Słowo?

277 12 2
                                    

Trzymając rękę na piersi Moskwy czułam wszystko na raz - smutek, żal i złość na Tokio.

Skoro została wyrzucona z naszej bandy, powinna pamiętać, że jej powrót przysporzy nam samych problemów.

Ze łzami w oczach obserwowałam jak zsiada z motoru i podbiega do Moskwy z czerwienią na twarzy.

Cholera, to było poważne postrzelenie.

Zerkałam jak moja ręka wciąż zatapia się w ciemno czerwonej cieczy.

Nairobi - wydaje się że jedyna osoba trzeźwa na umyśle w tamtym czasie, przybiegła już z wszystkimi apteczkami i delikatnie zabrała moją rękę z piersi Moskwy próbując zatamować krwawienie. 

Denver - wydawałoby się, że twardy jak kamień - chodził nerwowo nad ojcem i wciąż powtarzał ze łzami w oczach, że będzie dobrze.

Natomiast Berlin...

On chyba bardziej zmartwił się postrzałem w moją nogę niż tak niebezpiecznym postrzałem Moskwy. Byłam na niego za to straszliwie zła, choć nie dawałam tego po sobie poznać.

W końcu mimo moich protestów wziął mnie na ręce i przeniósł do biura na piętrze.

- Co robisz, weź mnie tam z powrotem! - zaczęłam krzyczeć i usilnie wyrywać się z jego rąk.

Andres, wciąż milczący, ułożył mnie na długim biurku i szybko rozerwał nogawkę kombinezonu.

Zaczął coś przykładać, wyciągać, zaklejać, ocierać, wycierać podczas gdy ja wciąż nie dawałam mu spokoju.

- Andres, zostaw moją nogę i idź pomóc Moskwie!

W końcu zmusiłam się do siadu...

Zostałam postrzelona w udo, z którego krew lała się strumieniami.

- Ja... To...

Andres w końcu zerknął na mnie i zapewne ujrzał że mało mi brakuje do zaśniecia.

- Hej, nie próbuj zasypiać! Patrz na mnie.

Kurwa, nie czułam zupełnie, że uchodzą ze mnie litry krwi.

-Jeśli nie zaśniesz to powtórzymy dzisiejszy poranek - mruknął Berlin.

Uśmiechnęłam się do niego i nachyliłam się po całusa. Zamknęliśmy się w ciepłym uścisku.

- Jestem z apteczką! 

Tokio?

Wydawało mi się, że wciąż pałam do niej taką samą nienawiścią, ale najwyraźniej upłynęła ona wraz z litrami wyciekającej krwi.

- Cholera... - odparła przypatrując się mojej ranie.

Im dłużej czułam ich wzrok na sobie, tym szybciej zamykały mi się oczy. Błagałam samą siebie żeby dożyć chociaż momentu jak wyciągniemy stąd pieniądze.

- Hej, nie zasypiaj!

Ostatnie co poczułam to ciepłe usta Berlina i jego ręce obejmujące mnie.


***

Otworzyłam oczy i szybko zrozumiałam, że jakimś trafem jednak przeżyłam. Czułam na sobie czyjąś rękę,

Nie.

2 ręce?

Rozejrzałam się wokół i prawie dostałam zawału.

Obok mnie siedział Berlin, ale tuż przy nim Profesor.

- Andrea? Boże, żyjesz! - odparł Andres ze szklanymi oczami.

Widziałam karcący wzrok Profesora, ale szybko się schował a na plan pierwszy wyszła troska i wzruszenie.

- Jak się czujesz?

- Zmieszana... Ile spałam? Czy Moskwa żyje?

Mężczyźni spuścili wzrok. A więc jednak....

- Denver dokończył tunel.

Uśmiechnęłam się lekko, wciąż pamiętając puste oczy Moskwy.

- Odpoczywaj - odparł Profesor i delikatnie złapał mnie za ramię.

Widziałam, że bracia wymienili jeszcze kilka słów w sporym skupieniu, po czym Profesor wyszedł.

- Co teraz? - zapytałam

- Będziemy wyciągać pieniądze.

Spojrzałam na niego zdziwiona rozumiejąc, że faktycznie musiałam sporo przespać.

- To znaczy, że nie powtórzymy już wczorajszego poranka? - zapytałam śmiało.

- Dlaczego nie? 

Berlin nachylił się nade mną.

- Przecież zasnęłam - odparłam z szyderczym uśmiechem.

- To tylko miało cię ocucić. Oczywiście, że powtórzymy.

- Słowo?

Andres nachylił się i pocałował mnie w usta namiętnie.

- Niech to będzie obietnica.

Szkoda tylko, że obietnice tak często się łamią...




Ukryta Miłość | Dom z Papieru | BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz