4. Nazywam się William, Panno Rossi

899 35 10
                                    

Szczęście. Czym tak właściwie jest? Co powoduje, że ludzie odczuwają tak wielką euforię? Cóż... powodów do tego właśnie uczucia jest wiele i co najciekawsze, dla każdego może być ono czymś zupełnie innym. Jednorazowy wypad za miasto w jakieś magiczne miejsce, gwieździste niebo podczas głębokiej nocy czy chociażby nowy sezon ulubionego serialu. Masa powodów, których jest nieskończenie wiele. Jedni szczęście odczuwają poprzez rzecz materialną. Taką, o której zawsze marzyli bądź mają z nią bardzo miłe wspomnienia. Dla drugich szczęściem może być rodzina oraz przyjaciele, którym powierzają najtajniejsze sekrety. Ludzie, którzy po prostu przy nich są, obdarzając ich bezpieczeństwem. Nawet domowy zwierzak może przynosić nam to wyjątkowe uczucie. Bo w końcu najlepszym towarzyszem człowieka jest pies, który przytuli nas w momencie, gdy odczuwamy ogromną falę smutku. Dla innych jednak owym szczęściem jest osoba, przy której budzą się każdego ranka. Osoba, która zmienia całe życie, wywracając je do góry nogami. Taka, która darzy troską i uczuciem dość skomplikowanym, ale i pięknym. Dzięki której dostrzegany jest nawet najdrobniejszy szczegół codzienności. Osoba, która czyni cały świat magicznym.

Ja nigdy kogoś takiego nie miałam.

Mimo swojego wieku, nigdy nie darzyłam takim uczuciem żadnego mężczyzny. Może to dość dziwne, ale tak właśnie było. W momencie, gdy dziewczyny dążyły do tego, by podobać się jak największej ilości chłopaków, ja kierowałam się innymi wartościami. Nigdy nie interesowała mnie popularność wśród płci przeciwnej i po prostu... wolałam zostać w swoim własnym cieniu. W końcu byłam tylko dziwną dziewczyną, której nie było po drodze z pewnością siebie i samoakceptacją. Z biegiem lat zaczęłam jednak odczuwać dziwnego rodzaju samotność i pustkę, której nawet przyjaciel nie wypełni. To dziwne i dość nieprzyjemne uczucie, ale starałam się je ignorować. To i udawanie, że wszystko jest dobrze wychodziło mi w życiu najlepiej, więc brnęłam w to w zaparte. Jednak wczoraj nie musiałam niczego udawać. Byłam naprawdę szczęśliwa.

- Tak właśnie spędziłam cały wieczór. - Powiedziałam, kończąc tym samym kilkunastominutowe streszczanie niespodzianki, jaką zrobił mi Brown. - Wyobraź sobie moją minę, gdy zobaczyłam za drzwiami elegancko ubranego Erica, który wręczył mi bilety na koncert.

- Nie gadaj... - Rozchylił delikatnie wargi. - Eric pieprzony Brown zabrał cię na randkę! - Wyrzucił z siebie podekscytowany nieco za głośno, przez co niektórzy ludzie przed szkołą posłali nam dziwne spojrzenia.

- Ucisz się trochę! - Spiorunowałam chłopaka wzrokiem. - To nie była żadna randka, tylko spotkanie dwójki przyjaciół. Chciał, abym się trochę odstresowała. To miłe z jego strony.

- Tak, tak... - Uniósł jedną brew, otwierając drzwi samochodu. - Ja już znam takich jak on. Mówię ci, że Brown na ciebie leci.

- Takich jak on, czyli? - Zapytałam, zajmując miejsce pasażera.

- Uroczych chłopaków z sąsiedztwa, którzy jednym uśmiechem sprawiają, że wszystkim dziewczynom miękną kolana. - Odpowiedział z niezidentyfikowanym uśmiechem na ustach. - Sportowiec z lśniącymi włosami, które zawsze są perfekcyjnie ułożone i ten cholerny aparat na zębach. Jego silne ramiona tylko czekają, aż będą mogły opleść seksowne ciało wdzięcznej Rossi.

- Muszę porozmawiać z Twoją mamą. - Skomentowałam z parsknięciem. - Powinna już dawno odciąć ci dostęp do telewizji, bo naoglądałeś się za dużo filmów.

- I tak mnie kochasz. - Uśmiechnął się w ten typowy dla siebie sposób i wyjechał ze szkolnego parkingu. - Panno Brown.

- Jesteś cholernym idiotą. - Skwitowałam, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Jedźmy do domu, bo mam cię już dosyć. - Jęknęłam, po czym odwróciłam głowę w stronę bocznej szyby i również uśmiechnęłam się pod nosem.

Sounds of Love [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz