Rozdział 51

12 2 0
                                    

Hwasa, Yeji i ja siedzimy jak na szpilkach na trybunach stadionu, słuchając Sana.
- Policja zadzwoniła do mnie, zanim wyszedłem do szkoły. Musieli już rozmawiać z Yeosangiem. Pytali, czy był ze mną tamtego wieczoru, o której się rozstaliśmy. Musiałem powiedzieć im prawdę.
- Jasne - mówię, z nerwów obskubując lakier z paznokci.- Ale skąd wiedzieli, że mógł być Yeosang? Żadne z was bo nie podkablowało, prawda?
- Skąd! - oburza się Yeji.
- Przepraszam... Przepraszam. Wiem, że byście tego nie zrobili - zapewniam ze skruchą.
Tak strasznie się o niego martwię. Nie przyszedł na poranne zajęcia. Nie odbiera telefonu.
San masuje mi plecy, żeby mnie odstresować.
- Yeosang! - krzyczy nagle nad moją głową Yeji.
Yeosang wchodzi właśnie po schodach z pochyloną głową.

- Martwiliśmy się o ciebie! - woła Hwasa, ruszając ku niemu.

Yeosang staje przed nami. Wygląda okropnie - jest wyczerpany, ma przekrwione oczy i trupio bladą twarz.

- Była u nas policja. - Głos mu się załamuje. - Tego psa - Zbója - znaleziono martwego w śmietniku. Byli przekonani, że to moja sprawka. - Przeciąga dłońmi po zmęczonej twarzy. - Najwyraźniej mają nagranie z monitoringu, na którym ktoś pozbywa się ciała. Ten ktoś ma na sobie taką samą bluzę jak moja. Ktoś to zauważył we wczorajszych wiadomościach i podał im moje nazwisko.

- Usiądź Yeosang - mówię, sadzając go na ławce. - Opowiedz nam, co się stało.

Siadam obok niego, a San zachowuje dystans. Hwasa i Yeji wiszą nad nami, napięcie sięga zenitu, gdy czekamy, aż nam wszystko wyjaśni. Yeosang wpatruje się w swoje dłonie.

- Przesłuchiwali mnie dziś rano. Powiedziałem im, że tamtego wieczoru poszedłem pobiegać z Sanem.

San podchodzi do niego i mówi łagodnie:

- Tak, dzwonili do mnie. Powiedziałem im, że to nie mogłeś być ty, ale musiałem zeznać, że zostawiłem cię koło ósmej trzydzieści. Przykro mi, ale nie mogłem inaczej, stary.

- A o której wróciłeś do domu? Rodzice mogą za ciebie poręczyć? - pyta Yeji.

- Nie, wróciłem do domu po dziewiątej trzydzieści. Złapałem rytm, a San chciał, żebym to wykorzystał. Powiedzieli mi, że psa wrzucono do śmietnika około dziewiątej. Że byłem w okolicy i miałem czas porwać Zbója z ogródka w Hinton Dale i pozbyć się go za sklepami przy Arliongton Row.

- Ale skąd im przyszło do głowy, że chciałeś zabić Zbója? - pyta Hwasa. - Policja nie wie, że istnieje między wami jakieś powiązanie.  Z ich punktu widzenia to tylko przypadkowy pies.

- Nie. - Yeosang zagryza wargę. - Znają powiązanie. Odnotowali moja skargę na groźnego psa, który może uciec i kogoś zaatakować.  Przysłali do mnie policjanta, z którym wcześniej rozmawiałem. Powiedział, że pamięta, jaki byłem wzburzony, kiedy dowiedziałem się, że policja nie może nic z tym zrobić. Jego zdaniem to zbyt duży zbieg okoliczności - osoba na nagraniu ma przecież takie samo ubranie jak ja. Zapakował moją bluzę w worek, żeby ją przebadać w laboratorium. Stwierdził, że to poważne przestępstwo, i zapytał, czy chciałbym się do czegoś przyznać, zanim sprawy przybiorą znacznie gorszy obrót. - Yeosang zawiesza głos i ukrywa twarz w dłoniach.

Zapada złowróżbna cisza.

Milczenie przerywa cichy, zdenerwowany głosik Yeji:

- Ale ty nie skrzywdziłeś tego psa, prawda. Yeosang? Nawet przez przypadek? Nam możesz powiedzieć. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.

Yeosang prostuje się gwałtownie.

- Chwileczkę, uważacie, że ja to zrobiłem? - Zrywa się z ławki. - Uważacie, że to ja zabiłem tego psa?

- Usiądź, Yeosang. - Łapię go za rękaw kurtki. - Porozmawiajmy. Pomożemy ci się z tym uporać.

- Uporać z czym? - Patrzy na mnie z przerażeniem. - Ty też myślisz, że ja to zrobiłem! Wszyscy myślicie, że to byłem ja?

Bada wzrokiem nasze twarze.

- Cały czas się odgrażałeś, że zrobisz porządek z tym psem - mówi miękko Hwasa.

- Raz! Byłem wściekły i martwiłem się, że zrobi krzywdę Y/N, ale nie zabiłbym go.

- Więcej niż raz, Yeosang. W kółko o tym gadałeś - odzywa się Yeji. - W drodze do szkoły.

Yeosangowi opada szczęka. Mierzy Sana nienawistnym wzrokiem.

- Tak wam powiedział? - pyta, wskazując na Sana. - On kłamie!

- Uspokój się, Yeosang - mówi San. - Jesteśmy po twojej stronie.

Yeosang odwraca się do mnie.

- Y/N, nie wierzysz mu chyba?

Prawda jest taka, że sama nie wiem, w co wierzyć.

- Yeosang, ja... ja... - Słowa więzną mi w gardle.

Yeosang schodzi z trybun i opuszcza stadion. Wstaję, żeby pobiec za nim, ale San mnie obejmuje.

- Zostaw go, Y/N - mówi łagodnie - Potrzebuje czasu, żeby się uspokoić. Może uda ci się go przekonać, żeby zagrał w popołudniowym meczu? To mu dobrze zrobi, pozwoli zapomnieć o problemach.

- Okej - mamroczę. - Porozmawiam z Yeosangiem, kiedy się uspokoi.

Ale nie wiem, co miałabym mu powiedzieć. Chcę mu wierzyć, ale rozum bierze górę nad sercem.

                                                                                            *

Nowy ChłopakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz