#9#

9 3 0
                                    

Pochyliłam się nad wielką górą puchatego śniegu i wsadziłam do niego dłoń, by po chwili wyciągnąć ją wraz z trzymaną w niej białą śniegową kulką. Uwielbiałam zimę! Mogłam bawić się w zaspach oraz budować bałwany wraz z innymi! Ponadto podczas tej pory roku wszystko wyglądało tak pięknie. Nawet szpital nie wydawał się taki ponury jak zazwyczaj. Jedynie lekarze trochę krzywo na mnie spoglądali sama nie wiem, dlaczego! Od dwóch miesięcy nikogo nie skrzywdziłam, więc powinni być dumni! Może czasami nerwy biorą nade mną górę, ale to nie znaczy, że jestem złym człowiekiem... prawda?

Usłyszałam cichy szelest w krzakach niedaleko. Podeszłam do nich chcąc poznać przyczynę. Mogła być to mała wiewiórka, która spadła z drzewa i potrzebuje pomocy. Wtedy mogłabym ją uratować, a personel przestałby widzieć we mnie jedynie potwora! Uśmiechnęłam się na tą myśl, a moje kroki stały się dużo pewniejsze. Dochodząc do celu zauważyłam jak trochę dalej - na tyłach ośrodka - kolejna roślina ukazuje znaki życia. Znaczy każda roślina żyje, ale nie potrafi sama z siebie wykonywać nagłych ruchów! Postanowiłam zmienić kierunek swojego śledztwa. Gdy byłam około dwa metry od wybranego punktu ktoś popchnął mnie, co spowodowało mój upadek. Zdezorientowana podniosłam głowę i zobaczyłam go. Nieznajomego z moich koszmarów. Serce stanęło mi na sekundę, by szybko włączyć najszybszy tryb jaki miało do zaoferowania.
Czarna bluza chłopaka kontrastowała z białym, zimowym krajobrazem, a jednak nie dostrzegłam go aż do teraz. Mogłabym nawet uznać, że to nie do pomyślenia, by w taką pogodę zamiast kurtki ubrać sam sweter, ale kto by się przejmował czymś takim, gdy przed nim stoi uzbrojony mężczyzna? Właśnie, w jednej ręce trzymał zakrwawiony skalpel, którym zdecydowanie nie chciał się tylko pochwalić. Uklęknął nade mną i chwycił za moje nadgarstki unieruchamiając je, mimo, że nawet nie wykonałam żadnego ruchu obronnego. Podniosłam wzrok na jego twarz, lecz nie zobaczyłam tego czego się spodziewałam. Miał założoną maskę, niebieską maskę. Jego oczy także były zakryte, ale to tylko powstrzymało mnie od dokonania złego czynu. Na ich miejscu były dwie czarne plamy. Rozszerzyłam powieki w przerażeniu, gdy odsunął rozpiętą kurtkę i podniósł koszulkę przystawiając ostrze do mojego brzucha. Musiałam coś zrobić, inaczej mnie zabije! Czując, więc narastające zagrożenie zaczęłam się szarpać i krzyczeć. Moje zdolności mogłyby pomóc, lecz... Nie! Nie mogłam ich użyć! Mój doktor zawsze mi powtarzał, że to nie jest dobry sposób, a ja mu ufam. Jest moich najlepszym przyjacielem, bo tylko on nie traktuje mnie jak potwora.

- Zamknij się w końcu! I tak nikt Ci nie pomoże - to był pierwszy i ostatni raz, gdy się odezwał.

Ciarki przeszły po całym moim ciele. A po nich nadszedł ból. Jednym zgrabnym ruchem przeciął warstwę skóry odkrywając to co znajduje się w środku. Do moich oczu napłynęły łzy. Dlaczego nikt nie przybiegł? Bali się? Dlaczego nikt mi nie pomógł?! Dlaczego?! A teraz powoli odpływałam ostatnie co widząc to chłopaka o rudo-brązowych włosach, trzymającego w dłoni zakrwawiony przedmiot. Koniec.

* * * *

Siedziałam w pokoju. Tak jak robiłam to w ośrodku, tutaj także spędzałam czas na parapecie, znużona widokiem samych drzew oraz ptaków, przelatujących w pobliżu raz po raz. Nie było tu żadnego najmniejszego punktu, na którym mogłam zawiesić wzrok i zapomnieć o rzeczywistości. Wszystko wydawało się smutniejsze niż zwykle. Z chęcią położyłabym się i zasnęła, lecz świadomość o braku ważnych leków, pomagających mi utrzymać emocje na wodzy, nie pozwala na to. Zacisnęłam palce na małej kwadratowej karteczce. Mogła przyjść chociaż raz. Pokazać, że nie zapomniała o swojej córce i nadal mnie kocha. Ciekawe czy dowiedziała się o tej tragedii, która spotkała ośrodek psychiatryczny... Czy przeraziła się słysząc o moim zaginięciu. Przecież takie rzeczy rozchodzą się z szybkością światła, prawda? Musi już wiedzieć. Oparłam tył głowy o ścianę, wpatrując się w biały sufit. Zachód słońca już dawno się skończył, niestety ten piękny widok zasłoniły mi korony drzew. Zostały mi jedynie jakże ciekawe ściany. Nie mam pojęcia, ile jeszcze bym tam siedziała, gdyby nie osoba, która otworzyła drzwi i pewnie wkroczyła do pomieszczenia.

Weight of the WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz