Mruknęłam cicho pod nosem, otwierając ciężkie od snu powieki. Pierwszym, co zarejestrowały moje zaspane oczy był biały sufit, na którym odbijały się promienie słoneczne, wpadające przez niedomknięte okno. Przekręciłam się na bok, chwytając telefon, obok którego leżały moje ubrania, starannie złożone w kostkę. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, jak one się tam znalazły. Ponownie położyłam się na plecach i uniosłam kołdrę, pod którą mogłam zauważyć oczywiście moje ciało, ale odziane jedynie w bieliznę i męską, szarą koszulkę.
- Co do ch... - Szepnęłam sama do siebie, a moją głowę w tym samym momencie zalała fala wspomnień z poprzedniego wieczoru.
Wspólna kolacja, przerażająco słaby film, okno, papieros i... pocałunek. Nasz pierwszy pocałunek, który przeniósł się z parapetu do łóżka i trwał pół nocy, a skończył się snem w ramionach mężczyzny. Nocy, podczas której każde z nas pokazało swoją prawdziwą twarz. Nocy, podczas której zrzuciliśmy ze swoich ciał płaszcz wstydu i skrępowania, podziwiając nagość naszych sylwetek, ogrzewanych przez siebie nawzajem.
Tej nocy po raz pierwszy pocałowałam Williama Coopera i jestem z siebie cholernie dumna.
Na mojej twarzy zagościł mały uśmiech, który zniknął od razu, gdy zauważyłam puste miejsce obok siebie. Bruneta, który jeszcze kilka godzin wcześniej pieścił z uwielbieniem moją osobę nie było. Poszedł bez żadnego słowa? Wyszedł w środku nocy, żałując tego, co się wydarzyło? Przestraszył się? Nie... Przecież to w żadnym stopniu nie jest do niego podobne, więc w takim razie dlaczego Willa tutaj nie ma i gdzie tak właściwie jest?
Zerwałam się z łóżka, nie myśląc nawet o tym, aby się jakkolwiek ubrać. Koszulka na szczęście sięgała mi do połowy ud, zakrywając moje pośladki, więc jedynie włożyłam stopy w miękkie, ciepłe kapcie i od razu wyszłam z pokoju. Im bliżej schodów byłam, tym coraz bardziej słyszałam głosy dwóch mężczyzn, dobiegające z kuchni, a w połowie drogi w moje nozdrza uderzył przepiękny zapach jedzenia.
Uniosłam brwi do góry, pokonując kolejne stopnie, gdy do moich uszu dotarł głośny śmiech Matta. Wrócił już? I z kim on w ogóle rozmawia? Z kimś na pewno, bo nie uwierzę w to, że Matteo robi śniadanie. Ostatnio spalił tosty, bo zwyczajnie o nich zapomniał i poszedł spać. Gdy tylko weszłam do domu, mój widok na cokolwiek przysłoniła ogromną chmura dymu, wydobywającego się z kuchni. Myślałam, że Isabella zabije własnego syna, gdy zobaczyła nowy toster, który z białego stał się czarny i właściwie to nie nadawał się już do niczego. Blondyn musiał odkupić urządzenie i od tamtej pory je tylko to, co nie jest trudne do zrobienia i nie wymaga wiele czasu.
- Widziałeś ją kiedyś zdenerwowaną? - Rzucił rozbawiony Matt, gdy ja zbliżałam się do pomieszczenia. - Wygląda dosłownie tak samo, jak nasz królik z dzieciństwa. Mruży oczy i marszczy ten swój mały nos, a ja w takich momentach walczę sam ze sobą, aby zachować powagę. Raz nie wytrzymałem i... cóż, nie wiedziałam nawet, że potrafię tak szybko biegać.
Najciszej, jak się tylko da, stanęłam w salonie, mając przed sobą wyspę kuchenną, o którą oparty tyłem był mój brat. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na przeciwko niego, przy kuchence stał William. Miał na sobie wczorajsze ciuchy, biodra okryte fartuchem kuchennym Isabelli i co jakiś czas mieszał coś na patelni. Z jednej strony byłam w lekkim szoku, ale z drugiej było mi cholernie miło, że jednak postanowił zostać i nie budząc mnie, zdecydował się na zrobienie śniadania w totalnie obcej kuchni. Wyglądał uroczo z nieułożonymi włosami i słodkim rumieńcem na policzkach.
- Chcesz mi powiedzieć, że ta Anastasia, której nic się nigdy nie chce, biegła za tobą z własnej woli? - Parsknął śmiechem brunet, wyciągając talerze na blat.
CZYTASZ
Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]
RomancePo stracie ojca nic już nie było takie same. Życie przestało być beztroskie i pełne żywych barw, a skrzypce nie dawały mi już takiej radości, co kiedyś. Czułam się.. martwa. Moje ciało egzystowało, ale dusza zwyczajnie umierała. Czy to w ogóle możli...