Rozdział 2 - Mikołaj l-szy.

945 27 6
                                    

- Dzień dobry ojcze – wpadł jak burza do jadalni Świętodiusz nadal ubrany w czerwoną marynarkę, zielone spodnie oraz czarne wysokie buty. Jego krawat w paski był poluzowany a koszula jakby przybrudzona czerwonym czymś, co znajdowało się także na jego twarzy. Rozwiane włosy i zmęczony wzrok wskazywały jednoznacznie, że ten nicpoń nie spał w swoim łóżku ani nie wrócił do domu na czas, bo to właśnie teraz, dosłownie minutę temu wszedł do domu. Kiedy Święty Mikołaj Pierwszy już podnosił się z tronu, żeby donośnie krzyknąć, odezwała się matka, pani Mikołajowa do swojego męża.

- Miśku, nie możesz zabraniać im się bawić, są młodzi, tacy przystojni i chcą trochę zaszaleć- puściła oko swoim synom- Jeszcze nie ma świąt a ty już chcesz im zadawać robotę do wykonania.

Podeszła do swojego najmłodszego syna i poklepała go po policzku patrząc w jego roziskrzone oczy.

- Siadaj Świętodiuszu twoje miejsce przy stole i twoja ulubiona czekolada z cynamonem czekają na ciebie.

Syn uśmiechnął się szeroko i przytulił do matki całując ją czule w czoło na co ta odpowiedziała.

- Ale nie tul mnie do siebie i nie całuj, Bóg jeden raczy wiedzieć co przytulałeś i całowałeś wczoraj w nocy – zaśmiała się starsza pani i wróciła do kuchenki, gdzie smażyła jajecznicę dla swojego męskiego grona.

Synowie kochali swoją matkę, bo zawsze ich broniła i pomagała ukrywać ich małe występki, przez co często wdawała się w konflikty z głową mikołajowego rodu.

- Mikaelo, nie broń ich za każdym razem. To małe urwisy, które tylko patrzą, żeby coś zmalować i mnie zdenerwować. – odezwał się poważnym tonem ojciec.

- Oh, ty też kiedyś taki byłeś, a poza tym oni już nie są mali. Spójrz na nich mają prawie po dwa metry wzrostu, golą swoje szybko rosnące brody, żeby nie wyglądać jak ty, pracują i opiekują się wspólnym biznesem. To dorośli mężczyźni z potrzebami mój drogi- powiedziała matka, nachylając się nad stołem, aby dolać każdemu czekolady.

- To, skoro są tacy dorośli i zajmują się rodzinnym biznesem to za godzinę, chce ich wszystkich widzieć w fabryce w moim biurze na przegląd listów, zrozumiano? – wypowiedział się Mikołaj Pierwszy i wstał od stołu poprawiając czerwony sweter na swoim pokaźnym brzuszku.

- Tato, a ty może byś zajął się własnym zdrowiem – odezwał się Elfidiusz – już nie musisz nosić takiego brzucha, skoro nie pracujesz zawodowo – puścił oko do swojej mamy, dając znak, że żartuje.

Oczywiście, że Mikołaj pierwszy nie musiał gubić brzucha, nie nosił go tylko dlatego, że był Mikołajem. Miał go, bo lubił słodycze i obiady Mikaeli. Zawsze dziwił się jak to się stało, że ani jeden z jego trzech synów nie odziedziczył po nim zamiłowania do słodkich przekąsek?

Każdy z jego synów ćwiczył przydomowej siłowni jaka sobie zażyczyli jako prezent świąteczny już dawno temu. Byli szczupli, zdrowi i zapewne dlatego, mieli takie powodzenie wśród płci pięknej. Mikołaj był z nich po cichu dumny, ale nie zamierzał im w ogóle tego mówić. Odparł tylko.

- Czuję się dobrze, a wasze stroje ze sztucznymi brzuchami już na was czekają, więc niebawem i wy będziecie mieć ten uroczy atrybut mikołajowej rodziny. – zaśmiał się i poklepał po brzuchu jeszcze raz dodając.

- Za godzinę w fabryce…

Baśń dla Dużych Dzieci czyli Romans MikołajaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz