Weszłam do kuchni, w której moja mama gotowała obiad. Stała wyraźnie zamyślona, nucąc coś pod nosem. Uśmiechnęłam się, wyczuwając jej dobry humor. Chcąc, podejrzeć co będziemy dzisiaj jeść, podeszłam bliżej. Kobieta słysząc mojej kroki, nie zaprzestała czynności.
- Witaj kochanie, jak się dzisiaj czujesz?
- W porządku. Dzisiaj nikogo nie skrzywdziłam, obiecuję!
Mama się zaśmiała.
- Wiem kochanie. Tata też wie.
Podeszłam jeszcze bliżej. Zza jej barków ujrzałam wielki garnek oraz kilka warzyw. Jednak nie zajmowała się nimi. Mama coś kroiła. Coś co wydawało nieprzyjemne dźwięki. Skrzywiłam się lekko pod ich wpływem.
- A gdzie on jest? Już powinien wrócić z pracy...
- Jest tutaj. Bliżej niż myślisz, kochanie.
Kolejne kroki odsłoniły deskę czerwoną od jakiegoś płynu. Było go zdecydowanie za dużo. Czułam cos dziwnego. Mój nosek nie mógł znieść tego obrzydliwego odoru, jednak chciałam wiedzieć co mama robi. Coś mnie do tego ciągnęło.
- Gdzie? Nie widzę go!
Znowu się zaśmiała. Nic więcej. Nie odpowiedziała na moje pytanie. A ja zbliżyłam się na tyle by dostrzec, co trzymała w dłoniach. Zakrwawionym po samą rękojeść nożem, kroiła ludzkie palce na małe kawałeczki.
- M-mamo? - szepnęłam, powoli cofając się do wyjścia. Kobieta nagle puściła nóż i zaczęła krzyczeć.
- To twoja wina! Ty mnie do tego zmusiłaś! Potworze! Ty cholerny potworze!
Jej krzyk odbijał się w mojej głowie jak echo. Nie chciałam tego słuchać. To nie była prawda. Nie była! Nie mogła... i Nagle nastała cisza. Ponownie spojrzałam na miejsce, gdzie stała, ale zamiast mojej kochanej rodzicielki ujrzałam chłopaka w niebieskiej masce. Trzymał jej głowę w dłoniach. Stał w bezruchu przez kilka minut. A możesz sekund? Może godzin albo dni. To nie było ważne. Zabił moją rodzinę. Zabił ją! I wtedy rzucił się na mnie. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Wyjął nóż. Chciałam się bronić, lecz coś mnie powstrzymywało. I wtedy wbił go w moje oko.
* * * *
Nie miałam pojęcia ile minęło, gdy wreszcie się przebudziłam. Przed okno mogłam jedynie dostrzec nużący już zachód słońca. Próbując wstać z łóżka, poczułam okropny ból brzucha. Zanim zacisnęłam zęby, cicho burknęłam. Zmierzyłam wzrokiem pomieszczenie, w którym się znalazłam. Szybko dostrzegłam doktora Smiley'a, siedzącego przy biurku i przeglądającego jakieś kartki. Nie sprawiał wrażenia zainteresowanego moim stanem, dlatego postanowiłam poczekać aż skończy swoją pracę i powie mi, co mam zrobić. Jednak szybko znudziło mi się leżenie w łóżku. Czułam się bardziej pobudzona niż zwykle. Ostrożnie podniosłam się do pozycji siedzącej i już miałam położyć stopy na podłodze, gdy...
- Nie wstawaj. - głos doktora nie zawierał w sobie ani grama agresji, jednak był na tyle zdecydowany, że nie mogłam go nie posłuchać. Na jego polecenie natychmiast znieruchomiałam. - Rzeczywiście jesteś dużo bardziej ruchliwa odkąd... cię uzdrowili. - zapisał coś na kartce nawet na mnie nie spoglądając.
Zdezorientowana starałam zwrócić na coś uwagę. Skoro o tym wspominał, musiało mu się nie spodobać moje zachowanie. Nie chciałam by był ze mnie niezadowolony. Szukając punktu zaczepienia mojego umysłu, ujrzałam nieznajomą mi kobietę na łóżku po drugiej stronie pokoju. Nie mając lepszego zajęcia wpatrywałam się w jej bezwładne ciało, leżące bez życia. Wpatrywałam się w nie zapominając o wszystkim wokół. Szybko jednak powróciłam do rzeczywistości. Bez konkretnego powodu, co nigdy mi się nie zdarzało. Zmrużyłam oczy, lekko potrząsając głową, a następnie ponowiłam próbę zapadnięcia w tak zwany trans. Tak nazywali to lekarze. Nie wiedziałam, dlaczego, ale tak już pozostało. Ian opowiadał mi jak to nagle zaczynałam wpatrywać się w jeden punkt i nie dawać żadnych znaków życia. Jakbym była już martwa. Albo spała. Mogłam tak siedzieć godzinami - tak mówił. Może to też był skutek uboczny leków, które mi podawali. Użyłam swojego przedramienia do zakrycia się przed światłem, jakie powoli drażniło moje źrenice. Zastanawiałam się, dlaczego nie mogłam usiedzieć choćby pięciu minut. Wtem drzwi do sali otworzyły się, a w progu stanęła dziewczynka z wieku podobna do małej Sally. Miała rude włosy, które ledwo przekraczały linie ramion z grzywką zasłaniającą znaczną część twarzy. Zdobiła je niebieska opaska. Ubrana była w granatową podchodzącą niemal w szary sukienkę na szelkach, pod którymi znajdowała się biała koszula. Liczne dziury na materiale zostały zaszyte i zastąpione łatkami w różnych kolorach. Na nogach nosiła białe podkolanówki oraz tego samego koloru co opaska buty. Wyglądała naprawdę uroczo pomimo takich małych szczegółów jak liczne rany, siniaki, krew spływająca po ciele jak i zadomowiona na ubraniu. Większym szczegółem jaki zdołałam zauważyć był brak prawego oka. Zamiast niego widziałam czarny oczodół. Dziurę wypełnioną ciemnością po same brzegi. Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak niezwykłego. Nie potrafiłam oderwać wzroku od niewielkiej dziury. Piękny widok, którego nie musiałam się obawiać. Mogłabym wpatrywać się w to zjawisko przez wieczność gdyby nie fakt, że dziewczynka nadal miała drugie, zdrowe oko. Przez przypadek mogłabym spotkać się z jej wzrokiem, a to nie mogłoby się skończyć dobrze. Gdy odwróciłam uwagę od jej twarzy, dostrzegłam, że w dłoni dzierżyła szmacianą lalkę. Była łudząco podobna do niej. Ubranie, włosy, krew, nawet blizny, które zostały zszyte najpewniej już dawno temu.
CZYTASZ
Weight of the World
FanfictionCzym jest świat? Z pewnością nie tylko tym, co ludzie widzą gołym okiem. Jest coś więcej. Coś czego nigdy nie poznamy. W życiu dziecka, które już przed samym urodzeniem zostało wybrane by niszczyć wszystko, co żywe, nie może być szczęśliwego zakończ...