Uniosłam swój wzrok z ziemi, spoglądając na ulicę, którą widziałam pierwszy raz. Otaczały mnie przeróżne domy, głównie w kolorach beżu, a gdzieś w oddali widziałam dzieciaki bawiące się w jakąś tylko sobie znaną zabawę. Uśmiech wręcz cisnął mi się na usta, gdy spoglądałam na to, jak biegają szczęśliwie po podwórku, odbijają piłkę i po prostu cieszą się swoją obecnością. Z beztroską w oczach i miłością do życia.
Też byłam kiedyś taka szczęśliwa.
- Nie dasz rady! - Krzyknął mały blondyn, biegnąc w stronę drzewa. - Nawet nie dotkniesz pierwszej gałęzi!
- Zobaczymy! - Rzuciła w jego stronę mała blondyneczka z zawziętą miną. - Założę się, że wejdę wyżej niż ty! Wejdę na samą górę!
- Nie masz ze mną szans! - Parsknął chłopczyk, obserwując swoją siostrę.
Chciała za wszelką cenę udowodnić, że potrafi tyle samo co swój brat. Zawsze czuła się od niego gorsza, mimo tego, że była dla niego oczkiem w głowie. Matt już od młodego wieku doskonale wiedział o myślach siostry, dlatego codziennie po kilka razy wyznawał jej swoją miłość i bawił się tylko z tymi dziećmi, które darzyły szczerą sympatią Anę. Byli nierozłączni i niezniszczalni. Matteo był jej cichym superbohaterem, który dbał o jej dobry nastrój, a Anastasia była jego cichą superbohaterką, bez której chłopczyk nie wyobrażał sobie życia.
Oczywiście blondyn uwielbiał się z nią droczyć. Kiedyś, w tajemnicy, powiedział tacie, że zdenerwowana Ana wygląda uroczo, niczym mały, słodki króliczek. Przyznał, że czasami specjalnie ją denerwuje, aby choć przez chwilę pooglądać to, jak marszczy swój drobny nosek i mruży duże, niebiesko-zielone oczy. Do dzisiaj tak robi za każdym razem, gdy jest zła.
Niestety, tym razem niewinne droczenie skończyło się naprawdę źle. Matt miał świadomość tego, że blondynka wejdzie na samą górę. Nigdy w nią nie wątpił i wiedział, do czego jest zdolna. Chciał tylko trochę zdenerwować dziewczynkę.
- Patrz na mnie! - Krzyknęła Anastasia, siadając na najwyższej gałęzi drzewa. - Mówiłam, że wejdę na samą górę!
- Miałaś rację. - Westchnął ciężko, czując w środku ogromną dumę. - Wygrałaś.
Miła atmosfera nie potrwała długo, ponieważ już chwilę później blondynka usłyszała dźwięk pękającej gałęzi. Zrobiła zszokowaną minę, nie mając pojęcia co zrobić, i w ostatniej chwili zeskoczyła na gałązkę niżej. Wystraszona zaczęła powoli schodzić z drzewa na ziemię, gdzie czekał na nią również przerażony brat. Nie poszedł po rodziców, bo wiedział, jakie kłopoty mogą mieć za taką wspinaczkę. Miał nadzieję, że jego siostra zejdzie spokojnie na dół i udają, że nic się nie wydarzyło. Niestety, przy samym końcu dziewczynce ześlizgnęła się noga i spadła w dół, robiąc sobie okropnie bolesną ranę na nodze.
Parsknęłam pod nosem, gdy tylko przypomniałam sobie wyraz twarzy mojego brata, gdy zobaczył, że z mojej nogi cieknie krew. Był przerażony bardziej niż ja i zemdlał w drodze do szpitala, przez co sama musiałam wysłuchiwać krzyków rodziców.
Nie mogę uwierzyć w to, że było to prawie trzynaście lat temu.
Rozejrzałam się po okolicy i zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Zamyślona wyszłam z domu i po prostu szłam przed siebie, aż w końcu dotarłam do jakiegoś parku, o którym chyba wszyscy już zapomnieli. Trawa tutaj była już naprawdę długa i przykrywała niedziałającą fontannę wbudowaną w ziemię. Ławki były w bardzo złym stanie. W kilku z nich brakowało desek, a inne ledwo trzymały się na nóżkach. Nawet ptaki nie zatrzymywały się tutaj, aby odpocząć. To miejsce było straszne i wyglądało niczym plan filmowy jakiegoś okropnego horroru. Nie miałam zamiaru dłużej tutaj przebywać, więc przyśpieszając kroku, jak najszybciej opuściłam park.
CZYTASZ
Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]
Roman d'amourPo stracie ojca nic już nie było takie same. Życie przestało być beztroskie i pełne żywych barw, a skrzypce nie dawały mi już takiej radości, co kiedyś. Czułam się.. martwa. Moje ciało egzystowało, ale dusza zwyczajnie umierała. Czy to w ogóle możli...