Rozdział 3

304 20 12
                                    

  Ptaszek odczarował się, by pofrunąć na jedną z twoich poduszek. Nie były takie wygodne, niżby się życzyło. Chociaż znaczyło to, że jest bardzo zmęczony. Czułaś się teraz źle, że tak go wykorzystałaś. Nie pytając o zdanie w dodatku. Westchnęłaś ciężko i odwróciłaś wzrok. Czas zabrać się za sprzątanie. Robiłaś to tak, jakby ktoś ci to kazał. Twoje ruchy były systematyczne, ale patrzyłaś gdzieś indziej niż twoje ręce sięgały. Jutro czekał cię długi dzień. Chociaż Złoty Strażnik zachowywał się jak dziecko, na pewno nie zamierzałby ci się lenić! Jesteś pewna, że jest jeszcze potężniejszą wiedźmą od ciebie!

  Śniłaś bardzo krótko, zaledwie kilka godzin. Obudziłaś się ze słońcem, gotowa na powitanie nowego dnia. Szykowałaś się na trening, nim Kikimora lub Szczepan zaczną pracę. Ubrana w strój Zwiadowcy obudziłaś Ptaka. Pogłaskałaś go lekko po piórach, gdy mrużył oczy. Uśmiechnęłaś się, gdy zatrzepotał skrzydłami. Podleciał ci do kaptura, by zakopać się w swoim gnieździe i ewentualnie chronić od zagrożeń. Pościeliłaś szybko łóżko, otworzyłaś okno, by się przewietrzyło, a potem odwróciłaś się do drzwi. Od kiedy mieszkałaś w tym pokoju, musiałaś zacząć być samodzielna. Zawsze chciałaś robić wszystko sama, uważałaś, że nie potrzebowałaś pomocy. Byłaś przecież dzieckiem Zwiadowców, którzy pilnowali granic. Co może być lepsze od łapania bestii, śledzenia nieklasyfikowanych demonów lub wykonywanie tajnych misji poza Wrzącymi Wyspami? Twoi rodzice są lepsi od Plagów!

  - Heeeej~ - usłyszałaś za sobą ten irytujący głos. Odwróciłaś się w stronę okna, by zobaczyć Złotego Strażnika siedzącego na swoim kiju. Machał ci ręką luźno, prawie się nie trzymając. Wiedziałaś, że twoje okno nie wisi tak wysoko, ale bez laski blondyn mógłby nieźle się poobijać. Może i by coś sobie złamał? - Gotowa na swój patrol?

  Popatrzyłaś na niego jak na idiotę. Złoty Strażnik patroluje miasto o tej godzinie? Jesteś święcie przekonana, że zasypia w środku nocy. Chwila, czy on w ogóle śpi?!

  - Myślałam, że zdążę jeszcze na trening - odpowiedziałaś pokazując kciukiem do tyłu z obrzydzoną twarzą. Twoja maska zasłoniła ten obrażający pewną jednostkę gest.

  - Nie ma czasu. Chodź! - zawołał, gdy wleciał przez okno do twojego pokoju i złapał cię za rękę. Oboje wylecieliście z pałacu. Z tą różnicą, że ty wrzeszczałaś, a on się śmiał.

  Na ratunek przybył ci twój palizman, który wyleciał ci z kaptura. Uratowana złapałaś się za laskę i puściłaś tą rękę, która wydawała się twoim jedynym ratunkiem. Przez chwilę oddychałaś jeszcze ciężko, nowo straumatyzowana. Złoty Strażnik kierował waszym lotem. Zajęty więc był przewodnictwem. Chciałaś mu coś teraz zrobić. Tak, żeby to sobie zapamiętał. Potem wróciła do ciebie świadomość, że dla niego jesteś tylko marnym Zwiadowcą, a dla Belosa, kolejną wiedźmą z dziką magią i palizmanem, którą trzeba nadzorować. Jak zrobić to najskuteczniej? Dać cię pod skrzydło jego prawej ręki. Nie jesteś teraz w najlepszej sytuacji mimo twojego awansu. Dobrze, że nie wspomniałaś o tym rodzicom!

  - Oszalałeś?! - krzyknęłaś zaraz po tym, jak odzyskałaś w locie równowagę. - Mogłam spaść!

  - Nie przesadzaj! Jesteś tutaj, bo na coś się nadajesz. Nie można ciebie tak łatwo zabić - odpowiedział nie odwracając się do tyłu. Nie odzywałaś się. Patrzyłaś na niego z gniewem, którego chroniła maska. Zerknął na siebie dodając: Mam nadzieję.

  - Nie byłoby tego zamieszania, jeśli pozwoliłbyś mi samej wylecieć - wymamrotałaś marudząc. Jednak, na twoje szczęście, nie dosłyszał tego. - Gdzie lecimy? - zawołałaś, gdy zauważyłaś, że wcale nie zmierzaliście w kierunku miasta. Lecieliście w stronę twojego domu, do granicy.

Jestem twoim przełożonym [TOH] [OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz