#17#

12 2 1
                                    

- Mamo, gdzie jest tata? Powiedział, że pojedziemy razem do sklepu! Musimy kupić kotkowi karmę! - pociągnęłam mamę za skrawek jej letniej sukienki.

- Nie wiem, kochanie. Może poszedł do piwnicy? Poczekaj na niego chwilkę.

- A widziałaś Lokiego? On też gdzieś zniknął. - załkałam, ukradkiem rozglądając się na boki z nadzieją, że zobaczę jego ciemne futerko.

Mama nie odpowiedziała. Dopiero po chwili, zmęczona moim marudzeniem, zaproponowała bym poszukała w holu. Korzystając z jej rady, wyszłam z mieszkania. Przeszłam się po wszystkich czterech piętrach bloku, niestety nie znalazłam zaginionego pupilka. Zrezygnowana skierowałam się w stronę powrotną, gdy usłyszałam trzask z piwnicy. Natychmiast się ożywiłam i będąc pewna, że usłyszałam kogoś z poszukiwanych istot, popędziłam w tamtą stronę. Otworzyłam wielkie brązowe drzwi prowadzące do podziemi. Bosymi stópkami przeskakiwałam ze stopnia na stopień. W końcu dotarłam na miejsce. Nastawiłam uszu, chcąc usłyszeć jeszcze jakiś szmer. Na moje szczęście ponownie coś zaskrzypiało. Powoli zmierzyłam do źródła dźwięku. Wychyliłam się zza rogu i błyskawicznie uśmiechnęłam. Mój kochany kotek przechadzał się po brudnej podłodze, najwidoczniej niezbyt z tego zadowolony. Nawet się nie zastanawiałam co tu robił. Jak znalazł się w zamkniętej piwnicy? Miałam krzyknąć jego imię i wybiec zwierzęciu na przeciw, gdy wyprzedziła mnie srebrna siekiera. Ostrze narzędzia przecięło słodkiego futrzaka na pół tuż przed moimi oczami. Otworzyłam usta w przerażeniu, podczas gdy krew brudziła wszystko wokół. Chciałam uciec. Tak, ucieczka byłaby najrozsądniejsza w tej sytuacji, jednak moje nogi miały na ten temat inne zdanie. Nie ruszyłam się nawet o milimetr.

Wpatrywałam się tylko, przerażona w wnętrzności mojego ukochanego pupila.

Słuchałam tylko cichego skomlenia mojego ukochanego pupila.

A później nadeszła śmierć. Śmierć, którą spowodował mój własny ojciec.

Widok martwego Lokiego przewijał się w moich myślach przez kilka następnych dni. Od tamtego momentu nawet nie odważyłam się zapytać gdzie nasz kotek jest, a mama zauważając moją smutną minę nawet nie zaczęła tematu. Przestaliśmy o nim rozmawiać. Tak jakby wraz ze śmiercią naszego dawnego towarzysza, zniknęła także cała jego przeszłość. On nie istniał. Nigdy. Takie przynajmniej stwarzaliśmy wrażenie. Nikt nie wspominał, nikt nie upominał. Nikt.

* * * *

- Ej, idiotko! Idziesz czy będziesz tak stać?

Jack był jeszcze bardziej niecierpliwy od Jeffa. Nie minęła nawet minuta, gdy ten zirytowany szarpnął mnie za ramię, nie czekając na moją reakcję. Nie obdarzył mnie żadnym złośliwym żartem lub chociażby prychnięciem. A przecież to przeze mnie operator się zdenerwował. Przeze mnie nie zjawił się w rezydencji w ostatnich dniach. Miał prawo być na mnie wściekły, ale nawet tego nie skomentował. Dlaczego jest taki dziwny? - Pytałam siebie w myślach. Ostatni raz spojrzałam jeszcze na Toby'ego, który powoli znikał za drzewami. Nie pozostało mi nic innego niż podążyć śladami swojego niedoszłego mordercy
Cóż za ironia. Kilka lat temu bez wahania zakończyłby moje życie, a teraz mnie ratował. To już drugi raz kiedy mi pomógł. Czy to oznaczało, że nie musiałam już się go bać? Czy powinnam była już nie śnić o tym jak wbija nóż w mój brzuch i pozwala bym powoli się wykrwawiła? Czy moje serce powinno było przestać tak szybko bić, gdy widziałam jego niebieską maskę? A może to nie chodziło o to? Czy naprawdę bałam się tylko przez to, że spotkałam go w przeszłości? Nie, oczywiście, że to był powód!

- Nie wiem co w tej chwili robisz, ale radzę ci przestać. Jeszcze bardziej mnie irytujesz niż normalnie.

Słysząc jego głos niemalże podskoczyłam zaskoczona. Zdążyłam już zapomnieć, że miałam się go nie bać. Ba! Zdążyłam już zapomnieć, iż to właśnie z nim idę. A gdzie? To już było mniej ważne. No bo, po co miałabym się tym martwić skoro to on mnie prowadzi? Póki miałam przewodnika wszystko szło dobrze. Nie ważne kim on by b...

Weight of the WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz