Rozdział 19

27 2 0
                                    

  Nie musiałaś tego widzieć, ale usłyszałaś jak Luz lekko pociąga nosem. Zamknęłaś więc buzię. Na wszystko jest przecież czas, a ten temat nie można przerobić przy takich emocjach.

  Rodzicielka znanego ci człowieka nerwowo zaciskała ręce na kierownicy, co jakiś czas poprawiając lusterko, by upewnić się, że nadal tam grzecznie siedzisz. Utrzymałaś tą samą pozycję nie ze względu na to, by wyglądać onieśmielająco, lecz przez prędkość w nieznanym ci pojeździe. Obraz za szybą zmieniał się w tempie ci nieznanym, a wielkość przestrzeni, w której się znalazłaś, sprawiały, że kręciło ci się w głowie. Nigdy wcześniej nie dostałaś żadnej kary w Czarum, ale gdy porównujesz coś niekomfortowego, zwykle to do tamtego miejsca porównujesz. A więc powtórzę się, jazda samochodem sprawiała, że pytałaś Tytana za jakie grzechy tutaj jesteś. Odkrycie fobii w innym świecie to jedna z tych słabości, do których wolałaś się nie przyznawać.

  – Wszystko w porządku, uh...novia wiedźmo? – zapytała matka.

  Kiwnęłaś z wolna głową nie mrugając. A co jak odpadnie ci głowa? To nie to samo co lot Ptakiem, to inna bajka. Luz odwróciła się w twoją stronę ze zdezorientowaną miną, a potem przeniosła wzrok na swoją mamę. Pani Noceda przełknęła cicho ślinę, pocąc się ze strachu. Może i dla ciebie był to koszmar na jawie, ale dla niej? Nawet nie wie kim jesteś, ani kim dla jej córki. Wbiegłaś jej pod koła, Luz płacze na twój widok, trzęsie się lekko z przerażenia, a to teraz przechodzi i na nią. Nawet nie zna twojego imienia, ale instynkt podpowiada jej, że możesz być złym objawieniem.

  Luz wróciła do ciebie wzrokiem. Obserwowała cię, gdy wjechałyście w jakąś dziurę, a ty drgnęłaś niekontrolowanie. Zamrugałaś, przenosząc wzrok na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się w połowie, jakby niezręcznie, z samej siebie. Olśniło ją nieco, jednak nie wiedziałaś co takiego w tobie zobaczyła. Czułaś się słabo. Mimo to w jej oczach nadal gościł strach.

 – Mamá, zatrzymasz się, proszę? – zapytała kładąc delikatnie rękę na jej ramieniu.

  Omijałyście różnorakie drzewa. Wyjechawszy z miejskiego zgiełku, najwidoczniej wjechałyście do lasu. Brak hałasu innych aut nieco cię ostudził. Byłaś w stanie patrzeć wprost, na matkę i córkę, jak i drogę na przeciwko. Gdybyś wiedziała, że istnieją pasy bezpieczeństwa, czułabyś się nieco pewniej. Póki co, musiałaś trzymać się foteli, by nie czuć tego pełzającego po ciele lęku.

  – [T.I.] może mieć chorobę lokomocyjną – dodała szeptem, nieco rozbawionym tonem.

  Nie miałaś pojęcia co to znaczyło, jakby mówiły jakimś innym językiem czasami. Jednak doszło do ciebie, że może się z ciebie teraz nabija. Twoja duma prześcignęła nowonarodzoną fobię. Nie pozwolisz sobie, by jakiś odludek obgadywał cię w twojej obecności, głowy Cesarskiego Kowenu, Złotego Strażnika, najpotężniejszej wiedźmy na Wrzących Wyspach!

  – Nie mam żadnej choroby lo-ko-jakiejś-tam, człowieku! – zaprotestowałaś natychmiast nie znając tego konsekwencji.

  Zaraz po tym poczułaś jak żołądek wchodzi ci do gardła, a nieprzyjemny i ohydny smak zbiera ci się w jamie ustnej. Na raz pochyliłaś się w dół, przymykając oczy, wysilając wszystkie mięśnie, by cokolwiek co chciało wyjść z ciebie, nie wyszło akurat teraz! Twoim spanikowanym myślom akompaniowały krzyki. Czułaś jak matka przyśpiesza, nie wiadomo po co ani dlaczego...

 – Wytrzymaj de nada! Wytrzymaj! Chwilę! – obiecywała kręcąc kierownicą.

  A tak jak kierownica przekręcała się w lewo, ty poleciałaś całym ciałem na prawo. Luz wrzasnęła głośno słysząc jak twój bark uderzył w jej fotel. Wrzaskami pośpieszała matkę, a ta w tym momencie zahamowała z całej pety. Nie znając się na ludzkich hamulcach (ani pasach bezpieczeństwa) znalazłaś się na początku na środku foteli, leżąc bokiem, a na końcu zleciałaś na dół, ledwo się mieszcząc.

Jestem twoim przełożonym [TOH] [OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz