!!!Uwaga!!!
Jakby ktoś potrzebował do informacji, to no ten oneshot jest z naprawdę starych dziejów! To znaczy w cholerę starych, serio. (Jak i Linia czasowa DC ssie, więc na oko trzeba ustalać to ile kto miał lat i kiedy coś mogło się dziać)
Główne postacie mają tutaj jakoś po 12/14 lat ok? A akcja dzieje się w późnych latach 90
Ale no...
Miłego czytania ;3
/Perspektywa trzecio osobowa/
Późne słoneczne popołudnie, podkreślone niemiłosiernie grzejącym słońcem. Nieznośnym wręcz. Choć w sumie, to chyba zależy od kwestii gustów? Gdyż niektórzy lubią takie klimaty. Zwłaszcza połączone z estetyką małego, lecz przyjaźnie wyglądającego miasteczka. W stanie Delaware najwyższa temperatura jaka została kiedykolwiek odnotowana wynosiła 43 °C, lecz było to w roku 1930 pewnego lipcowego dnia. Dzisiaj jednak na szczęście nie było tak źle. Jak i od owego roku minęło z więcej niż 70 lat. Atmosfera krótko mówiąc była znośna. Przybliżona w zaokrągleniu do 30 °C. Więc było miło. Zwłaszcza za miasteczkiem, w klimacie bardziej wiejskim. Była cisza, spokój i...
— HEJ! ZOSTAWCIE GO! — Krzyknął dzieciak podbiegając przy tym bez większego namysłu do do rannego psa. Ignorując w tej chwili małe zgromadzenie w okuł składające się z obcych... A w tym przypadku to z innych dzieciaków, a bardziej konkretnie to rówieśników chłopaka z którymi jeszcze nie dawno grał w baseball.
W Smallville odbywał się dzisiaj mecz, przez co w miasteczku było dużo przyjezdnych. Drużyna przeciwna tej z spokojnego miasteczka, oraz oczywiście kibice. I niestety nie każdy potrafił się odpowiednio zachować. Tak jak w tym przypadku, kiedy to podczas drogi do domu młody Kent zobaczył jak nieopodal drewnianego płotu odgradzającego pole jacyś chłopcy kopali bogu ducha winnego psa. I oczywiście nie mógł obok tego przejść obojętnie. Nawet jak mogło go to przyprawić o kłopoty przed którymi ostrzegali go nie raz rodzice.
Cóż, taka to ludzka zapominalska czasem natura hah.. Pozornie ludzka. I oczywiście, żeby nie było. Kent'owie wychowywali swojego jedynego syna na przykładnego człowieka, co najmniej nie byliby też dumni gdyby Clark przeszedł obojętnie wobec takiej sytuacji. Lecz najzwyczajniej w świecie martwili się zawsze gdy tylko dowiadywali się o takich sytuacjach jak ta, która będzie mieć zaraz miejsce. Zawsze były one łączone z tym, że ich latorośl obrywała po prostu za bycie dobrym dzieciakiem. I mimo, że ich syn nigdy z tego powodu nie cierpiał zdrowotnie, to jednak.. Prosili syna by ostrożnie reagował, nie ważne co, dla swojego własnego dobra. Wierzyli, że ich syn wysłucha ich próśb. Ufali mu. Stąd też zazwyczaj pozwalali mu na piechotę wracać z miasteczka do ich farmy i na odwrót kiedy ten chciał. Tak jak właśnie dzisiaj. Kiedy to mieszkańcy Smallville świętowali zwycięstwo swoich dzieci w dzisiejszym meczu oraz też jak się złożyło, to w centrum był też urządzony festyn ogólnie dla wszystkich, by ludzie dobrze mogli spędzić czas ze sobą. Nie ważne czy z tond czy z dalszych okolic.
Za to Clark, mimo tego iż należał do zwycięskiej drużyny, to jakoś nie palił się do hucznego świętowania. Nie było w jego klimacie spędzanie czasu wśród hałasu, można tak powiedzieć, że miał bardzo wrażliwy słuch na dźwięki hah. I tak to się stało, że przynajmniej do tej pory wracał spokojnie ścieżką, aż nie natrafił na to okropieństwo. Dotarł do zwierzęcia i przykucnął przy nim by sprawdzić jego stan. I oj.. Biedny stary druh. Ledwo co spojrzał na psa, a już widział, że bury psiak miał najprawdopodobniej złamane żebro. A sprawdzenie tego wizją rentgenowską tylko go w tym utwierdziło. Clark kojarzył to zwierzę. Był to średniej wielkości rudy kundelek jego sąsiada Stanley'a. Bardzo energiczny i przyjazny zwierzak, wabił się Sulley.
CZYTASZ
OneShoty z DC
FanfictionNo to co w tytule, więc czego chcecie więcej? Regularności? Niczego nie obiecuje niestety ^^" Ps. Okładka nie moja tylko z pinteresta bo ja leniwa dupa jestem