PROLOG

211 8 0
                                    

Gdy zbliżamy się do krawędzi, mam wrażenie, że na ziemi nie ma nikogo oprócz jego i mnie. Nawet ptaki porzuciły niebo. Słyszę zawodzenie wiatru smagającego mnie po twarzy, czuję napór ciężkich szarych chmur, a przede mną rozpościera się widok na całe miasto.
Naprzeciwko Lennon Towers wznosi się inny wieżowiec. Za szklaną fasadą muszą być setki ludzi zajętych swoimi sprawami, nieświadomych tego, co się ze mną dzieje. Ale ktoś bez wątpienia nas widzi. Ktoś na pewno stoi na balkonie... Patrzy do góry... aż na dwudzieste piętro i wyżej. Komuś wyrywa się zmuszony okrzyk, gdy zauważa nas na dachu. Czy ten ktoś dzwoni właśnie na policję? Podniesionym głosem mówi operatorowi, że na dachu Lennon Towers są jacyś ludzie. Nastolatki. Nie powinno ich tam być. Mogą się zabić.
Jak wyraźnie nas widać? Czy widać jego twarz? Czy widać, jak mnie trzyma i nie chce wypuścić? Czy słychać, jak wymawia moje imię?
-Y/N-mówi z czułością, miażdżąc moją dłoń w stalowym uścisku- zrobimy to
-A Yeosang...?- Spoglądam na niego przez ramię.
Podnosi palec do ust
-Cii. Właśnie tak miało być
Wlecze mnie dalej w stronę krawędzi. Targam całym ciałem w tył, usiłując znaleść oparcie dla bosych stóp, ale ślizgają się boleśnie na szorstkim betonie. Z gardła wyrywa mi się okrzyk bólu i przerażenia.
Przyciąga mnie do siebie i obejmuje, odgarnia mi z twarzy włosy szarpane wiatrem.
-Nie bój się,Y/N.W ten sposób już zawsze będziemy razem.
Dygoczę, ujmuje jego twarz w dłonie i zaglądam mu głęboko w oczy. Martwe oczy. Kiedy mówię, staram się, żeby w moim głosie słychać było namiętność, bo wiem, że od tego zależy moje życie.
-Nie musimy tego robić. Nadal możemy być razem.Kocham cię Kocham cię!
-Więc udowodnij to.
Krzyczę, gdy dźwiga mnie i przenosi na metalową barierką, która oddziela nas od wąskiego gzymsu. Stawia mnie ostrożnie, tak że dotykam koniuszkami palców samego skraju dachu. Spokojnie nakazuje mi przestać się szarpać i znów łapie mnie za rękę. Nie potrafię powstrzymać drżenia nóg. Staram się patrzeć prosto przed siebie, ale mimowolnie spoglądam w dół. Żołądek podchodzi mi do gardła na widok miniaturowych samochodów i drzewek kilkadziesiąt metrów niżej. Nagle wszystko wydaje się nierealne. To nie może się dziać naprawdę. Moje życie nie może się tak skończyć.
Nikt nie przyjdzie. Nikt tu nie dotrze... I mnie nie ocali. Za sekundę on zeskoczy z dachu, pociągając mnie ze sobą. Stoi obok mnie, wysoki i silny, spoglądając na miasto, jakby był królem świata. Odwraca głowę z zastygłym grymasem uśmiechu na twarzy. Wiatr niesie ku mnie jego słowa.
-Wszyscy się przekonają, że nasza miłość była prawdziwa. Będą o nas pisać. Będą o nas opowiadać i nam zazdrościć, że sami tak mocno nie kochali.
Zanoszę się szlochem, a łzy przesłaniają mi widok.
-Nie bój się,ukochana-słyszę blisko ucha jego glos. -Już czas...

Nowy ChłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz