Odkąd zaczął się nowy rok, w szkole wszyscy nagle zwariowali, wraz z moimi przyjaciółmi. Każdy zdał sobie sprawę z tego, że za kilka miesięcy czekają nas egzaminy, o których nauczyciele powtarzali od początku roku szkolnego. Nawet Nicolas stał się jakiś spięty, choć zawsze uważał, że zda je bez większego problemu. Teraz potrafi przez tydzień nie wychodzić z domu i uczyć się wszystkiego, co przespał przez ostatnie lata. Któregoś razu postanowiłam odwiedzić go w domu i przysięgam, że przez pierwsze minuty nie mogłam dostrzec, gdzie chłopak się znajduje. Cały jego pokój zawalony był przeróżnymi książkami, z których połowa nawet nie była mu potrzebna. Dopiero po jakimś czasie zauważyłam, jak jedna sterta książek, pomieszanych z ubraniami, dziwnie się rusza. Jak się okazało, na samym dnie spał Wood.
Matteo i ja podeszliśmy do tego o wiele spokojniej niż reszta. Mój brat oczywiście dlatego, że wie wszystko bez większych starań, a ja natomiast... no cóż. Od sylwestra nie mogę się na niczym skupić.
Gdy wybiła północ, w mojej głowie coś nieodwracalnie się pozmieniało. Moje szare życie nabrało żywych kolorów, a co za tym idzie, moje samopoczucie stało się lepsze. Budząc się pierwszego dnia stycznia w ramionach tego jednego mężczyzny, poczułam, że w końcu dostałam od losu wszystko, czego od zawsze potrzebowałam. Wystarczyło, że otworzyłam zaspane powieki, a William od razu obdarzył mnie miłością, czułością i troską. Jego uczucia były jeszcze silniejsze niż poprzedniej nocy, choć myślałam, że to niemożliwe. Moje również były silniejsze. Z każdym dniem coraz (bardziej. Z każdą godziną dbałam o niego (bardziej. Z każdą minutą troszczyłam się o niego (bardziej. Z każdą sekundą kochałam go (bardziej. Moje życie zmieniło się (bardziej pod każdym względem. W końcu, po osiemnastu latach zrozumiałam, czym jest prawdziwa miłość. Znalazłam w niej to wyjątkowe piękno i poznałam jej smak, którym każdy tak bardzo się zachwycał. Odnalazłam to wszystko dzięki niemu. Dzięki wysokiemu brunetowi, którego jeszcze kilka miesięcy temu podziwiałam z odległości dwóch metrów, licząc na to, że jest prawdziwy. Dzięki brązowookiemu mężczyźnie, który pokazał mi, jak czerpać radość ze zwykłej codzienności. Dzięki Williamowi, który udowodnił mi, że nie ma rzeczy niemożliwych.
U jego boku wszystko było możliwe.
Co do samej nauki, oczywiście, jak zawsze staram się przyswajać jak najwięcej wiedzy, jednakże stało się to trudniejsze. Od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie słowa Willa, które wypowiedział w momencie wyjawienia mi całej prawdy o sobie. Porównał życie do medalu, który posiada dwie strony: dobrą i złą. Zdałam sobie sprawę z tego, że każdego życie jest jak medal, wraz z moim. Dobrą stroną jest sam mężczyzna i moi przyjaciele, którzy czynią każdy mój dzień wspaniałym, a złą stroną jest choroba, pomieszana z Emily i relacją z Isabellą.
Od koncertu nasz kontakt delikatnie się poprawił, ale wciąż nie jest to coś zadowalającego. Zauważyłam, że kobieta naprawdę się stara, choć bez leczenia przynosiło to marne efekty. Głównie Matt tak uważał. Do tej pory jest cholernie na nią zły, co niczym dziwnym nie jest. Stał się bezuczuciowy i oschły w stosunku do niej, choć każdy wie, że w duszy chce dla niej dobrze. Momentami dostrzegam, jak jego kąciki ust unoszą się do góry, gdy obserwuje Isabellę w jej lepszym dniu. Widzę, jak uśmiecha się pod nosem, gdy blondynka rzuci do niego jakimś troskliwym tekstem. Duma mu nie pozwala tego okazywać, ale jest zadowolony z postępów, jakie robi. Wydaję mi się, że swój wkład w to miał nie kto inny, jak William. Gdy zagrał utwór mojego ojca na koncercie, Isabella już następnego dnia udała się na pierwszą terapie. Ku mojemu zdziwieniu, pod swoje skrzydła wziął ją Danny. Nigdy nie pałała do niego szczególną sympatią, ale jak się okazało, psycholog z niego znakomity.
Moje wizyty u Dana nie są już tak częste, jak wcześniej. Widząc, że mój stan powoli się polepsza, stwierdził, że mogę przychodzić do niego raz na tydzień. Po spotkaniu z Loren był czas, że składałam mu wizyty nawet cztery razy w tygodniu. W mojej głowie było wiele różnych myśli i zwyczajnie czułam, że muszę je z siebie wyrzucić. Nie chciałam upaść jeszcze bardziej. Wiedziałam, że jeśli teraz upadnę na samo dno, już nigdy się nie podniosę. Nie pomoże mi już ani Matt, ani William.
CZYTASZ
Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]
RomancePo stracie ojca nic już nie było takie same. Życie przestało być beztroskie i pełne żywych barw, a skrzypce nie dawały mi już takiej radości, co kiedyś. Czułam się.. martwa. Moje ciało egzystowało, ale dusza zwyczajnie umierała. Czy to w ogóle możli...