Pozorne marzenia

364 13 1
                                    

Zaczynałam powoli przyzwyczajać się do stresowych sytuacji w Mennicy.

Moskwa nie dostał kulki, jednak Denver postanowił wyjść na powietrze.

Właśnie w ten sposób razem z zakładnikami znaleźliśmy się na dachu Mennicy.

Próbowałam odwieźć go od tego pomysłu, bo wiedziałam że to się źle skończy.

I oczywiście - zakładnik dostał kulkę od policji.

Stawałam się powoli zimna i bezuczuciowa.

Przestałam rozmawiać z Nairobi i Tokio, a jedyną osobą z którą zamieniałam kilka słów i przy której czułam się bezpiecznie był Berlin.

Przez przypadek dowiedziałam się również, że Denver nie zabił zakładniczki.

Zapewniłam go, że Berlin się nie dowie.
Zauważyłam między tą dwójką dziwną nić porozumienia i starałam się tego nie zniszczyć. Mimo wszystko.

Ciężko jednak było to wszystko ukryć.

Stałam teraz przytulona do Berlina, próbując opanować obolałą psychikę. Tylko w jego towarzystwie było to jakkolwiek możliwe.

- Rozmyślasz i rozmyślasz.

Podniosłam głowę, żeby spojrzeć mężczyznie w oczy.

On zerknął na mnie i uśmiechnął się.
Tłumiłam w sobie chęć powiedzenia mu o uratowanej zakładniczce.

Wtuliłam się w jego ramiona.

Potrafiliśmy stać tam godzinami, jednak zawsze ktoś wyrywał nas z nastroju.

Tym razem był to Oslo.

- Chirurdzy idą.

Westchnęłam i puściłam Berlina.

Ten w pośpiechu pocałował mnie w czoło i chwycił karabin.
Podążyłam jego krokiem.

Zanim wyszliśmy, zadzwonił telefon.

Chwyciłam za słuchawkę.

- Jeden z chirurgów to policjant. Ma okulary.

Pokiwałam głową. Spodziewałam się takiego ruchu ze strony policji.

- Zrozumiałam.

Odłożyłam słuchawkę. Byłam przekonana, że Profesor nie chciał rozmawiać ze mną, ale kiwnęłam na to ręką.

Jak stąd wyjdziemy i tak dowie się o naszym związku.

Złapałam karabin i przewiesiłam go przez ramię.

Chciałam już ruszyć za Berlinem, jednak złapały mnie potężne mdłości.

Cholerne emocje. Za dużo ich.

Otrząsnęłam się i ruszyłam po schodach.

Dobiegłam do Berlina i szepnęłam mu na ucho, że mężczyzna w okularach to glina.

Widocznie też nie był zdziwiony, bo nie zareagował specjalnie.

***

Chirurdzy zaczęli operację postrzelonego Artura, którego Berlin uwielbiał nazywać Arturitem.

Wciąż nie mogłam pozbyć się z głowy momentu w którym powiedział do żony "Monica" podczas rozmowy telefonicznej.
Każdy z nas już wiedział, że gość miał kochankę, która - o losie - była ową ukrytą zakładniczką.

Kiedy lekarze wyjmowali kule, Berlin wciąż drażnił się z przytomnym zakładnikiem, przypominając mu o jego znacznej pomyłce.

Za każdym razem uśmiechałam się i mimo że wszyscy mieliśmy maski, wiedziałam że Berlin to widział.

W pewnym momencie przy noszach pojawił się Denver.
Szybko zauważyłam, że był strasznie spięty.

Z jego ręki wypadła karteczka.

Zanim zdążyłam zareagować, Nairobi nadepnęła na nią, podniosła i przeczytała niezauważona.

Ot co, kolejna osoba uświadomiona o upozorowanej śmierci.

Denver w tym czasie złapał skalpel i ruszył z powrotem do skarbca, w którym była ukryta dziewczyna.

***

Szłam powoli korytarzem w stronę kryjówki Denvera.

Weszłam szybko na tyle, na ile było to możliwe, biorąc pod uwagę ogromne metalowe drzwi.

W skarbcu była już Nairobi, Moskwa i Denver.

Rzuciłam Nairobi krótki uśmiech, na który szybko odpowiedziała. Widziałam, że zajęła się wyciągnięciem kuli z nogi dziewczyny.

Denver nigdy nie wydawał mi się bystry, ale tym razem mu się udało - aby ukryć przed Berlinem, że dziewczyna jednak żyje, postrzelił ją w udo, żeby były jakiekolwiek ślady.

Chytrus. Musiał się zakochać.

Kiedy wychodziliśmy ze skarbca, dając dziewczynie odpocząć, Nairobi szturchnęła mnie w ramię.

- To coś poważnego?

- O czym mówisz? - odparłam starając się udawać zdziwioną.

- Nie udawaj, wszyscy już wiedzą że kręcicie na boku z Berlinem.

Uderzyło mnie ciepło i błagałam żeby nie pokazały tego moje policzki.

Odpuściłam. Ona i tak już wiedziała.

- Z mojej strony czuję, że to poważne. Tylko przy nim czuje się dobrze.

Dziewczyna pokiwała smutno głową.

- W Toledo to wszystko wydawało się głupią zabawą. Ale pamiętaj, igramy tu ze śmiercią.

Wiedziałam o czym mówi. Odprowadziłam ją do biura przy produkcji banknotów a sama wróciłam do głównego na piętrze.

***

- To trzecia kawa dzisiaj.

Odwróciłam głowę w stronę Berlina, który usiadł przy drugim końcu stołu.
Upiłam łyk naparu.

- Nairobi wie o nas. Może nie przejmowała bym się tym specjalnie, gdyby nie to, że podobno wie już cała banda.

Berlin niewzruszony przysiadł się krzesło obok.

- To dobrze, nie lubię się ukrywać.

Mężczyzna posłał mi figlarny uśmiech. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

Patrzyłam na niego wciąż popijając kawę.
On w milczeniu przyglądał mi się.

- Jesteś szalony - odparłam w końcu i ze śmiechem odwróciłam wzrok.

Berlin bez słowa podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu. Oparłam się o niego i zamknęłam oczy.

- Chciałabym, żeby to wszystko się szybko skończyło.

- Jeszcze kilka dni.

Mogłabym zapaść się w marzeniach chłonąc wciąż jego towarzystwo, gdyby nie fakt, że ręce Berlina mocno się trzęsły.

Odwróciłam się do niego i złapałam jego dłonie.

- W porządku?

Berlin uśmiechnął się smutno.

Wiedział, że ja wiem.

Jego choroba była jedyną przeszkodą w naszym szczęśliwym życiu.

Przynajmniej wtedy tak myślałam.

I grubo się myliłam.




Ukryta Miłość | Dom z Papieru | BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz