Nadszedł w końcu czwartek. Ostatnie dni były dość ciężkie i mimo tego, że nowy rok zaczął się miesiąc temu, nauczyciele nie rozmawiali o niczym innym niż egzaminy, które czekają mnie pod koniec roku. Czy się boję? Nie. Ciężko pracowałam przez ostatnie trzy lata i myślę, że jestem wystarczająco przygotowana. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że nie stresuje się w ogóle. W końcu stres jest czymś naturalnym, co towarzyszy nam przez całe życie. W każdej sytuacji jest inny. Raz bardziej intensywny, a raz mniej. I choć w swoim życiu spotkałam go wiele razy, chociażby podczas wszystkich występów, on wciąż przy mnie jest. Wciąż się stresuję, ale tym razem ten stres jest dość... dziwny. Nie spowodowany samymi egzaminami, a tym, co czeka mnie zaraz po nich. Wybór uczelni, opuszczenie rodzinnego gniazdka i wkroczenie w dorosłe życie, którym każdy mnie tak straszy. Odkąd tylko zaczęłam się nad tym wszystkim poważniej zastanawiać, moim celem na dalszą edukację stał się Boston. Znajdująca się tam uczelnia muzyczna na naprawdę wysokim poziomie jest zachwalana przez wielu muzyków. Nawet Antonio wraz z moją nauczycielką skrzypiec kilka razy wspomnieli, że to właśnie tam widzą mnie po skończeniu szkoły w Princeton. Niestety, wybór ten wiąże się z rozłąką z Nicolasem, który celuje w Nowy Jork. W prawdzie dzielić nas będzie jedynie dwieście jedenaście mil, ale sam fakt, że nie będzie go obok mnie jest cholernie dobijający.
Gdy tylko wróciłam do domu, od razu udałam się do swojego pokoju, aby choć odrobinę odpocząć. Na początku miałam w planie zacząć czytać książkę, która czekała na mojej półce od kilku miesięcy, ale już po pierwszych stronach zwyczajnie zasnęłam. Nie wiem, czy była to kwestia mojego zmęczenia, czy po prostu lektura była cholernie nudna. A może jedno i drugie? Ciężko mi to stwierdzić, ponieważ fabuła wciąż pozostała mi nieznana. Cóż... spróbuję ponownie za kilka dni.
Obudziłam się dopiero w momencie, gdy po moim pokoju rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Zegar wskazywał dopiero kilka minut przed piątą, więc spałam naprawdę niewiele. Zirytowana tym faktem, miałam ochotę nawet nie podnosić się z łóżka i poczekać, aż gość stojący przed drzwiami sobie pójdzie. Jednakże już po kilku sekundach, gdy dzwonek nieustannie dzwonił, postanowiłam podnieść się z wygodnego materaca i sprawdzić, kto tak bardzo próbuje dostać się do środka. Jakie było moje zaskoczenie, gdy po uchyleniu drewnianej płyty moje oczy ujrzały postać Erica, który właśnie powinien być na treningu.
Eric Brown był jednym z tych chłopaków, którzy nie musieli robić nic specjalnego, a i tak każdy ich kochał. Był jak promienie słoneczne, które przebijają się przez ciemne chmury w deszczowy dzień. Włosy ma niczym młody Leonardo DiCaprio, których końcówki aktualnie były w kolorze jasnego fioletu i szczerze musiałam przyznać, że ten kolor pasował do niego idealnie. Tęczówki, spoglądające właśnie w moją stronę, barwą przypominały ciemną, głęboką zieleń, a brzoskwiniowe usta nieustannie wyginały się w zarażającym uśmiechu. Ja i Matteo poznaliśmy go trzy lata temu na koncercie Maroon 5. Z pewnością nawet nie zwrócilibyśmy na niego uwagi, gdyby nie fakt, że chłopak skakał pod sceną totalnie zalany, bez koszulki, a na jego biodrach znajdowała się różowa spódniczka. Przyglądając mu się przez dłuższą chwilę rozbawiona, w końcu postanowiłam do niego podejść i pochwalić kreatywną stylizację. I właśnie ten jeden krok sprawił, że w trójkę przegadaliśmy resztę koncertu, świetnie się przy tym bawiąc. Kilka tygodni później okazało się, że trafiliśmy do jednej szkoły i tak właśnie zaczęła się nasza cholernie popaprana przyjaźń.
- Co ty tutaj robisz? - Zapytałam zdziwiona, mierząc go przy okazji wzrokiem. Chłopak miał na sobie czarne spodnie i tego samego koloru koszulę, która opinała się na jego zbudowanych barkach. - I dlaczego jesteś ubrany tak, jakbyś właśnie wrócił z koncertu orkiestry symfonicznej?
- Co za miłe przywitanie. - Przewróciłam oczami na słowa Browna, który w tym samym czasie wyciągnął w moją stronę rękę i podał jakiś papier. - Nie wróciłem z koncertu orkiestry symfonicznej, ale właśnie się tam wybieram i mam zamiar zabrać cię ze sobą. Słyszałem, że ostatnio masz gorsze dni i wiele stresu, więc idziemy się razem odstresować. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie. Słysząc jego słowa, moje powieki rozszerzyły się do granic możliwości, a następnie z niedowierzaniem spojrzałam na bilet.
CZYTASZ
Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]
Roman d'amourPo stracie ojca nic już nie było takie same. Życie przestało być beztroskie i pełne żywych barw, a skrzypce nie dawały mi już takiej radości, co kiedyś. Czułam się.. martwa. Moje ciało egzystowało, ale dusza zwyczajnie umierała. Czy to w ogóle możli...