Cześć. Nazywam się Anastasia Isabella Rossi i nie żyję od trzech dni.
No, oczywiście nie fizycznie, ponieważ wtedy nie rozmawiałabym z wami. Umarłam psychicznie. Straciłam grunt pod nogami, przez co upadłam. Tak, dobrze słyszycie. Upadłam, choć każdy w moim życiu starał się, aby do tego nie doszło. Moi najbliżsi nosili mnie na rękach, trzymając moje ciało w stabilnej pozycji. Od kilku miesięcy robił to William. Nieco wcześniej to zadanie należało do moich przyjaciół, ale... trzy dni temu oni również umarli. Przez dziewiętnaście lat zajmował się tym Matteo, a teraz... nie może tego zrobić. Nie jest w stanie. Wszyscy upadliśmy, ponosząc najbardziej bolesną porażkę.
Elio Moretti, Nicolas Wood, Eric Brown, Ethan Harris, Christopher Collins, Joshua Powell, Aidan Griffin, William Cooper i ja, Anastasia Isabella Rossi. Trafiliśmy do piekła, z którego nie ma już wyjścia.
Wszyscy zostaniemy pochowani na cmentarzysku dusz ludzi, którzy umarli, choć wciąż żyją. Co zostanie napisane na naszych grobach? Może jakiś piękny cytat o tym, jak niezwykłymi ludźmi byliśmy? Może coś o naszej nieopisanej sile i wytrwałości? A może nic nie zostanie napisane? Nie wiem. Nikt z nas nie wie i z pewnością nawet o tym nie myśli. Bo od trzech dni widujemy się codziennie, ale żadne z nas nie jest w stanie się odezwać. Tak, jakbyśmy nigdy nie nauczyli się mówić. A przecież posiadaliśmy tę umiejętność od tak wielu lat. Ale teraz... żadne słowa nie opiszą tego, jak się czujemy. Łzy, ściekające po policzkach, nie wyrażą bólu, który rozerwał nasze serca na strzępy. Krzyk rozpaczy nie przedstawi katuszy, jakie teraz męczą nasze ciała. Staliśmy się bezwładni niczym szmaciana lalka, którą ktoś steruje. Wystarczył jeden, odpowiedni ruch, aby nas wszystkich zabić. Ktoś powyrywał nam wszystkie kończyny i już nie jesteśmy zdatni do zabawy, dzięki której niegdyś żyliśmy. Dlatego staliśmy się martwi.
Pewnie teraz jesteście cholernie zdezorientowani, bo przecież jeszcze trzy tygodnie temu powtarzałam, że mogę wszystko. I prawdę mówiąc, trzy dni temu również tak uważałam. Trzymałam się tej myśli z całych sił, żyjąc swoim nieprzesadnie szczęśliwym życiem, ale... zostało mi to odebrane w ułamku sekundy w najbrutalniejszy, najboleśniejszy sposób. I teraz już nie mogę wszystkiego. Bo jak bym mogła, skoro nie mam przy sobie już mojego "wszystkiego"? Wyrwali mi je z rąk, gdy z całych sił próbowałam utrzymać je przy życiu. Odsunęli mnie od niego, wyprowadzając kilka metrów dalej. Nie mogłam zobaczyć tego, co dzieje się za drzwiami. Nie mogłam ostatni raz poczuć jego obecności, która tak bardzo motywowała mnie do życia. Zabrali mi wszystko, wraz z połową mojego serca, które zwyczajnie zostało wyrwane z mojej drżącej klatki piersiowej.
Dwunastego czerwca, dwa tysiące dwudziestego roku, o godzinie czwartej dwadzieścia cztery moje wszystko umarło, a razem z nim umarłam ja i moja nadzieja na lepsze życie.
Nazywam się Anastasia Isabella Rossi i jestem martwa.
Jak wygląda moje życie od tamtego momentu? Cóż... trafiłam do piekła, ale to piekło jest sto razy gorsze, niż mogłam to sobie kiedykolwiek wyobrazić. Czuję płomień, ale nie ma go nigdzie na zewnątrz. Pożar, który się rozprzestrzenił, panuje tylko i wyłącznie w moim sercu. Parzy mnie od środka, przez co nie potrafię wziąć kolejnego oddechu. Z moich oczu nieustannie płyną łzy. Siedzę w pustym pokoju i zalewam swoje gardło słoną cieczą, która sprawia, że się dławię. Próbuję zapamiętać jak najwięcej szczegółów, bo wiem, że to właśnie one pozostaną ze mną już na zawsze. Niedomknięty laptop, bluza, wisząca na krześle czy chociażby kubek po kawie na parapecie. Koduję to, aby już nigdy o tym nie zapomnieć. Bo tylko to mi zostało. Z drugiej strony widzę Elia i... tak właściwie tylko jego. Zegar wskazuje szóstą siedemnaście, więc reszta z pewnością znajduje się teraz u siebie. Szatyn siedzi tuż obok mnie na łóżku i ściska moją dłoń, a jego twarz... wygląda zupełnie inaczej. Oczy ma zaczerwienione od zmęczenia i wielogodzinnego płaczu, a usta sine i popękane. Cały czas gryzie dolną wargę, wzrok wbijając w swoje skrzyżowane nogi. Nie ma w nim arogancji, kpiny czy chociażby wyższości. Jest pustka, która z każdą minutą wypełniana jest coraz to gorszym cierpieniem. Bo Elio Moretti cierpi najbardziej, jak jest to tylko możliwe. Cierpi razem z nami, w głowie zadając sobie masę pytań dlaczego. Dlaczego akurat my? Cóż, nawet w tak bolesnej sytuacji, odpowiedź jest prosta.
CZYTASZ
Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]
RomancePo stracie ojca nic już nie było takie same. Życie przestało być beztroskie i pełne żywych barw, a skrzypce nie dawały mi już takiej radości, co kiedyś. Czułam się.. martwa. Moje ciało egzystowało, ale dusza zwyczajnie umierała. Czy to w ogóle możli...