*Dobra to już będzie gejoza i to na poważnie, nie tolerujesz nie czytaj grzybie xD*
/Pespektywa trzeciej osoby/
Skończyło się na tym, że Damian wraz z Jonem musieli polecieć do domu tego drugiego, z powodu, że mały demon nie miał odpowiednich ciuchów z których dało by się zrobić przebranie na Halloween, a przecież ten nie wyjdzie w dresach zbierać cukierki. No przynajmniej młody Kent na to nie zezwolił. Dlatego też z pomocą mamy kryptończyka, Lois poszukali czegoś odpowiedniego dla szatyna. Co o dziwo nie było trudne, gdyż mały Wayne skończył szybko przebrany w laleczkę Chucky i z czerwoną opaską z rogami. Musiał jedynie trochę nogawki podwinąć, gdyż były one za długie, ale po za tym wszystko było okay. Dlatego też po zabraniu ze sobą toreb na słodycze, to mogli już wyjść i się udać do Metropolis.
Brunetka zgodziła się ich podwiesić gdyż jak ktoś nie wie, to przecież Kentowie mieszkali na farmie, która była kawałek od miasta. A kobieta mimo faktu iż obojga z chłopców jest superbohaterami, to i tak wolała ich zawieźć samochodem i przy okazji ich obojga odpytać o to, czy na pewno mają telefony naładowane, głośność włączoną, czy wrócą na czas, przez ile planują zbierać te łakocie i tego typu sprawy. I niby Damian był już nie jako poinformowany, że tak zachowują się NORMALNE troskliwe matki, to jednak i tak gdzieś w duszy, takie zachowania, ze strony matek wydawało się mu dziwne, ale nie dał tego po sobie poznać. Siedział na tyle cicho na ile mu pozwalano. Aż do chwili kiedy dojechali do miasta, a Pani Lain im pozwoliła wysiąść w parku. Umówiła się z swoim synem, że przyjedzie po nich o godzinie dwudziestej ale w razie czego i tak powinni być w kontakcie, po czym już chłopców zostawiła samych, życząc im dobrej zabawy, po czym odjechała.
Zostali sami na parkingu przy parku, gdzie niższy z nich się z obojętnością rozglądał po otoczeniu, widząc masę dekoracji i co niektórych przechodniów w kostiumach. Można by ocenić, że ci ludzie wyglądali na bardzo szczęśliwych, i to z tak prostych i dla niektórych dziwnych rzeczy. Co wprawiło w zastanowienie, ale nadal. Wizja przebierania się i zbierania cukierków po obcych ludziach brzmiała dla Damiana zbyt dziecinnie.
Ale nie dla Jona, który długo nie pobył cicho, dlatego też pierwszo lekko szturchnął chłopakiem, po czym na spokojnie zaczął.
— Dobra, to proponuje nam pójście na osiedle Black Adama, tam są domy jednorodzinne i z tam tond możemy wyciągnąć najwięcej słodyczy, co ty na to? — Uśmiechnął się do demona, mając nadzieje na to, że chłopak zacznie wykazywać jakieś oznaki zainteresowania, ale jedyna reakcja jego kolegi to było wzruszenie ramionami.— Mi obojętnie co i gdzie, ty prowadź — Do tego jeszcze rzucił jakby od niechcenia, na co wyższy złapał go niespodziewania za rękę bez zastanowienia i pociągnął za sobą.
— Co ty robisz?! — Wyszarpnął się z jego dłoni, patrząc na Kenta w zdezorientowaniu, przecież tam ten wiedział, że nie cierpi kiedy ktoś niespodziewanie go dotyka.— No.. Sam powiedziałeś żebym prowadził, więc no myślałem, że- po prostu przepraszam Damian — Wytłumaczył się, po czym się uśmiechnął do młodego Wayne'a w nieśmiały sposób, patrząc na niego przez chwilę swoimi niebieskimi tęczówkami. Co spowodowało chwilową cisze miedzy nimi w której obydwoje patrzyli sobie w oczy, stojąc na chodniku i ignorując przechodniów. Przerwał to Jonathan, odwracając głowę od chłopaka, ukrywając przy tym swój rumieniec. Bo widok wkurzonego małego demona był dla niego zbyt prze uroczy, a to jak ten jeszcze z pewną dozą zainteresowania wpatrywał się w jego oczy.
— Głupi kosmita, po prostu już chodźmy i nie przedłużaj tego! — Sam go złapał za rękę, po czym drugą ujął za jego policzki by ten jak tchórz nie unikał jego wzroku. Po czym podniósł jedną brew widząc zarumienienia na jego policzkach, warknął cicho podirytowany, samemu nieświadomie się lekko rumieniąc. Szybko chwycił za jego czarną pelerynę i bardziej przykrył nią Kenta.
— No nie mów, że jeszcze znów będziesz chorować?! Powinieneś być bardziej odpowiedzialny za swoje zdrowie głąbie! — Niby go karcił, ale tak naprawdę Dami w swój specyficzny sposób się martwił o Jona, zwłaszcza po ostatnim, kiedy chłopak nabawił się agresywnego zapalenia płuc. I można zapytać, że niby jak skoro tylko był w połowie człowiekiem? No... Jakoś się to zdarzyło.
![](https://img.wattpad.com/cover/290073102-288-k676035.jpg)
CZYTASZ
OneShoty z DC
FanfictionNo to co w tytule, więc czego chcecie więcej? Regularności? Niczego nie obiecuje niestety ^^" Ps. Okładka nie moja tylko z pinteresta bo ja leniwa dupa jestem