7. Czuję, że żyję

605 26 0
                                    

Siedziałam na parapecie w pokoju z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni, wzrokiem śledząc każdą kropelkę deszczu, która powolnie spływała po oknie. Ostatnimi czasy pogoda w Princeton była wręcz depresyjna. Zachmurzone niebo, przez które nawet jeden promyk słońca nie miał szans się przebić, sprawiało, że życie wszystkich wokół wydawało się smutne. Nawet Nicolas nie miał w sobie tyle energii, co zawsze. Moje życie natomiast zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, odkąd przekroczyłam próg swojego pokoju w czwartkowy poranek. Niestety skłamałabym mówiąc, że na lepsze.

Ponieważ wydostanie się na brzeg z samego dna jest długą i ciężką drogą, a narodzinom głównie towarzyszy płacz i ból, który testuje moją wytrzymałość.

Z imprezy wróciłam około godziny trzeciej i mimo okropnego zmęczenia, które towarzyszyło mi już podczas drogi do domu, tego ranka nie zmrużyłam oka. Moje myśli krążyły wokół zdarzeń, które miały miejsce poprzedniego wieczoru. Do teraz nie do końca rozumiem, co właściwie się wydarzyło, ale wiem, że nikt nie powinien się o tym dowiedzieć. Oczywiście, Williamowi zapewniłam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale jak już każdy zdążył zauważyć, jestem dobrą aktorką. Gdy tylko ściągnęłam sukienkę i półnaga stanęłam przed lustrem, poczułam pewnego rodzaju ukłucie w sercu. Skanując każdy milimetr mojej skóry, w oczy pełne łez rzuciły mi się odciski męskich dłoni, które zdążyły zamienić się już w fioletowe ślady. Żółć podchodziła mi do gardła, gdy opuszkami palców dotykałam swojej naznaczonej szyi i ud. Im dłużej na siebie patrzyłam, tym coraz więcej wspomnień wpadało do mojej głowy, przez które czułam obrzydzenie do samej siebie i mężczyzny, który tamtego dnia usiłował zrobić mi jedną z najohydniejszych rzeczy. Nie chciałam nawet myśleć, co by się ze mną stało, gdyby William nie postanowił ruszyć za mną.

Co do samego bruneta, nie odezwał się do mnie odkąd pożegnaliśmy się przed moim domem. Zresztą, ja sama tego nie zrobiłam, ponieważ zwyczajnie nie miałam odwagi. Nie wiedziałabym nawet, co mam do niego napisać. Spędziłam z nim naprawdę przyjemnie czas, podczas którego zdążyłam co nieco się o nim dowiedzieć i w sumie jak na razie na tym się skończyło. Mimo tego, coraz częściej przyłapuję się na myśleniu o nim podczas zwyczajnych czynności, takich jak chociażby sprzątanie. Za każdym razem, gdy zamykam oczy, a mój umysł przygotowuje się do snu, ukazują mi się jego piękne brązowe tęczówki, które spoglądają prosto w moje niebiesko-zielone. Widzę jego, odzianego w lekki, czarny płaszcz, grającego na pianinie moją ulubioną melodię. Widzę jego dłonie, którymi z delikatnością dotyka moich, aby nie sprawić mi bólu, i widzę ten uśmiech, na którego widok moje serce zaczyna wybijać szybszy rytm.

- Słuchasz nas w ogóle? - Zapytał leżący na moim łóżku Nick.

- C.. co? - Zdezorientowana oderwałam wzrok od okna i popatrzyłam na przyjaciół. - Przepraszam, zamyśliłam się.

Po szkole, Wood wraz z Ericem, Matteo i Jess postanowili zająć mój pokój i obejrzeć jakiś serial. Usiłowałam im wytłumaczyć, że nie mam ochoty na oglądanie, ale Nicolas z dziewczyną nie mogli od tak odpuścić. Bardzo ją polubił i naprawdę cieszyłam się z tego powodu. Dobrze, że szatynka z taką łatwością odnajduje się w naszym gronie.

- Od kilku dni chodzisz z głową w chmurach. Coś się stało na imprezie? - Matt przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami, czekając, aż odpowiem na pytanie Jess.

- Nic się nie stało. Zwyczajnie się zamyśliłam. - Odpowiedziałam krótko, brzmiąc trochę bardziej ostro, niż miałam w planach, więc chwilę później spróbowałam zrekompensować się uśmiechem, który koniec końców zmienił się w grymas.

- A może to przez tego chłopaka? - Uniosłam jedną brew do góry, dobrze zdając sobie sprawę z tego, kogo Brown miał na myśli. - No wiesz. Tego, który dał nam zajebisty koncert w środę. Wybiegł z domu chwilę po tobie.

Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz