Rozdział 2

73 10 0
                                    

Debbie weszła do galerii tylnym wyjściem przeznaczonym tylko dla personelu. Uznała, że tak szybciej dostanie się do Benjamina i tej arcy pilnej sprawy, przez którą musiała przełożyć zajęcia. No i nie wyciągnęła więcej informacji od Sophie o jej nowym facecie. Jej wujek musiał mieć naprawdę dobry powód, bo inaczej się zdenerwuje.

- Co jest, Luke?- spytała, podchodząc do pierwszej znajomej osoby, którą napotkała.

Luke był niewiele młodszy od niej. Jego włosy były w niemal tym samym odcieniu, co jej, tylko nieco ciemniejsze. Przez to często byli brani za rodzeństwo, chociaż nie byli ze sobą spokrewnieni. Kiedyś to sprawdzili, bo podobieństwo było uderzające. Mimo tego, szatynka traktowała go trochę jak młodszego brata. W każdym razie Luke pracował dla jej wujka. Był kimś w rodzaju osobistego asystenta, czyli zajmował się wszystkim i niczym. Wachlarz jego zajęć był bardzo różnorodny. Począwszy od robienia kawy, a kończąc na rozmowami z nowymi artystami. Mimo braku doświadczenia, był nadzwyczaj pomocny.

- Miło cię widzieć, Dee, ale to ci się nie spodoba- odpowiedział Luke, jeszcze bardziej ją wkurzając.

Czy mogliby w końcu przestać mówić zagadkami? Miała dość sformułowań typu "tragedia", "to koszmar" czy "nie jest dobrze". Chciała konkretów.

- Przejechałam pół miasta najszybciej jak to było możliwe. Co się, do cholery, stało?

Szatynka miała już w głowie kilka potencjalnych scenariuszy. Najbardziej prawdopodobne było, że jeden z głównych artystów galerii nagle zrezygnował lub przeniósł się do konkurencji. Strata kogokolwiek w tym momencie byłaby dużym ciosem dla ich budżetu, który ledwie wiązał koniec z końcem. Galeria jej wujka była nowością, prosperowała zaledwie kilka miesięcy. Dopiero się rozkręcała i prawdę mówiąc, raczej pochłaniała pieniądze niż je produkowała. Drugim równie realnym scenariuszem były długi, o których wujek jej nie powiedział. Benjamin zdecydowanie był zdolny do zawyżania zarobków galerii. To miejsce było jego marzeniem. Był gotowy zrobić absolutnie wszystko, aby ono działało, nawet jeśli miałby wpędzić się w długi.

- Chodź za mną. Pokażemy ci- rzucił Luke, po czym udał się w stronę dolnego piętra, które póki co było w surowym stanie. Wujkowi zabrakło funduszy, żeby je wykończyć. Na razie to miejsce pełniło funkcję dużego schowka. Przynajmniej doprowadzono tam instalacje.

- Nienawidzę niespodzianek- mruknęła pod nosem Debbie. Jednak Luke uporczywie milczał.- Już cię nie lubię.

Luke przewrócił oczami, ale potem, ku jej zdziwieniu, odezwał się.

- To szantaż emocjonalny, ale dobrze. Wprowadzę cię do tematu- zaczął Luke ugodowym tonem, kiedy przemierzali przepastną przestrzeń pod główną salą.- Dzisiaj rano dostarczono nam nowy obraz, a właściwie ktoś podrzucił nam go pod drzwi.

- Dziwne- skomentowała Debbie.- Kto podrzuca obrazy? Podpisał się chociaż? Zostawił wiadomość?

- Właśnie w tym rzecz. Nie zrobił tego. Zostawił płótno na ziemi przy drzwiach, zadzwonił dzwonkiem i zwiał jakby się paliło.

Szatynka nie potrafiła znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia dla takiego zachowania.

- I co z tym obrazem?- podjęła Debbie.- Totalny badziew czy coś wartego uwagi?

- Zdecydowanie to drugie, ale sama musisz zobaczyć dlaczego. Więcej ci nie powiem.

Świetnie, skomentowała w myślach. Chociaż nie lubiła niespodzianek, w milczeniu udała się do gabinetu jej wujka, nawiasem mówiąc, jedynego umeblowanego pomieszczenia w podziemiach. W środku zastała nie tylko Benjamina, ale też nieznanego jej mężczyzny. Był niski, na oko czterdziestoparoletni i prawie łysy. Miał na sobie szarą marynarkę, zwykłą ciemną koszulkę oraz ciemne jeansy.

ArtystaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz