6. Zacznijmy od początku

932 28 16
                                    

W miejscu, w którym zobaczycie * polecam włączyć dołączoną piosenkę.

Miłego czytania!

Niedziela mijała mi dość spokojnie. Głównie to przeleżałam ją w łóżku razem z Matteo, z którym zdążyłam odbyć kolejną poważną rozmowę. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. To znaczy... on nigdy nie miał przede mną tajemnic. Ja za wszelką cenę próbowałam wszystko ukryć, aby mój brat nie musiał się martwić. Problem tkwił w tym, że przed moim bratem nie dało się niczego ukryć. Znał mnie za wylot bardziej niż ktokolwiek inny. Zawsze był cholernie uparty, przez co finalnie za każdym razem godzinami wypłakiwałam się w jego ramię po tym, jak zrzuciłam w końcu z siebie kamień w postaci licznych problemów i dręczących myśli.

Pod wieczór w naszym domu zjawiła się czwórka mężczyzn, którzy stwierdzili, że koniecznie trzeba opić mój "sukces". Ich zdaniem każda okazja jest dobra do picia, więc teraz nie mogło być inaczej. Oczywiście, wparowali bez zapowiedzi jak do siebie i rozgościli się w salonie, robiąc przy tym straszny hałas. Przez chwilę myśleliśmy, że to początkujący włamywacz, który jeszcze nie za bardzo odnalazł się w nowej robocie, ale gdy tylko opuściliśmy mój pokój, do naszych uszu dotarły znajome śmiechy. Myślałam, że ich zabije, przysięgam. Jeszcze nigdy tak szybko nie zerwałam się z łóżka z myślą, że ktoś przyszedł mnie zabić. Najzabawniejsze było to, że jako przedmiot do obrony chwyciłam lampę, stojącą na stoliku obok schodów, na widok której moi przyjaciele po prostu mnie wyśmiali. Zdecydowanie naoglądałam się za dużo filmów, biorąc pod uwagę fakt, że mieszkamy na jednym ze spokojniejszych osiedli w całym Princeton. Mój brat również nie mógł wytrzymać ze śmiechu, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, jak komicznie musiało to wyglądać. Cóż, mi do śmiechu nie było. Naprawdę się wystraszyłam!

.Ugh.. jeśli umrę kiedyś na zawał to już wiem, kto będzie za to odpowiadać.

- W środę jest impreza u Roberta. - Rzucił Ethan, przeżuwając kawałek pizzy, gdy właśnie byliśmy w trakcie oglądania jakiegoś nudnego programu w telewizji. - Wszyscy jesteśmy zaproszeni i powiedział, że nie chce słyszeć odmowy.

- W środku tygodnia? - Zapytałam, bawiąc się prawie pustą butelką po piwie. - Z jakiej okazji?

- Jego urodziny. - Odezwał się wstawiony Matt, który leżał na fotelu z przymkniętymi oczami.

- Osiemnastka... - Westchnął rozmarzony Nicolas. - Czyli będzie zajebiście.

- Nie jestem zbytnio przekonana, czy chce tam iść. - Przyznałam szczerze. - Ledwo go znam i nawet nie wiem, jaki prezent mogłabym mu kupić. Jakoś bardziej odpowiada mi wizja mnie, leżącej przed laptopem z ciepłą herbatką.

- Mój Boże... przestań być aspołeczna. - Przewrócił oczami Chris. - Wyjdziesz z tego domu dobrowolnie albo wyciągniemy cię z niego siłą.

- Wcale nie jestem aspołeczna! - Uniosłam się oburzona, ale nie mogłam poradzić nic na uśmiech, który wkradł się na moją twarz. - Dobra, w takim razie znajdźcie lepiej dobrego kierowcę, bo jak już wyjdę z domu, to wrócę dopiero nad ranem.

- Ja nie mam zamiaru pić, więc mogę cię zawieźć nawet na koniec świata, księżniczko. - Eric puścił w moją stronę oczko, na co parsknęłam cicho śmiechem.

- W takim razie rezygnujemy z imprezy i jedziemy na koniec świata. - Rzuciłam rozbawiona, obdarzając Browna delikatnym uśmiechem.

- Wy to chyba powinniście pojechać do pokoju na piętrze. - Skomentował pijackim głosem Nicolas, przez co moje brwi od razu wysoko się uniosły. Eric, słysząc te słowa, niemalże automatycznie przerwał nasz kontakt wzrokowy, po czym spuścił głowę w dół.

Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz