Pod wielki budynek oznaczony jako ośrodek psychiatryczny podjechał mężczyzna. Gdy tylko zaparkował swoim nie najnowszym samochodem, wyszedł z pojazdu. Nerwowo rozejrzał się po okolicy, następnie podchodząc do tylnych drzwi. Wiedział, że jego żona mu tego nie wybaczy, lecz w takich okolicznościach nie dbał o swoje małżeństwo. Chciał tylko spokoju, a dopóki nie pozbyłby się największego ciężaru z barków mógłby sobie odpuścić. Tak sobie powtarzał. Odpiął pasy i pomógł zejść na ziemię swojej jedynej córce. Pomyśleć, że tyle czasu starali się o dziecko, by od losu dostać... to coś. Na początku wszystko było dobrze. Kochana córeczka, dla rodziców jak cały świat. Kochali ją nad życie. Później zaczęło się psuć. Zignorowali pierwsze oznaki, jednak w końcu musiał nadejść kres.
- Tato, gdzie my idziemy? - zapytała sześcioletnia brunetka, ściskając ojca za dłoń. Zagubiona nie wiedziała o czym myśleć. Jeszcze niedawno jedli spokojnie wspólny obiad, a teraz stali przed wielką bramą.
- Za chwilę się dowiesz. No już, pośpiesz się.
Oboje szybko znaleźli się w środku szpitala. Mężczyzna, puszczając swoją córkę, podszedł do recepcjonistki. Opisał całą sytuację tak, by wyjść na tym jak najlepiej. Już chwilę później dziewczynka została zabrana przez miłą pielęgniarkę. Zapewniała ją, że potrwa to tylko moment, lecz sześciolatka dobrze wiedziała, że są to zwykłe kłamstwa. Nie rozumiała tylko dlaczego. Nie wiedziała, dlaczego jej ukochany tata zabrał ją z domu, przyprowadzając w to miejsce. Nie rozumiała, dlaczego ta miła pielęgniarka, zabrała ją do osobnego pomieszczenia. Nie rozumiała, dlaczego została zmuszona do czekania na fotelu, przed jasnoszarym biurkiem. Nawet gdy po jego drugiej stronie usiadła uśmiechnięta, młoda terapeutka. Nie mogła znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytanie. Dlaczego?
- Witaj. Masz na imię Maxine, prawda? - zapytała, nie spuszczając oczu z dziewczynki.
Postanowiła wykorzystać idealną szansę na wykazanie się. Jej twarz natychmiast ożyła, a wzrok skierowała na kobietę. Spojrzała w głąb jej niebieskich tęczówek. Wystarczyła jedna sekunda, by wiedzieć wszystko. Poczuła to kujące uczucie w sercu, poznając całą przeszłość osoby przed nią. Zaśmiała się bez konkretnego powodu, w końcu odpowiadając.
- Tak! A pani to Kathryn Bernard, dla przyjaciół Kathy. Od dwóch lat pracuje pani w tym szpitalu i rozmawia z dziećmi, takimi jak ja. Wybrała pani taki zawód, bo sama nie możesz mieć dzieci...! Przepraszam! Pani nie może mieć dzieci.
Nastała cisza. Kathryn Bernard wstała w szoku z krzesła. Nie dowierzała w to co właśnie usłyszała. Poczuła się osaczona przez zwykłe sześcioletnie dziecko. Było to nie tyle co niepokojące, a przerażające. Przynajmniej z jej perspektywy. Maxine twierdziła wręcz przeciwnie. Według niej początek relacji w taki sposób był spektakularny, pełen podziwu. Nie widziała w tym nic złego. Ot zwykłe pochwalenie się wiedzą.
- S-skąd o tym wiesz? Kto ci to powiedział?
- Pani oczy! - z jej ust ponownie wydobył się cichy śmiech. - teraz wiem wszystko!
Zachowanie młodej pacjentki nie było najnormalniejszą rzeczą jaką terapeutka spotykała na co dzień. Wręcz można było wyczuć szaleństwo w jej cichym śmiechu, a słowa, które wypowiadała martwiły ją jeszcze bardziej. Jednak jaka sześciolatka by się nad tym zastanawiała? Może z wiekiem zdałaby sobie sprawę, jak przerażające musiało być jej zachowanie. Lecz teraz nie zwracała na to uwagi.
Maxine przekonana, że kobieta ją pochwali, siedziała dumnie, prostując plecy. Zamiast tego jednak, Kathryn Bernard, terapeutka z dwuletnim stażem, wyszła z gabinetu bez uprzedzenia. Dziewczynka znowu została sama. Jednak nie na długo. Drzwi po raz kolejny zostały otwarte, tym razem przez starszego faceta o wyprostowanej posturze. Tuż za nim weszła ta sama Kathryn.
CZYTASZ
Weight of the World
FanfictionCzym jest świat? Z pewnością nie tylko tym, co ludzie widzą gołym okiem. Jest coś więcej. Coś czego nigdy nie poznamy. W życiu dziecka, które już przed samym urodzeniem zostało wybrane by niszczyć wszystko, co żywe, nie może być szczęśliwego zakończ...