#2#

20 6 1
                                    

Poczułam smród zgniłego jedzenia. Gdy tylko otworzyłam oczy, by znaleźć przyczynę zapachu, w moje włosy wplątał się silny mroźny wiatr. Przymknęłam powieki, aby już sekundę później je odchylić. Szybko zdałam sobie sprawę, że pod moimi stopami znajduje się wilgotna, brudno-zielona trawa. Zdezorientowana rozejrzałam się po okolicy z zamiarem znalezienia budynku szpitalnego, jednak wokół mnie zebrała się ciemna gęsta mgła, przez którą nie miałam choćby najmniejszej szansy czegokolwiek zauważyć. Jedynie zarysy drzew oraz krzewów wbiły się w moją pamięć, zanim nie usłyszałam kroków. Kroków zmierzających w moją stronę. Nie minęło dużo czasu, gdy dostrzegłam w oddali cień. Cień mężczyzny. Mój oddech przyśpieszył a serce zaczęło walić jak oszalałe. Chciałam się cofnąć, uciec, jak najdalej od tego miejsca, schować w najciemniejszym zakątku świata i rozpłakać. Każdy miał czasem takie życzenie, lecz czy tak często jak ja? Dzień w dzień mnie to spotykało. Wspomnienie najgorszych momentów w moim życiu, a jest ich za dużo, by ukazać wszystkie za jednym razem. Nieznajomy niebezpiecznie zbliżył się do mnie, a mogłam to wywnioskować nie tylko przez coraz bliższy odgłos butów, ale także obrzydliwy dźwięk zgniatania surowego mięsa. Tak nieznany, a tak bliski. Pamiętałam go aż za dobrze i to mnie właśnie przerażało. Wiedziałam kim jest osoba, którą teraz dzieliły metry ode mnie. Wiedziałam, jak wygląda bez przyglądania się jej. Oczy oraz pamięć to jednak najgorsze co mogło spotkać człowieka. Właśnie przez nie cierpiałam. Dlaczego to nie mogło się skończyć? Spostrzegłam, że w jednej dłoni trzymał przedmiot wydający wspomniane wcześniej dźwięki, a w drugiej – srebrny, błyszczący się w mroku, średniej wielkości nożyk. Przez dłużące się jak wieczność sekundy narastała między nami napięta cisza, by ostatecznie zrujnował ją stojący naprzeciw osobnik. Nagle rzucił się na mnie z dużo większą prędkością niż poprzednio podnosząc rękę z ostrzem. W tym samym momencie przeszył mnie niewyobrażalnie mocny ból głowy. Tak jakby okropny krzyk wielu osób dochodził wprost ze środka. Nie tylko krzyk - słyszałam także nieprzyjemny odgłos zepsutego radia oraz jeżdżenia długim paznokciem po tablicy. Wszystko powodowało, że prawie zemdlałam, lecz zamiast tego upadłam na zimną podłogę dalej świadoma.

* * * *

- Maxine? Słuchasz mnie? – usłyszałam głos z drugiej strony biurka. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam swojego psychologa. Pokiwałam głową – No dobrze, w takim razie, czy odpowiesz na kilka moich pytań? – nie odpowiedziałam dając mu tym znak, że nie mam zamiaru rozmawiać.

Jeszcze przez jakiś czas próbował mnie przekonać, jednak byłam nieugięta. Jedyne na co dzisiaj czekałam to zjeść obiad i wrócić do łóżka. Czasami dni w takich ośrodkach mogły być męczące. W jadalni usiadłam jak zazwyczaj na końcu sali, przyglądając się pacjentom. Wszystko wyglądało tak spokojnie, tak przyjaźnie, a zarazem niepokojącą i nieznośnie. Dzisiaj nie miałam zamiaru spędzać dużo czasu poza pokojem. To nazbyt... ciężkie, tak to dobre określenie. Za ciężkie, by pogodzić się z tym co zdarzyło się dokładnie pięć lat temu.

- Max... Dlaczego siedzisz samotnie? - zapytała Alice dosiadając się.

Wzruszyłam ramionami wiedząc, iż dziewczyna nie będzie drążyć tematu. Tak jak się spodziewałam już po chwili znieruchomiała i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt na ścianie.

Postanowiłam wrócić do jedzenia i nie przejmować się dalej stanem dziewczyny. Zajadając podane mi danie, nie przestawałam obserwować innych. Nie trwało to, jednak długo, gdyż po skończeniu posiłku wstałam i podeszłam do wyjścia czekając aż ktoś mnie odprowadzi. Rezultat nadszedł dość szybko. Nie minęło 5 minut, a ja już byłam w swoim pokoju. Natychmiast położyłam się do łózka i wzięłam do rąk zdjęcie, które zawsze trzymałam na stoliczku obok. Czasami także brałam je ze sobą, gdy wychodziłam, ale to działo się rzadko. Wolałam mieć pewność, że go nie zgubię.

Na wieczór odwiedził mnie mój opiekun. Jak zawsze uśmiechnięty przywitał się i zaprowadził do swojego gabinetu. Usiadł na fotelu, a ja po drugiej stronie biurka. Wiedziałam o czym będzie ta rozmowa, dlatego nie byłam zaniepokojona ani zmartwiona. Doktorek szybko to zauważał i podłapał.

- Mam nadzieję, że jesteś tak samo skłonna do rozmowy jak i milczenia. - zrobił przerwę jakby czekając na odpowiedź. Niestety jej nie dostał. - To chyba oznaczało nie, mam racje? - Wzruszyłam ramionami.

Nie trudno było zauważyć, iż doktorek liczył na lepszą reakcję z mojej strony. A ja najzwyczajniej chciałam mieć spokój. Blondyn próbował przez cały czas pracy tutaj zagaić bynajmniej krótką rozmowę, lecz nie byłam na to gotowa i nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę. Nagle do pomieszczenia wbiegła jedna z pielęgniarek.

- Doktorze! Oni już jadą! Powiedzieli, że nie mogą dłużej trzymać pacjenta. Będą tu za kilka minut! - mówiła zmartwiona.

- Jak to? I nikt mnie nie uprzedził?!

- My też dowiedzieliśmy się przed chwilą. Pobiegłam do pana, gdy tylko się dowiedziałam! - tłumaczyła, ale lekarz przestał jej słuchać zwracając się do mnie.

- Max proszę, zostań tutaj na parę minut. Zaraz ktoś przyjdzie i zajmie się tobą, ja musze iść. Zrozumiałaś? - pokiwałam głową.

Chwile później zostałam sama. Nigdy nie zostawiali mnie samej. Co musiało się stać by popełnili tak poważny błąd  i nie dopełnili jednej z niezapisanych zasad? Zmieszana całą sytuacją podeszłam do okna, wyglądając na bramę wjazdową. Nie spodziewałam się zobaczyć czegoś dziwnego, a jednak – jakie było moje zdziwienie, gdy wymienione przejście otworzyło się. Na posesję wjechała czarna furgonetka z nieznanym mi logiem. Pierwsze o czym pomyślałam to, że mieliśmy nowego mieszkańca, ale nigdy jeszcze nie widziałam, by ktoś przywoził kogoś pilnowanego przez kilku kryminalnych. Tak, z pojazdu wyszło może z siedmiu uzbrojonych ludzi. Dwóch z nich otworzyło tylne drzwi, wyprowadzając ze środka chłopaka. Stwierdziłam tak choć pewności mieć - nie miałam. Owa osoba ubrana była w kaftan bezpieczeństwa, a na twarzy miała coś na wzór kagańca. Wbrew moim przewidywaniom - był dość spokojny. Pomimo tylu zabezpieczeń nie wyglądał na groźnego, ale dobrze wiedziałam, że pozory mogą mylić.

Wpatrywałam się w nieznajomego tak długo dopóki ten nie podniósł głowy i nie spojrzał wprost na mnie. Poczułam, jak przeszywa mnie wzrokiem mimo takiej odległości dzielącej nas. Momentalnie odsunęłam się w głąb pomieszczenia zaniepokojona. Potrzebowałam czasu na zrozumienie co się stało chociażby niecałą minutę temu, niestety nie dostałam jej. Do gabinetu weszła jedna z pielęgniarek informując, że odprowadzi mnie do pokoju. Zgodziłam się i podążyłam za nią na wyższe piętro. Przeszłyśmy schodami, ponieważ najbliższa winda była w naprawie. Idąc zamyślona wpatrywałam się w swoje stopy, dlatego nie zauważyłam, gdy przez przypadek na kogoś wpadłam.

- Hej! Uważaj, gdzie chodzisz dzieciaku! - warknął facet, którego kompletnie nie znałam. A znałam wszystkich w szpitalu.

Instynktownie rozejrzałam się w poszukiwaniu pielęgniarki, prowadzącej mnie, ale nie mogłam jej wypatrzyć. Najprawdopodobniej ominęłam korytarz, do którego kobieta skręciła.
Dopiero po rozeznaniu się z sytuacją zdecydowałam przyjrzeć się mężczyźnie. Miał na sobie mundur z logiem na ramieniu. Dokładnie takim jaki był na furgonetce... Cofnęłam się o kilka kroków i zatrzymałam w bezruchu po ścianą. Był to niecodzienny widok, dlatego z ciekawością czekałam aż cała grupa przejdzie i da mi pole do manewru. Wtedy właśnie go zobaczyłam. Czarnowłosy chłopak w kaftanie bezpieczeństwa. Jak się okazało - trafnie określiłam jego płeć. Przez kaganiec nie mogłam przyjrzeć się lepiej jego twarzy, lecz z łatwością stwierdziłam, że skórę miał nad wyraz jasną, jeśli nie białą. W niektórych miejscach widać było ślady po poważnych oparzeniach. A oczy – mimo, że nie mogłam się przyjrzeć, a odwaga nie pozwala mi zaryzykowaniem skrzyżowania spojrzeń, zauważyłam bardzo charakterystyczną cechę - miał czarne cienie wokół gałek a źrenice zdecydowanie za małe. Wyglądał jak prawdziwy, stereotypowy psychopata. Ciemnowłosy odwrócił głowę w moją stronę i zachichotał cicho, ale jakże przerażająco. Zapatrzona w niego, nie zauważyłam, jak podchodzi do mnie kobieta, którą poprzednio zgubiłam. Zdenerwowana kazała mi iść za nią i więcej nigdzie nie znikać. Ale ja nie miałam zamiaru uciekać! To był zwykły wypadek!

Weight of the WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz