Szansa na nowe życie

1.1K 54 7
                                    

Zdyszana biegłam ulicami Madrytu w strugach deszczu. Robiłam wszystko, żeby nie odwracać się za siebie, jednak syreny wydawały się wciąż zbliżać. To nie był mój pierwszy rabunek, ale zdecydowanie źle obrałam cel. Przeklinałam siebie w duchu omijając przechodniów.

Skręciłam w wąską przecznice. Przystanęłam i oparłam dłonie na udach. Starałam się opanować swój oddech.

Minuty uciekały a ja wiedziałam że mam coraz mniej czasu. Wybiegłam z przecznicy i ruszyłam ulicą. Słyszałam za sobą piski opon a syreny były już naprawdę blisko. Odwróciłam się, żeby ocenić czy dalsza ucieczka ma sens. W tym momencie wpadłam na jakiegoś mężczyznę i oboje upadliśmy.

- Cholera, przepraszam pana!

Podałam facetowi rękę i modliłam się żeby moje dobre serce mnie nie zgubiło i żebym zdążyła pobiec dalej.
Mężczyzna złapał moją rękę i poprawił okulary na nosie.
Zbierałam się już do ponownego biegu, kiedy złapał mnie za rękaw kurtki.

- To ty obrabowałaś sklep jubilerski z brylantów?

Uniosłam brwi i wyrwałam rękaw z jego uścisku.

- Nie wiem o czym Pan mówi, muszę iść.

- Poczekaj Andrea, wiem że to ty.

Byłam przerażona jak cholera. Nie wiedziałam czy emocje nie przejęły już nade mną władzy i to po prostu się nie działo.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mężczyzna pociągnął mnie za rękaw w inną wąską uliczkę na której nielegalnie zaparkowany był stary Seat Ibiza.

- Chcę Ci pomóc - odparł.

Staliśmy tak chwilę w strugach deszczu.

- Kim jesteś?

- Zebrałem kilka osób, które nie mają nic do stracenia do przeprowadzenia największego napadu w Hiszpanii. Powiem ci więcej, jeśli zgodzisz się stąd odjechać. Nie masz dużo czasu.

Czułam że koleś ma nie po kolei w głowie, ale wiedziałam też że jeśli za minutę nie ruszę się z miejsca, nie będzie dla mnie ratunku przed więzieniem.

- Powiedzmy, że jestem zainteresowana.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko i wskazał samochód - owy Seat Ibiza.

- Zapraszam.

***

Wyjechaliśmy z uliczki i minęliśmy kilka radiowozów. Odetchnęłam z ulgą.

- Nie mam pojęcia czego się naćpałeś, ale uratowałeś mi tyłek.

Mężczyzna nie odezwał się, poprawił niezdarnie okulary.

Po kilku minutach wyjechaliśmy z centrum Madrytu.

- Sprawa jest prosta. Chciałabyś wydrukować 900 milionów euro?

Zerknęłam z niedowierzaniem w stronę kierowcy.

- Mów dalej.

W tym momencie pomyślałam że gość bierze dobry towar.

- Planowałem, że zrekrutuję siedem osób do ekipy. Jednak zrobiło się o tobie głośno w mediach i stwierdziłem, że jesteś bardzo interesującą osobą.

- To wszystko co chciałeś powiedzieć? - oparłam i prychnęłam.

Mężczyzna nerwowo poprawił okulary.

- Nie masz nic do stracenia, prawda? Ja mogę dać ci szansę na nowe życie z milionami na koncie.

Uniosłam brwi na myśl o pokaźnej sumie. Mężczyzna zaczął wydawać mi się coraz bardziej wiarygodny.

Milczeliśmy i wyjeżdżaliśmy z Madrytu.

To jest ostatnia szansa na życie. Nawet jeśli to głupi przekręt, mogę wylądować tylko w więzieniu.

- Zgadzam się.

Kątem oka widziałam że mężczyzna był zaskoczony.

Nie odezwaliśmy się do siebie do końca drogi.

***

Podróż trwała niecałą godzinę, jednak ja wciąż czułam że to wszystko nie na sensu. Wpadłam na przypadkowego gościa w środku Madrytu, on zaproponował mi napad i wywiózł z miasta.

- Jeśli jesteś zboczeńcem, ukręcę ci jaja - odparłam po wyjściu z auta.

Mężczyzna wyraźnie zdenerwowany nie odezwał się.
Zamknął drzwi samochodu i ruszył przodem. Dobiegłam do niego i wyrównaliśmy krok.

- Będziesz musiała nadrobić kilka zajęć, reszta bandy ma za sobą trochę teorii.

- Zaraz, jakiej...

Nie zdążyłam dokończyć, bo zobaczyłam piękną posiadłość przed którą siedziało kilka osób.

- Profesorze, widzę że misja udana? - krzyknął z daleka mężczyzna przy kości.

Odwróciłam się w stronę mojego towarzysza, który się uśmiechnął.
Podeszliśmy bliżej długiego stołu, a mężczyzna nazwany Profesorem wskazał mi siedzenie. Usiadłam niepewnie obok ściętej na boba dziewczyny.

- To jak mamy na ciebie mówić? - zapytała dziewczyna i klepnęła mnie po plecach.

- Jestem And...

- Rzym!

Wszyscy odwrócili się w stronę Profesora , który przerażony zerkał w moją stronę.

- Nie podajemy swoich imion i nazwisk - odparł.

Zerknęłam na wszystkich ze zdziwieniem, a oni wyraźnie oczekiwali mojej reakcji.

- Jestem Rzym.

- Witaj w bandzie - krzyknęli wszyscy chórem i zderzyli się butelkami piwa.

Jakiś mężczyzna podszedł do mnie od tyłu i podał mi butelkę piwa.

- Dziękuję...

- Jestem Denver mała! - odezwał się i parsknął śmiechem. Uśmiechnęłam się.

- Denver, nie zarywaj do nowej! - odezwała się któraś z kobiet.

Kiedy zaczęłam oswajać się z nowym otoczeniem, zapisywać w pamięci wykrzyczane przydomki, zauważyłam że jedna osoba siedziała wciąż w milczeniu i przyglądała mi się.
Mężczyzna malował obraz dwoma pędzlami i dostrzegałam to z daleka.
Wciąż zerkał na mnie znad dzieła.

- Malujesz mnie? - odezwałam się nagle i przerwałam głośny śmiech towarzyszy.

Wszyscy zamilkli.

- Piękne istoty trzeba uwieczniać.

Ukryta Miłość | Dom z Papieru | BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz