach opuścił szybkę kasku i odpalił silnik.
- Wsiadaj!
Już nie protestowałam. Założyłam kask i ostrożnie zajęłam miejsce za Piotrem. Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić z rękoma. Nie czułam się na tyle pewnie, by trzymać się małego uchwytu za siedzeniem, więc złapałam Piotra w pasie. Gdy jednak przyspieszył chwilę później, z krzykiem wtuliłam się w jego plecy.
Nie wiem czy mi się wydawało, ale chyba zaczął się śmiać.
Długo wyjeżdżaliśmy z Krakowa. Po jakimś czasie jazda nie wydawała się już tak przerażająca, mimo to wciąż mocno obejmowałam Piotra. Pewność jego ruchów, ciepło ciała dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Po raz pierwszy od dwóch dni poczułam się naprawdę dobrze, poczułam, że jestem na właściwym miejscu.
Uczucie to wzmożyło się, gdy w końcu opuściliśmy miasto, a szczególnie gdy zjechaliśmy z autostrady i podmiejskimi drogami zbliżyliśmy się do Leśnian.
Dziwne jak szybko zmieniłam się w miłośnika dziczy, ja, jeszcze niedawno kochająca duże miasto dziewczyna. To dzięki drzewom... myślałam. To ich wielkość, wytrwałość i siła tak na mnie działają. Wśród nich z jakiegoś, może nawet absurdalnego powodu, czuję się bezpieczna.
Pod wpływem chwili puściłam Piotra i rozłożyłam ręce. Odchyliłam głowę i zamknęłam oczy. Prędkość, wiatr, bliskość Piotra; wszystko to było upajające. Przez chwilę poczułam się szczęśliwa.

***
- Nie za wcześnie na obiad? - Monika zapytała, gdy zatrzymaliśmy się pod przydrożną restauracją.
- Na obiad za wcześnie, ale na kawę nie. Poza tym muszę rozprostować nogi - skłamałem. Tak naprawdę nie chciałem, by ta wspólna podróż już się skończyła.
Do Leśnian zostało nam jakieś pół godziny drogi. Czułem, że w chwili gdy tam dotrzemy, wrócimy z Moniką do naszej niezręcznej rutyny, dystansu, mijania się. Nie byłem na to gotowy, nie po tym jak obejmowała mnie przez tyle kilometrów, nie po tym jak, rozkładając ręce, przeżywała radość z jazdy. Jej beztroski śmiech był uzależniający. Przez chwilę, na myśl, że jest szczęśliwa dzięki mnie, poczułem się panem świata.
- Ale w sumie... mają tu bardzo dobre pierogi. Może weźmiemy na wynos i zjemy na twoim ukochanym pomoście? - zaproponowałem, zdając sobie sprawę, że wspólny posiłek to przesunięcie się w naszych relacjach o krok dalej.
Przez moment zdawało się, że widzę zaskoczenie na twarzy Moniki. Zapewne pomyślała o tym samym co ja.
- Dawno nie jadłam pierogów - stwierdziła jednak ku mojej uldze.

Wyluzuj, chłopie. Skarciłem się w duchu za ten niepokój.
- Dobra, to ja zaraz wracam - rzuciłem i ruszyłem do restauracji.
Chwilę później wróciłem z dwoma kawami i znalazłem Monikę siedzącą na trawie, opartą plecami o drzewo.
- Coś nie tak z ławami i stołami pod restauracją? - zapytałem z przekąsem, zerkając na stoliki w restauracyjnym ogródku.
- Wiesz co... moja potrzeba kontaktów międzyludzkich została zaspokojona przez ostatnie dwa dni.
Rzeczywiście w ogródku restauracji było dość tłoczno.
- Wolę towarzystwo drzew - dodała.
Podałem Monice kawę i usiadłem obok niej na trawie.
- Gdy tu przyjechałem rok temu... - zacząłem po chwili, ważąc słowa. - Byłem zaskoczony jak bardzo nie brakuje mi miasta. Wiesz, początkowo myślałem, że długo nie wytrzymam sam w lesie...
- A wytrzymałeś...
- Wytrzymałem.
Nie powiedzieliśmy już nic więcej. Siedzieliśmy pod drzewem, popijając kawę z papierowych kubków. Nigdy dotąd nie opowiadałem Monice o sobie. Tak naprawdę w Leśnianach ludzie mało o mnie wiedzieli. Zdawało się, że nikt szczególnie nie interesował się powodem mojej obecności; wszyscy jakby byli zadowoleni z faktu, że zamieszkał wśród nich lekarz. Za to między innymi uwielbiałem Leśniany; przyjęto mnie tam jak członka rodziny, bez zbędnych pytań i gadania.

Teraz jednak, gdy wspomniałem Monice o Warszawie, miałem ochotę powiedzieć jej więcej... Czy na pewno chcesz otwierać te drzwi, Mularczyk, wracać do tych wszystkich wspomnień i emocji? Znałem odpowiedź na to pytanie, więc stłamsiłem w sobie wszelkie chęci, by dzielić się z kimś moją historią.
Chwilę później kelner wyniósł nasze pierogi zapakowane w najmniejsze pudełko jakie mieli. Wcisnąłem obiad do jednej z sakw przytroczonych do motocyklu i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz