Walka z Paleniem

159 4 6
                                    

*Uwaga DUŻO przekleństw*

/Perspektywa pierwszoosobowa/

   Mam już dość! Już dłużej nie wytrzymam! Nie myślę o niczym innym niż o paleniu, a kurwa nie mogę... To niesprawiedliwe! Po co ja się w ogóle zgadzałem na to!? ... A no tak. Że też bym zapomniał.. Po prostu mnie jak jakiegoś idiotę nagle natchnęło, że jednak chciałbym skończyć z własnym nałogiem. No dobra, może to nie jest aż tak głupi pomysł, wręcz przeciwnie. Przydało by mi się to, zdecydowanie bym poprawił tym swoje zdrowie i więcej już nie narażał się na nowotwór płuc czy jakoś tak. Ale ja przecież teraz sobie przypomniałem fakt iż te całe konsekwencje mam tak serio gdzieś... Przynajmniej teraz mehh

Jest to nic więcej jak cholerne pieprzenie! Kurwa zdycham tu! Łeb mi pęka, po prostu ja potrzebuje zapalić choć jednego peta lub epa. Kurna cokolwiek, żeby móc w ogóle wytrzymywać w tym jebanym domu... Z tego wszystkiego też schowałem twarz w dłoniach, wzdychając głośno i jednocześnie przechyliłem przy tym głowę maksymalnie do tyłu opierając ją o oparcie miękkiej sofy. Nie umiałem obecnie nawet spokojnie siedzieć, a nie pomagała mi myśl, że miałbym tak minimum dzień wytrzymać...  Do tego jeszcze te zjebane plastry nikotynowe wcale nie działają! Które swoją drogą chyba miałem już wszędzie. Dwa na szyi, z siedem na lewej ręce, sześć na prawej. Na torsie nawet nie będę liczył, po prostu zmarnowałem z trzy opakowania tego myśląc, że jakkolwiek mi to pomoże przecierpieć ten ból. Ale cóż... Nadzieja matką głupich. A ja jestem pieprzonym debilem.

Znów zmieniłem pozycje w jakiej leżałem i otworzyłem oczy, chwilę patrząc się w sufit, po czym znów głośno westchnąłem z bólem egzystencjalnym i przewróciłem się na lewy bok, leżąc plecami do całego świata, jestem obrażony. Zostawcie mnie w pokoju, zwłaszcza osoba której teraz kroki słyszę, ma się nawet nie kierować do salonu. Nie obchodzi mnie to obecnie kim jest. Ouuu To Timber... Spierdalaj nerdzie.

Chyba wrócił ze szkoły? Hmm.. Nie no na pewno. Jak przechyliłem głowę na chwilę, to zobaczyłem iż ma na sobie swój mundurek szkolny oraz plecak na lewym ramieniu ma zarzucony, do tego wygląda on na bardzo zmęczonego, jak w sumie zwyczajnie. Z czego już można było zgadywać, że zaraz ruszy po kawę. Lub już się kierował w kierunku najbliższego ekspresu do kawy? Nie wiem, nie piszę jego biografii. Ale no chyba się mną zainteresował, bo podszedł do mnie i szturchnął mnie, patrząc na mnie jakby zmieszany.
— Nie sądziłem, że wytrzymasz do 15-nastej bez fajek, to chyba twój nowy rekord. Chyba, że już umierasz? — Odszedł ode mnie na krok, po czym wyjął swój telefon i zaczął coś wyszukiwać.

— Spadaj. To jest absolutnie bez sensu — Rzekłem i po chwili zacząłem gryźć swój własny język, potrzebuje coś przegryzać, lub chociaż mieć choć w ustach. To głupie, irytuje mnie to, że tak się czuję. Nie lubię tego! Jestem po prostu wkurwiony. A ten stoi nade mną!
 — Hmm... Dobra lepiej nie narzekaj i słuchaj, jest napisane, że twoje objawy są normalne. I to znaczy, że przez jeszcze jakiś czas nadal będziesz zachowywał się jak pretensjonalna nastolatka, ale to ci powinno minąć — Zażartował patrząc się na mnie chwilę z lekkim rozbawieniem chyba próbując mnie pocieszyć lub rozbawić, po czym gdy zobaczył, że jedynie bardziej się zirytowałem to chyba zrozumiał swoje obecne niedopasowanie słów w sytuacje.

— To... Ja już pójdę, miłego chyba — Odparł jakby speszony, z skrzywionym lekko uśmiechem, po czym odszedł w wiadomo chyba jakim kierunku. Widzę tu kolejną niesprawiedliwość. Mu jakoś się nikt nie wpierdala w jego picie kawy, a przedawkowanie chyba grozi zawałem czy coś? Ej!! 

Dobra kurwa nie będę tu dłużej siedzieć, zrobię coś. Wystarczająco narzekałem na tej kanapie, ona ma zapewne mnie dość, tak jak ja jej. 

***

Nie wiem kogo to żółw wodny, ale mieliśmy skądś takiego. I jego akwarium stało sobie na korytarzu w chyba najbardziej randomowym miejscu, ale to chyba nie ważne. Problemem było to iż za pomocą zmywalnego markera to dało się z nim grać w kółko i krzyżyk. I ten jebany gad mnie z dwa razy ograł! Co prawda graliśmy na pięć rund ale nadal, cholerny jebaniec... Lubię go. Z wyglądu przypomina mi brzydką twarz Roy'a, więc po prostu zostanie on nazwany w mojej świadomości właśnie jego imieniem, Roy II.. Nie brzmi jakoś specjalnie głupio. Ale nie mam innych pomysłów. Mehhhhyy najchętniej jebnąłbym się w łeb dla zabawy, by zobaczyć czy stałoby mi się coś. Ale nie, zszywanie ran po ewentulanym przesadzeniu jakoś nie marzy mi się. Choć no nadal zdycham z nudów. Może poprzechadzam się po tym w kurwe wielkim pałacu? Bo sorry ale tego zwykłym domem się nie da nazwać, tyle razy ile się tu zgubiłem to chyba nie da się wyliczyć jezzz... Jak to Alfred ogarnia? Biedny człowiek.. niech jego dusza zazna kiedyś zasłużonego spokoju którego to najpewniej nie ma w tym oto miejscu. A co... Kurw.. Zaczynam podejrzewać u siebie chyba jakieś problemy z koncentracją, jakby zbyt chaotycznie myślę i zmieniam tematy. Cholera może ja serio mam jakiś problem? Może pójście do Camary na wizytę nie jest wcale aż tak głupim pomysłem?

OneShoty z DCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz