Rozdział 16

67 6 4
                                    

  Nie odpowiedziałaś na jej pytanie. Nawet nie dałaś po sobie znaku, że ją usłyszałaś. Wpatrywałaś się wyczekująco na panią kapitan. Jakbyś próbowała jej powiedzieć, że to ona wydaje polecenia. W końcu to ona siedziała na tronie, nie jej przyjaciółki. Wyczuła to jak wiercisz w jej oku dziurę. W sumie to nawet jej się to podobało, że słuchasz się tylko jej. Dlatego z uśmiechem się zgodziła. Pokłoniłaś się lekko, pokazując pewne maniery, po czym odmaszerowałaś w czasie, gdy Basia wyciągała swój telefon, by przesłać wieści do Skary i Matołomiewa. Będąc już kompletnie sama, wyciągnęłaś rękę, by jakoś ułożyć włosy, ale w końcu się poddałaś i skręciłaś niespodziewanie w stronę łazienek obok sali gimnastycznej. Nieco zawstydzona ukradłaś kogoś pozostawiony mundurek. Swój musiałaś się pozbyć. Tak więc go spaliłaś, a cały ten proces zrobiłaś w tajemnicy.

  Po paru dniach spędzonych głównie w klasie fotograficznej doszłaś do wniosku, że nikt inny nie przejął się obecnością byłego Złotego Strażnika. Byłaś bardzo ostrożna, by nie spotkać ponownie Wani i jej paczki, a gdy zbliżała się w twoją stronę Basia z koleżankami, zwinnie znikałaś w cień. Twój priorytet w końcu się z nimi nie liczył.

  Udało ci się wyciągnąć z pamięci wszystkie obrazy. Zajęło ci to więcej czasu, niż myślałaś ze względu na skutki tworzenia fotografii w takim tempie. W dodatku robiłaś tylko to przez wszystkie dni. Akurat przed wyciągnięciem ostatnich wspomnień szczypcami przedstawiających przyjaciół Anity i Witki, zrobiłaś sobie małą przerwę na posiłek. Jako jedyna posiadałaś klucz do tej sali. Poza tym, upewniłaś się, że Wania nie miała jak tam dotrzeć. Na szczęście żadna wiedźma nie miała po co tam zaglądać. Dlatego do teraz wszystko szło jak po maśle.

  Oprócz tej nieszczęśniczki, której ukradłaś mundurek... Totalnie nie twoja wina.

  Zajrzałaś do stołówki, a dokładniej marketu, którym się stała. Co jakiś czas musiałaś pomagać innym ulokować się na korytarzach. Robiłaś to tylko dlatego, że tak kazała ci Basia. W sumie nie mogłaś jej niczego zarzucić. Była urodzoną przywódczynią. Chociaż tylko do sportu. Na szczęście dopóki były z nią Cat i Amelia, wszystko układało się dużo łatwiej.

  – [T.I.]? To ty? – zapytał ktoś w tłumie osób w Zwiadowczych kostiumach.

  Odwróciłaś się słysząc swoje imię i mrużąc oczy w poszukiwaniu nadawcy. Ten głos kogoś ci przypominał, ale za nic byś się nie założyła. Zobaczyłaś jak ktoś macha ręką, gdzieś w tyle. Zmarszczyłaś brwi nie rozpoznając osoby. Przez głowę przeszło ci nawet, że może to być pomyłka. Chociaż miałaś nadzieję, że był to Szczepan, twój przyjaciel z pracy.

  Zaczekałaś aż się gromada rozejdzie. Wtedy właśnie dane było ci ujrzeć tą charakterystyczną twarz. Nie byłaś w stanie opanować ogromnego uśmiechu, którego nie dało się ściągnąć mimo starań. Mężczyzna podbiegł do ciebie, złapał za twoją talię, podrzucił w powietrzu i zakręcił się z tobą wokół swojej osi.

  – Szczepan! – zawołałaś przytulając się do niego jak do starszego brata.

  Zaśmiał się radośnie przytulając wasze policzki. Potem odsunął minimalnie twarz i postawił cię na ziemię. Wtedy złapał twoją głowę, parę razy okręcił ją, by ci się przyjrzeć. Kiedy upewnił się, że wszystko wygląda jak dawniej, prócz worów pod oczami, znowu cię przytulił. Zbyt uradowany, by zachować gardę.

  – [T.I.], wszędzie cię szukaliśmy! Słyszałem jak w Dniu Jedności wyskoczyłaś ze statku i nie wróciłaś. Gdzie się podziewałaś? – zapytał radośnie, jednak poczułaś jakich zmartwień mu przysporzyłaś.

  Złapałaś go za dłonie spoczywające na twoich policzkach, po czym spuściłaś przygnębiająco wzrok.

  – To nieważne. Ważne, że tobie nic nie jest! – dodałaś z pewnością siebie i uścisnęłaś go za ręce.

Jestem twoim przełożonym [TOH] [OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz