Rozdział 72

10 1 0
                                    

Wrzeszczę w ciemności. Powinnam oszczędzać tlen, ale nie potrafię leżeć bezczynnie. Kopię bosymi stopami i okładam rękami pokrywę bagażnika. Gardło mam zdarte od krzyku. Za każdym razem, gdy czuję, że samochód zwalnia, wydzieram się jeszcze głośniej w nadziei, że ktoś mnie usłyszy, jakiś pieszy czy rowerzysta, ktokolwiek, kto zorientuje się, że jestem tu uwięziona.

Szoruję twarzą po szorstkiej wykładzinie, gdy samochód skręca ostro w lewo, a potem staje. Drzwi od strony kierowcy otwierają się, zamykają, a potem słychać kroki zmierzające w stronę bagażnika. Obracam się i podciągam nogi pod brodę, gotowa uderzyć Sana z zaskoczenia... Ale to przecież nie jest San. To nie jest chłopak, w którym się zakochałam. W ściśniętym gardle czuję narastający szloch, ale nie mogę się teraz rozkleić. muszę się skupić na ucieczce przed nim... przed tym czymś.

Mrużę oczy, gdy do bagażnika wpada światło. Pokrywa unosi się powoli, ukazując Sana. Gdy chce mnie złapać, z okrzykiem wymierzam mu kopniaka stopami, które  z chrzęstem lądują na jego twardym jak skała brzuchu. San zatacza się do tyłu, tracąc równowagę. Próbuję wygramolić się na zewnątrz, ale zanim moje stopy znajdą się na ziemi, on już zastawia mi drogę. Obejmuje mój tułów, przyciskając mi ręce do boków. Szoruję palcami po zmrożonej ziemi, gdy wyprowadza mnie z opuszczonego parkingu i rusza w stronę bloku, który tak dobrze znam.

- Po co przywiozłeś mnie do  Lennon Towers? - charczę, z trudem łapiąc oddech, bo jego ciężkie ramię zgniata moją klatkę piersiową.

- Bo tu jest Yeosang.

Serce podskakuje mi w piersi. Co on zamierza zrobić Yeosangowi? Muszę go chronić.

- Yeosanga nie ma w domu. Rozmawiałam z nim wcześniej. Jest gdzieś na mieście.

- Y/N, nie powinniśmy się okłamywać - stwierdza San z dezaprobatą. - Ludzie bardzo rzadko rozstają się ze swoimi telefonami. Komórka Yeosanga tu jest, dlatego wiem, że on również, tak jak zawsze wiem, gdzie ty jesteś. Śledzę cię. - Uśmiecha się z dumą. - Żebyś była bezpieczna.

Krew zastyga mi w żyłach. Szpiegowali mnie nieustannie dzień i noc.

Na widok dwóch chłopców kopiących piłkę pod ścianą bloku zalewa mnie fala ulgi. Mają około dwunastu lat, ale są moją ostatnią deską ratunku.

- Pomocy! - krzyczę do nich ile sił w płucach, aż napinają mi się żyły na szyi. - On mnie porwał!

Przerywają grę i patrzą na nas niepewnie. Ten z kręconymi włosami podchodzi bliżej, mówiąc do Sana:

- Hej, co jej robisz?

- Wezwijcie policję, proszę! - wrzeszczę, ale San wzmacnia tylko uścisk.

- Puść ją - warczy drugi chłopak, podchodząc do nas pewnym siebie krokiem i starając się sprawić wrażenie starszego, niż jest w rzeczywistości.

San idzie dalej.

- Nie słuchajcie jej. To moja dziewczyna. Tylko was podpuszcza.

Ten z kręconymi włosami wyjmuje telefon.

- No nie wiem, koleś. Coś mi tu śmierdzi. Puść ją albo dzwonię na policję.

San uśmiecha się, a potem mówi:

- 07700900245.

- Co jest? Skąd znasz mój numer... - Na twarzy chłopca maluje się szok.

- Gdziekolwiek ty i twój kumpel pójdziecie, będę w stanie was znaleźć. Nikt nie może rozdzielić mnie i Y/N. Odejdźcie stąd. Jeśli zadzwonicie na policję, dowiem się o tym, więc jeśli nie chcecie, żeby stała wam się krzywda, zapomnijcie o tym, że nas widzieliście.

Nowy ChłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz