Rozdział ósmy - Bezczynność

69 5 0
                                    

Na malowniczy pomost dotarłam dopiero następnego dnia.
Po rozmowie telefonicznej z Michałem czym prędzej połknęłam tabletki, które zostawił mi Piotr, a piętnaście minut później znowu spałam. Jeszcze w tej ostatniej chwili przed zaśnięciem, gdy moja świadomość balansowała na granicy jawy i snu, przez głowę przeleciała mi myśl, że nie powinnam tak lekkomyślnie przyjmować leków od praktycznie obcego mi faceta. Lekarz czy nie... Nie dokończyłam jednak tej myśli, bo zasnęłam.
Obudziłam się dopiero po południu. Z ulgą stwierdziłam, że stopa boli mnie już tylko nieznacznie (poziom dwa na moje wyczucie), więc już w lepszym humorze zrobiłam sobie kanapkę. Miałam ambitny plan zjeść ją na owym malowniczym pomoście, ale gdy wyszłam na ganek, mój wzrok padł na fotel bujany. Wyglądał tak wygodnie i zachęcająco, że to w nim spędziłam następne kilka godzin, jedząc, czytając i przesypiając.
I właśnie taką śniętą znalazł mnie wieczorem Piotr.
- Widzę, że wzięłaś tabletki, które ci zostawiłem?
Otworzyłam zdziwiona oczy i spojrzałam na mojego zazwyczaj tak poważnego sąsiada. Tylko że tym razem dałabym sobie rękę uciąć, że był rozbawiony...
- Słucham? - odparłam trochę nieprzytomna.
- Środki przeciwbólowe, które ci zostawiłem powodują senność - tłumaczył Piotr. - Z tego co zauważyłem, testujesz ich działanie uboczne właśnie w tym fotelu.
- Nie wiem o co ci chodzi - odpowiedziałam, w końcu pojmując jego aluzję. - Ja tutaj pilnie przez cały czas czytam... - Wskazałam na książkę, która w międzyczasie wylądowała na podłodze.
Na tym etapie obydwoje wiedzieliśmy już, że czytania to ja zbyt wiele nie popełniłam, więc nie wytrzymałam i posłałam Piotrowi uśmiech. O dziwo on odpowiedział równie szerokim.
Na ten widok przez moment zaparło mi dech. Pierwszy raz widziałam, żeby Piotr się uśmiechał i do tego szczerze. A było na co popatrzeć; zazwyczaj zmarszczone czoło wygładziło się, a zimne oczy nabrały blasku.
Patrzyliśmy tak na siebie przez jakiś czas, wciąż się szczerząc. Czułam, że to taka nasza pierwsza przyjacielska chwila. Nagle przestało być krępująco i nieprzyjemnie. Jakbyśmy znaleźli wspólny język, nawiązali nić porozumienia. Miałam wrażenie, że Piotr też to poczuł, ale chwilę później uśmiech znikł z jego twarzy. Zastąpił go ten znany mi grymas niezadowolenia.
- Już ciemno - powiedział poważnie. - Lepiej wejdź już do środka zanim zaśniesz tu na dobre i zjedzą cię komary.
Nie czekając na moją reakcję, złapał mnie pod rękę i pomógł wstać.
Wsparłem się na jego ramieniu, mimo że bez problemu mogłam już stać o własnych siłach, ale był taki ciepły i tak pięknie pachniał...
Zanim zamknęłam drzwi, odwróciłam się jeszcze do niego.
- Nie pamiętam czy w ogóle ci podziękowałam - szepnęłam. Odwrócił się do mnie, ale nie patrzył mi już w oczy. - Dziękuję że mimo wszystko uratowałeś mnie wczoraj, że zająłeś się mną wieczorem i dzisiaj rano. Jestem ci bardzo wdzięczna, Piotr.
- Mimo wszystko? - Tym razem podniósł na mnie wzrok.
- No tak... - Uśmiechnęłam się. - Mimo że mnie tu nie chcesz i że ci przeszkadzam, nie zawahałeś się mi pomóc...
Patrzył na mnie zaskoczony moimi słowami.
- Dobranoc - szepnęłam i zamknęłam drzwi.

Następnego dnia z samego rana w końcu pokuśtykałam na pomost; książka, kanapka i termos w plecaku, koc przewieszony przez ramię. Słońce świeciło, chmury się ulotniły. Zapowiadał się miły i spokojny dzień.

Spokojny czy nudny? Szepnął wewnętrzny głosik, jak zwykle czujny.

Spokojny.
Rzeczywiście byłam osobą, która lepiej czuła się w ruchu, robiąc coś, cokolwiek. Ewidentnie jednak wszelkie działania, które podjęłam po przyjeździe tutaj, zakończyły się większą lub mniejszą porażką. Dlatego też, choćbym miała umrzeć z nudów, obiecałam sobie, że najbliższy tydzień spędzę bezczynnie. Dla własnego dobra.
Rozłożyłam koc na pomoście, na którym tak naprawdę dopiero teraz stanęłam po raz pierwszy. I rzeczywiście był malowniczy, ale jak się okazało był też dość stary. Przez moment zastanawiałam się czy moje nierobienie niczego przypadkiem nie skończy się utonięciem... Zignorowałam jednak te czarne myśli i po raz kolejny podziwiając widoki, zabrałam się za jedzenie kanapki.
- Znowu ucinasz sobie drzemkę? - Jakiś czas później usłyszałam za sobą głos.
Piotr stanął obok mnie. Zdawało się, że podziwia widok rozpościerający się przed nim, ale widziałam, że obserwuje mnie kątem oka.
Znacząco uniosłam książkę, którą tym razem naprawdę czytałam.

Sekrety DrzewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz