Rozdział 6

184 13 8
                                    

  - Tak, masz rację. - Kiwnął głową w zgodzie. Chwilę później zakończyliście swoją rozmowę. Wyszliście z sali na opustoszałe korytarze. Zaczęliście przygotowywać się do kolejnej misji, zaczynając od rutynowego spotkania z imperatorem Belosem. Za każdym razem wymyśla wam jakiś cel, nawet tą bezsensowną inwazję na dom Idy. Czułaś tyle emocji za każdym razem, gdy tam szłaś, w przeciwieństwie do bratanka Belosa. Miałaś nadzieję, że tym razem weźmie was na poważnie. Może wyjdziecie w końcu za granicę!? Och, jak bardzo chciałaś znowu poczuć tą dziką magię wokół siebie!

  Przechadzaliście się korytarzami spokojnie z ukrytymi pod kapturami palizmanami do waszego przełożonego. Czułaś się przez chwilę jakbyś i ty była bratanicą Belosa, bo wyglądaliście niemal identycznie. Nie byłaś już "kolejnym cudownym dzieckiem", tylko Złotym Strażnikiem. Tą funkcję zawsze sprawowała jedna osoba, najbliższa imperatorowi. Byłaś pewna, że urzekło go twoje poświęcenie.

  Widziałaś jak stojący w pałacu Zwiadowcy Kikimory pochylali swoje głowy i słali pozdrowienia w stronę Huntera. Nieoczekiwanie ciebie też to spotkało. Różnica między wyrażaniem szacunku w stosunku do Złotego Strażnika, a zwykłego Zwiadowcę niestety nie była w żadnym stopniu do siebie podobna. Nie mogłaś opanować dumnego uśmiechu, gdy wyciągnięci z równowagi Zwiadowcy kłaniali ci się pośpiesznie.

  Schowałaś ręce do tyłu prostując się śmiesznie. Nie miałaś dość tej atencji. Hunter jednak poczuł się nieco pominięty. Cała uwaga zeszła na ciebie. Nic dziwnego.

  Gdy weszliście do sali, Belos nie miał na sobie maski. Ciężkie wrota zamknęły się za tobą, by nie przepuścić wścibskich oczu. Dlatego, że był to pierwszy raz, gdy widziałaś jego blizny, nie mogłaś oderwać wzroku zafascynowana. Nie myślałaś długo nad tym dlaczego tak wygląda, bo nie byłaś tego ciekawa w tym momencie.

  Blondyn zaprowadził was pod tron. Korzystając z tego, że nikogo w środku nie było, co nie jest często spotykane, sam ściągnął z siebie maskę.

  – Wuj- znaczy się, imperatorze! Wykonałem swoją misję. – oznajmił, a jego oczy zaświeciły naiwnym blaskiem. Zmarszczyłaś lekko na to brwi, nie spodziewałaś się zobaczyć tej strony 'przyjaciela'.

  Belos popatrzył na niego z czułym wzrokiem. Jednak jest szpetna facjata ozdobiona uroczymi zielonymi śladami po spotkaniu z jakąś chorobą (potajemnym zjadaniu palizmanów) sprawiła, że oczy imperatora były bardziej martwe niż kiedykolwiek. Zdawało się, że relacja między tymi dwoma jest bardzo czuła i rodzinna. Przypatrując się tej scenie z bliska byłaś w stanie stwierdzić, że wyglądało to troszeczkę nadzwyczajnie. Nie tylko dlatego, że Belos nie miał na sobie maski, ale też, że charakter Huntera tak szybko się zmienił. Jakby szukał u wuja panicznie aprobaty.

  Ty też tam stałaś. Bez maski, wszyscy widzieli swoje twarze wyraźnie. Twoje ekspresje powinny pozostać pod kontrolą.

  – Hunter – zwrócił się do niego. – W czarum młode wiedźmy zamiast trzymać się swojego przyszłego zakonu, ostatnio zaczęły dołączać do kilku naraz przez człowieka Luz. – Popatrzyłaś na przyjaciela kątem oka zauważając, że robi się nieco spięty. Odwróciłaś szybko wzrok, by Belos nie podejrzewał was przez tą dziwną reakcję. – Obawiam się, że zagrożenie dzikich wiedźm staje się większym problemem, niż to było w czasach poprzedniego Złotego Strażnika. Uznałem, że skoro mamy dzisiaj dwoje Strażników, jedno z nich będzie mogło zająć się tą sprawą osobiście.

  Na tą wiadomość nieco wzdrygnęłaś się. Dopiero co wróciłaś ze szkoły! Na pewno też nie będziesz potrafiła się zamaskować. Wszyscy cię tam znają. Na pewno będzie musiał wysłać Huntera!

  Tak też zrobił. Niedługo później blondyn został wysłany z nową misją w miasto. Wyglądał na nieco poddenerwowanego. Tłumaczyłaś sobie, że to przez niechodzenie wcześniej do szkoły. W końcu zawsze był w pałacu. Chciałaś go troszeczkę pocieszyć.

Jestem twoim przełożonym [TOH] [OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz