Zachód słońca i Latarnie (HalBarry)

71 6 2
                                    


~Alternatywne zdarzenia po poradzeniu sobie z Czarnymi Latarniami (Taki event był w Dc Comics, polecam w sumie)~

/Perspektywa trzecio osobowa/

   Flash powrócił w końcu na ziemie, po tak upragnionym czasie. Zostało mu raptem parę minut do odebrania mu niebieskiego pierścienia jaki to nadal intensywnie świecił na jego palcu. Pierścień z Błękitnego Korpusu Latarni, kolor prezentujący nadziei. Na początku nie rozumiał dlaczego akurat ten korpus go wybrał, lecz po tych dwudziestu czterech godzinach nabrała ta decyzja o wiele więcej sensu niż można by było sobie wcześniej przypuszczać. Mimo iż trudno było zachować energie do walki. Prawie stracił tylu przyjaciół i bliskich..  To ile widział i przeżył w trakcie tak krótkiego czasu. Przy tym też biedny Bart jaki ucierpiał, prawie umarł przez Czarny Pierścień.. Ledwo zdołał go uratować. I nie tylko go, z pozostałymi poszkodowanymi było podobnie. Lecz na szczęście można było o tym mówić w czasie przeszłym, gdyż był to już koniec.

Wraz z swoim towarzyszem broni i przyjacielem Hal'em dali radę temu wszystkiemu. Co było zabawne jak się okazało, to ich pierścienie bardzo ze sobą współgrały. Nadzieja i Wola są dobrą kombinacją w walce. Byli dobrym duetem tak jak zawsze mimo ciężkiej i dla sprintera nowej sytuacji. Nie mieli oni praktycznie kontaktu z innymi, zostali sami sobie przez większość czasu. A jednak dali radę. I to niesamowite uczucie. Mimo iż już nie raz Allen ratował świat, to i tak nadal uczucia jakie po tym miał uważał za coś niezwykłego. 

Bardziej niezwykłego niż nawet latanie hah. Które o zgrozo wcale nie było takie łatwe jak wyglądało. Trzeba było się skupić by móc sprawnie poruszać się wbrew grawitacji po przestrzeni. Na szczęście w miarę szybko Barry zrozumiał praktykę, przez co jego przyjaciel nie musiał go przysłowiowo trzymać za rękę i prowadzić wszędzie w przestworzach. 

    — Barry, jak się czujesz z myślą, że zaraz nie będziesz mógł już latać? — O wilku mowa. Jego lekkomyślny kumpel Hal Jordan, jaki zatrzymał ich gdzieś wysoko nad jakąś dziką plażą. Która no dobra, miała swój klimat. Gdyż było to miejsce zasłonięte lasem, jakie miało w pewnym momencie nagły spad na piaszczyste nadbrzeże. Było to naprawdę urokliwe miejsce, zwłaszcza o teraźniejszej porze, jaką był późny wieczór, jednak i tak to nie zmieniało faktu, że mieli oni mało czasu.

— Trochę słabo szczerze mówiąc, nadal jesteśmy metry nad ziemią. Nie chce się roztrzaskać — Przypomniał blondyn w niebieskiej poświacie. Nie mając absolutnie chęci na upadek na ziemi pod nimi. Trudno mu było teraz podziwiać widoki kiedy to doskonale wiedział, że w każdej chwili może runąć na ziemie.

— Nie roztrzaskałbyś się, przecież bym cię złapał — Hal brzmiał jakby było to aż nazbyt oczywiste. Gdzie niby można było mu w tym ufać, jednak że Barry wolał nie przeżywać już niepotrzebnego stresu. Co brunet chyba nie wiedział, gdyż ten w porównaniu do sprintera nie miał większego pośpiechu w bezpiecznym powrocie na trwały grunt. A wręcz przeciwnie, co pokazywały następujące słowa. — Zostańmy jeszcze tu trochę, za niedługo będzie zachodzić słońce, a to będzie bardzo pięknym widokiem na zakończenie tego chorego Armagedonu — Stwierdził z błogim uśmiechem i przy tym też rzucił chwilowo swój wzrok na pięknie oświetlone fale jakie to odbijały ostatnie już promienie słoneczne w tym dniu. Gdzie Pan z nazwiskiem Allen miał tu czas na chwilowe zastanowienie się.

— Hm.. Ta propozycja brzmi trochę niszowo, ale też nie najgorzej przy tym. Jeśli przez to nie zdążymy wrócić do domu zanim stracę pierścień to odstawisz mnie do niego, stoi? — Postawił warunek nonszalancko, nie pytając się wpierw czy Jordan w ogóle ma czas na to. 

— Stoi. Ale pozwól, że zajmę twoją kanapę, gdyż także nie tryskam już energią. A nie widzi mi się też powrót do własnego domu — Zgodził się jasno na warunki, przy tym stawiając własne, co trochę rozśmieszyło sprintera. Brzmiało to dla niego na tyle zabawnie by nie tłumić za bardzo śmiechu.

— Jak chcesz to też możesz spać normalnie w łóżku, ja ci nie bronie — Przez śmiech rzekł blondyn.

— Ah Nie wątpię, ale miło, że mi w końcu na to oficjalnie pozwalasz hah — W swojej reakcji Hal także odpowiedział śmiechem. Jakby nawet i bez tego pozwolenia by wwalił mu się do łóżka, lecz to dobrze, że w razie pretensji będzie mógł mu wypomnieć te słowa. Choć wiedział, że Barry'emu nigdy to jeszcze nie przeszkadzało.

— A jak miałbym ci nie pozwalać skoro stajesz się w nim coraz częstszym gościem Hal? Jeszcze trochę i wprowadzisz mi się do mieszkania — Z udawanym oburzeniem popchnął lekko bruneta, acz i przy tym nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. 

— Tak. To jest mój ukryty cel, żeby podbić twoją przestrzeń osobistą! Tak byś już nie mógł mieć spokoju ode mnie haha! — Dumnie wygłosił to i wtem też wleciał w przyjaciela, łapiąc go w ręce i brutalnie przytulając! 

— Aaaa!!! Tylko nie to! Nie chce mieć przystojnego mężczyzny tylko na swoją wyłączność! Ahh jakie to okrucieństwo!! — Zaczął się wyrywać sprinter, próbując utrzymać powagę swoich krzyków, jednak nie dając sobie rady przy tym. Wybuchł śmiechem a wraz z nim i Hal. Przez co obaj w objęciach śmiali się jak głupi przez dobre parę minut. 

W których to początkowo nie zauważyli iż pierścień u jednego z nich zniknął. Dopiero gdy już trochę się uspokoili to Hal wpierw dostrzegł iż jego kochany przyjaciel już nie świeci na niebiesko, jak i ogólnie wrócił do swoich standardowych barw. 

Pierścień bez ostrzeżeń wyparował, zostawiając już sprintera na łaskę najbardziej lekkomyślnej Zielonej Latarni o jakiej jak na razie słyszał wszechświat. 

— Ou.. Zawsze to tak te pierścienie znikają? — Spytał trochę zdezorientowany blondyn.

— Nie? Choć w sumie za bardzo nie mam pojęcia jak to miało teraz działać. Zazwyczaj ktoś coś zazwyczaj powie przed zabraniem pierścienia. O ile się go nie traci w tych gorszych okolicznościach — W sensie kiedy się nie umrze. Wtedy wiadomo, że pierścień trafia wtedy do najbliższego i najbardziej odpowiedniego rekruta.

— Cóż, nie ma go. Więc chyba nie warto już drążyć tematu. Lećmy po prostu do domu 

— To dobry pomysł — Przyznał Hal, po czym to ruszył wraz z swoim towarzyszem na zasłużony odpoczynek.

OneShoty z DCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz