Rozdział 12

66 7 2
                                    

  Och jak bardzo Hunter zaczął ją nienawidzić. W końcu zorientował się jak bardzo była wkurzająca. Sposób w jaki się zachowywał wcześniej przypomniał mu jaką miał zawstydzającą przeszłość. Można powiedzieć, że zaczął żałować. Chociaż w twoim wykonaniu postać Złotego Strażnika wyglądała jak żałosna wiedźma grożąca wszystkim swoim sarkastycznym językiem. Cóż, nie miałaś tego głupiego humoru jaki on wcześniej posiadał, ale dzieliliście pychę, tą dumę bycia kimś ważnym z wyjątkowymi przywilejami. Była między wami więź zrozumienia. Pewnie dlatego nie mógł cię nienawidzić. Bardziej żałował, że nie mógł ci pomóc wcześniej. Nie ma pojęcia dlaczego obok ciebie nie ma Ptaka...

  – Luz! – krzyknęła Anita.

  Twój wzrok zmieniał miejsce na każdego z osobna. Ich reakcje bywały czasami hamowane. Możliwe, iż wasze wspólne wspomnienie w Sowim Domie nie pozwalało im na poprawną reakcję na porwanie ich przyjaciółki. Najwidoczniej potrzebowali lepszej prezentacji. Musiałaś im pokazać, że Luz jest w większym niebezpieczeństwie, niż uważają.

  – Nie mam czasu, by z wami walczyć. – stwierdziłaś.

  Rzuciłaś inne zaklęcie wybijające was dwie w górę na lodowym słupie. Widziałaś zielone pnącza wbijające się w powietrze w pośpiechu za wami. Wiedziałaś, że to Witka próbująca cię zatrzymać. Było to kłopotliwe, musiałaś to przyznać. Twoje następne zaklęcie wypalające jej roślinne łodygi niemal drasnęło jej figurę gdyby nie szybka reakcja blondyna. Zaraz potem, nie pozwalając ci na odpowiedni odpoczynek, przed tobą wleciała fioletowa glina. Duo ojciec-córka zatrzymali cię w powietrzu tworząc podobną barierę, w której poprzednio zamknięci byli nastolatkowie. Zmrużyłaś oczy skupiając się na kolejnym zaklęciu tworzącym iluzję, która sprawiła, iż utonęłyście w ich smarze. Wydawało się, że zniknęłyście w tej kuli. Anita łyknęła to i zaprzestała swój atak. Alador nie potrafił samotnie utrzymać ich formacji, przez co jego plama straciła na wytrzymałości, a ty z powrotem wbiłaś się w powietrze.

  Peleryna, o którą tak bardzo wcześniej dbałaś, zerwała ci się z pleców, pociągnięta przez abominację Aladora. Nie obejrzałaś się za siebie skupiona na tym, co miałaś przed sobą. Wydawało się, że to koniec i nic więcej nie stanie ci na drodze. Jednak przed wyleceniem poza obszar fabryki Plagów zaskoczył cię Gus. Wiedziałaś, że to on nie pozwala ci odejść przez to, że pojawiła się przed tobą chmara przeciwników. Oczywiście była to iluzja. Na tyle mocna, że twoje pnącza musiały się tym zająć dłużej, niż oczekiwałaś. Pozwoliło to Hunterowi na zbliżenie się do was. Kątem oka zauważyłaś jednak jego ruch, dlatego udało ci się w ostatniej chwili odskoczyć.

  Ciągnięcie ze sobą ciała piętnastolatki wydawało się katorgą podczas tej walki. Oczywiście obciążało cię to. Nie pozwalało na pełnię sił. Jednak mimo to, byłaś zwinna i szybka. Niemal tak jak Hunter. Tyle, że w porównaniu do niego, ty byłaś prawdziwą wiedźmą. A taka wiedźma nie ma problemu z nikim. Udało ci się więc uciec na swój statek, który wracał na święto Dnia Jedności.

  Gdy wylądowałaś na pokładzie, obejrzałaś się w tył. Zobaczyłaś wtedy, iż ich uwagę przejęły abominacje Odalii. Coś, czego się nie spodziewałaś, aczkolwiek miło cię zaskoczyło. Ta kobieta, nawet jeśli nieświadomie, była dobrą dystrakcją. Adrenalina zeszła z twego ciała i wtedy usłyszałaś swój przyśpieszony oddech. Spojrzałaś na twarz swojej zakładniczki, zielonej z braku powietrza. Na szczęście była już nieprzytomna, także mogłaś rozluźnić uchwyt.

  – Złoty Strażniku? – zwrócił na siebie uwagę ten jeden Zwiadowca, który wydawał ci się dziwnie podobny do Szczepana.

  Popatrzyłaś na niego sapiąc z wysiłku. Ciężko ci było złapać oddech z maską na twarzy.

Jestem twoim przełożonym [TOH] [OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz