Rozdział 28

42 9 0
                                    

Debbie ze zdumieniem odebrała telefon od nieznanego numeru. Spodziewała się wszystkiego, ale nie komisarza policji, a już z pewnością nie tak dobrej wiadomości. Przez chwilę słuchała rozmówcy, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Zatkało ją.

- Słucham?- wykrztusiła w końcu, próbując się skupić. Colby prychnął pod nosem, chociaż nie była tego pewna. Być może tylko jej się wydawało.

- Czy rozmawiam z siostrzenicą właściciela galerii sztuki nowoczesnej?

- Owszem- potwierdziła szantynka, przedstawiając się.- O co chodzi?

- Nastąpiły pewne zmiany. Jednak nie ma żadnych przeciwwskazań dotyczących organizacji wystawy, która była planowana od dłuższego czasu.

To świetna wiadomość, pomyślała Dee. Pomimo tego, była zdziwiona tak nagłą zmianą decyzji. Przecież ledwie co James wyjaśnił jej, że Colby'ego nic nie przekona, a obawy są uzasadnione. Ponadto Cross zrobiła szczegółowo omówioną prezentację obrazów oraz ich interpretację, która zdecydowanie nie napawała optymizmem.

- Ach tak? Czy mogłabym wiedzieć skąd ta zmiana? Kiedy byłam na komisariacie, powiedziano mi, że nie mam najmniejszych szans na zmianę decyzji...

- Przyślę policjantów w ramach ochrony. Ilość i rozmieszczenie ustali pani lub właściciel galerii z agentką specjalną Larą Cross- kontynuował rozmówca jakby w ogóle nie usłyszał jej słów.- Proszę się z nią skontaktować jak najszybciej i przepraszam za kłopot. Do widzenia.

Komisarz się rozłączył. Szatynce ciągle coś nie pasowało. Colby wyraźnie unikał odpowiedzi, a to znaczyło, że ktoś musiał z nim rozmawiać i nakłonić go do zmiany decyzji. Pytanie brzmiało: kto? Czyżby jednak James postanowił jej pomóc? Nikt inny nie przychodził jej do głowy. Musiała z nim później porozmawiać i mu podziękować, jeśli to była jego zasługa. Na razie zamierzała zadzwonić do Luke'a i przekazać dobre wieści.

- Cześć, nie uwierzysz co się właśnie stało- zaczęła wesoło.

- Wymyśliłaś nowy termin organizacji wystawy? Nie splajtujemy do tego czasu?- spytał Luke bez entuzjazmu.- Nie musisz ukrywać przede mną sytuacji finansowej, Dee. Wiem, że jest kiepsko.

- Może i jest, ale będzie lepiej, bo...- tutaj Debbie zrobiła przerwę, żeby zbudować napięcie.- Organizujemy wystawę w ustalonym wcześniej terminie. Mamy potwornie mało czasu, a rekwizyty leżą w pudłach. Możesz przyjechać do galerii?

- Mówisz poważnie?- ożywił się asystent wujka.- To świetnie! Jak ty to zrobiłaś? Masz jakieś magiczne zdolności, o których nie mówiłaś?

- Dokładnie. Potrafię czytać w myślach. Nie mówiłam wam o tym, żebym nie została zamknięta w laboratorium jako obiekt badań - odpowiedziała pseudo poważnym tonem.- A tak na poważnie nie mam pojęcia, dlaczego dzwonił do mnie komisarz policji. Poinformował mnie, że jednak nie ma żadnych przeciwwskazań i się rozłączył.

- Rozmawiałaś z komisarzem? Wow. To już się zbieram do wyjścia i jadę do galerii. Mamy mnóstwo pracy.

Dee uśmiechnęła się. Tylko Luke mógł mówić z takim entuzjazmem o pracy.

- Chyba wujek będzie musiał wypłacić wam nadgodziny. Zadzwonisz do Hartley czy ja mam to zrobić?

- Zadzwonię. Niczym się nie przejmuj. Ogarniemy to. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia na miejscu - odparła szatynka, po czym zakończyła połączenie.

Pozostało jej jedynie zadzwonić do Benjamina. Z pewnością się ucieszy. Szkoda tylko, że ona miała złe przeczucia. Tak długo czekała na tę chwilę, a jednak od czasu tamtego telefonu, towarzyszył jej niepokój. Jakiś głos w głowie podpowiadał jej, że wydarzy się coś okropnego. Ze wszystkich sił starała się go uciszyć. Niemniej, bała się wystawy. Obawiała się, co może się zdarzyć.

ArtystaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz