William's Pov
Czwarty dzień kwietnia. Dzień, w którym pojawiłem się na tym chorym świecie, krzycząc w niebogłosy. Odkąd pamiętam, moi rodzice zawsze z rozbawieniem wspominali ten dzień. Byłem najgłośniej ze wszystkich obecnych na sali. Na całym oddziale słychać było tylko moje krzyki, które podobno brzmiały, jakby wydawał je z siebie dorosły mężczyzna. Czy już wtedy wiedziałem, że moje życie będzie najgorszym z możliwych syfów? Z pewnością nie. Z pewnością płakałem tylko dla zasady, żeby nie było zbyt nudno. Moja matka oczywiście płakała razem ze mną, podczas gdy inni lekarze zbierali Jamesa z podłogi, który najzwyczajniej w świecie zemdlał. Można by powiedzieć, że moje narodziny z pięknej chwili przeistoczyły się w komiczny cyrk, który wspominany był nawet przez doktora odbierającego poród. Dziecko, krzyczące rozpaczliwie z bólu swojego istnienia, zalana łzami matka i nieprzytomny ojciec. Brakowało nam tylko w sali klauna i widowni, która swoimi oklaskami prosiłaby o więcej tego cholernego przedstawienia.
Bo tak właśnie było. Nawet idealne narodziny nie wyszły mi w życiu, a później było już tylko gorzej. I choć jako dziecko z niecierpliwością czekałem na swoje urodziny, teraz wiele się pozmieniało. Im byłem starszy, tym coraz mniej mnie obchodziły. W końcu to tylko dzień, w którym liczba moich przeżytych lat się zwiększa. Nic specjalnego. Prawdę mówiąc, przez pewien okres kompletnie wymazałem tę datę ze swojej pamięci. Wszystko zmieniło się trzy lata temu, gdy miałem dwadzieścia jeden lat. To właśnie wtedy dostałem na urodziny prezent, który wywrócił moje życie do góry nogami. To właśnie wtedy ponownie poczułem radość z tego dnia.
To właśnie wtedy dostałem możliwość poznania jej.
Nigdy nie wspominałem Anastasii, że po raz pierwszy ujrzałem ją w dniu swoich urodzin. Od początku naszej znajomości powtarzałem jej, że ta data nie ma dla mnie żadnego znaczenia, choć miała ogromne. Dokładnie trzy lata temu postanowiłem zmienić swoje życie, aby służyć jej pomocą. Postanowiłem trwać przy niej, aby wstała na nogi. Postanowiłem nauczyć ją kochać, aby mogła obdarzyć mnie miłością. Postanowiłem ją naprawić, aby mogła zaznać szczęścia. Trzy lata. Trzy lata naszego wspólnego i jednocześnie osobnego cierpienia. Trzy lata naszej męki i prób. Trzy lata naszego życia, które było znacznie gorsze od tego przedstawianego innym ludziom. Trzydzieści miesięcy na odległość, podczas których przyglądałem się jej pięknej oraz zmęczonej cierpieniem twarzy i sześć miesięcy razem, podczas których żyłem u jej boku.
Cholerne sześć miesięcy. Przez ten cały czas myślałem, że znam ją na wylot. Wydawało mi się, że wiem o niej wszystko, choć tak naprawdę wiedziałem niewiele. Dopiero w momencie, gdy mi zaufała, dostrzegłem, jak wiele zła przeszła w życiu. Zła, o którym nie miałem prawa wcześniej wiedzieć, ponieważ skrywała go głęboko w sobie. I choć tak bardzo starałem się ją poznać na odległość, potrafiłem odnaleźć tylko te złe emocje, które tak mocno dusiła. Nie znałem jej historii. Tej stworzonej z najgorszego scenariusza, którego nigdy nie wziąłbym pod uwagę. Bo przecież dlaczego ktoś tak piękny miałby żyć w takim bólu? To do siebie nie pasuje. Ona nie pasuje do tego świata i nie pasuje do życia, które przeszła. Dlatego pragnę stworzyć jej prywatny raj. Ten bezproblemowy, o którym każdy marzył w dzieciństwie.
Stworzę królestwo, podpisane naszym wspólnym nazwiskiem.
Jak bardzo można pomylić się co do człowieka, którego obserwuje się tylko z pewnej odległości? Poznając kogoś wzrokowo, mamy pewne wyobrażenie o tej osobie. Oceniamy ją jak książkę, wzorując się tylko na pięknej okładce. Zrobiłem tak z Anastasią, przedstawiając jej swoją teorię już na naszym pierwszym spotkaniu. Więc jak bardzo się pomyliłem? Cóż... prawdę mówiąc niezbyt bardzo, ale w tamtym momencie nie ważyłem słów, które opuszczały moje gardło. Nie wiedziałem, że jej okładka przestawia tylko niewielką cześć prawdy. Nie brałem pod uwagę bólu, który może odczuć po moich słowach. Byłem cholernie zestresowany i za wszelką cenę starałem się, aby ona tego nie zauważyła. Już od początku nie byłem z nią szczery, choć chodziło tylko o emocje, panujące wewnątrz mnie. To zawsze zaczyna się od tak błahych rzeczy. Później małe kłamstwa przeradzają się w ukrywanie najboleśniejszej prawdy. Oboje byliśmy okryci tą fałszywą otoczką, która nijak nie miała się do rzeczywistości. Byliśmy ludźmi, którzy nie znali samych siebie, a próbowali poznać innego człowieka.
CZYTASZ
Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]
RomancePo stracie ojca nic już nie było takie same. Życie przestało być beztroskie i pełne żywych barw, a skrzypce nie dawały mi już takiej radości, co kiedyś. Czułam się.. martwa. Moje ciało egzystowało, ale dusza zwyczajnie umierała. Czy to w ogóle możli...