Rozdział 27 - Nie taki Mikołaj dobry jak go opisują...

147 10 0
                                    

W Świątecznej wiosce w domu Mikołaja...

Michalina nie wiedziała co powiedzieć koleżance, którą znała z pracy. Obie pracowały w tej samej galerii handlowej. Sklepy w których pracowały dziewczyny znajdowały się obok siebie. Mikołajowa córka spojrzała to na matkę to na ojca z bezbrzeżnym zdziwieniem w oczach.

Mikołaj przewrócił oczami i kiwnął głową na znak zgody. Michalina już wiedziała co ma zrobić.

- Niki, ja jestem z rodziny, Mikołaj to mój tata. - spuściła głowę, bo wiedziała, że przez ten cały czas okłamywała koleżankę na temat tego ślad pochodzi i kim są jej rodzice. Zawsze opowiadała ludziom, że jej tata jest ambasadorem i pracuje gdzieś w świecie, a ona studiuje więc zamieszkała w jednym miejscu.

Niki przyjęła tę wiadomość dziwne spokojnie wzruszając ramionami po czym powiedziała.

- No cóż, nie pierwszy raz ktoś mnie okłamał i zapewne nie ostatni. Miło mi mimo wszystko, że choć ciebie znam i będzie mi się dzięki temu lepiej przy wigilijnym stole siedziało, a teraz pomoc mi ,bo twoja mama wymyśliła , że mam założyć to.

Niki uniosła w dłoni sukienkę, która była w kremowym kolorze, lekko połyskująca i bardzo obcisła. 

Michalina spojrzała na swoją mamę.

- No co? Chce tylko pokazać jej atuty.- wzruszyła ramionami Mikołajowa.

- Mamo, ale komu ,bo nie rozumiem nic. - zapytała Michalina.

- Dziecko, jak Niki wyjdzie z tego pokoju to wszystko się wyjaśni, ale pomóż nam bo czas ucieka - powiedziała matka - powiem tylko, że Misiek...

- Mamo nie nazywaj tak Nikolaja, bo już nam się wszystkim dzisiaj oberwało od niego, że mamy tak do niego nie mówić. - zaśmiała się Michalina.

- A dlaczego nazywacie go Misiek w sumie? - dociekała Niki.

Cała trójka " Czerwonych" spojrzała na siebie a Mikołaj odkrząknął.

- Powiedzmy, że jak dłużej tu pobędziesz to sama się tego dowiesz z plotek, a teraz ubieraj się a ja idę na dół.

Mikołaj wyszedł i dołączył do gości i synów. Kiedy zobaczył jak Misiek raczy się kolejna szklaneczką ajerkoniaku zabrał mu kubeczek z ręki i powiedział.

- A tobie już wystarczy tej ambrozji. Woda i gorąca czekolada a najlepiej kawa jest dla ciebie. Elficjo czy możesz zrobić nam kawy? - zwrócił się do elficy a ta posłusznie wstała i poszła do kuchni.

Świetodiusz podążył za nią.

- To ja jej pomogę. - powiedział i wyszedł.

Świetodiusz dobrze wiedział co się świeci ,bo ojciec na zadowolonego nie wyglądał. Wolał zejść mu z oczu a po za tym miał okazję oby pobyć że swoją ukochaną sam na sam. Kiedy tylko wszedł do kuchni , zamknął za sobą wahadłowe drzwi i dopadł Elficję żeby ją pocałować.

- Oj na elfa , Świętodiuszu jesteśmy u ciebie w domu! - pisnęła cicho Elficja.

Mikołajowy syn miał to gdzieś. Dossał się do ust Elficji by całować ją mocno i namiętnie. Ekspres do kawy zasygnalizował, że jest gotowy aby ją zaparzyć, ale Elficja już była zajęta czymś innym. Świetodiusz zaczął ją popychać w stronę spiżarni, jedną ręką przekręcił gałkę i po chwili wpadli z impetem między półki cały czas się całując.

- Kochanie obróć się do mnie tyłem, zrobię to szybko i dobrze, zaufaj mi. - wysypał wprost w usta Elficji. Ta też już była rozpalona i ani myślała odmówić swojemu ukochanemu. Odwróciła się swoją zgrabną dupcią do niego, podciągnęła sukienkę, a Świętodiusz uwolnił ze spodni stojącego i gotowego członka. Odsunął zgrabnie majteczki swojej ukochanej z jej elficości i bez przedłużania pieszczot wbił się w nią swoją rózgą aż ta jęknęła.

Baśń dla Dużych Dzieci czyli Romans MikołajaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz