Rozdział 11

41 9 1
                                    

Debbie, Luke, Benjamin i Hartley czekali na przyjazd policji. Tego dnia zamknęli wcześniej. Panowała pełna napięcia cisza, do której wcale nie byli przyzwyczajeni. W galerii rzadko kiedy nikt do nikogo nic nie mówił. Nawet jeśli akurat nie było klientów, często prowadzili między sobą niezobowiązujące pogawędki. Teraz żadne z nich nie miało na to ochoty.

- Może powinnam zadzwonić po Leo?- mruknęła szatynka niepewnie.

- Tego dziennikarza?- spytał wujek z wyraźną niechęcią, rezygnacją.- To koniec. Nikt już tutaj nigdy przyjdzie. Na zawsze przylgnie do nas łatka galerii seryjnego zabójcy...

- Czasami ludzi interesują takie rzeczy. Mogą przyjść tylko z tego powodu, aby zobaczyć miejsce wybrane przez niego do podrzucania obrazów- wtrąciła Hartley. Motywację pewnie miała dobrą. Jednak te słowa ani odrobinę nie poprawiły nastroju właściciela, który ukrył twarz w dłoniach.

- To wcale nie jest koniec- zaprotestowała Dee. Musiała wziąć się w garść. Nie pozwoli, żeby wujek zamknął galerię. Była dla niego zbyt ważna.- Nie możemy ukryć faktu odnalezienia kolejnego krwawego obrazu. Musimy wyjaśnić sytuację w prasie. Tak samo jak i za pierwszym razem jesteśmy tylko przypadkowym miejscem, gdzie morderca przynosi swoje obrazy. Musimy trzymać się tej wersji.

Oraz odkryć, dlaczego wybrał akurat to miejsce, dodała w myślach. Nie powiedziała tego na głos, żeby nie stresować wujka. Na własną rękę spróbuje dowiedzieć się, o co chodzi. Niewykluczone, że będzie musiała wykorzystać wsparcie policji... Ale to nie musiał być James. Corinne, ta druga policjantka wydawała się całkiem miła. Może ona jej pomoże?

- Dee ma rację- odezwał się Luke, błądząc wzrokiem pomiędzy nimi, a obrazem. Płótno leżało tam, gdzie zostawił je twórca, czyli za otwartymi na oścież drzwiami. Żadne z nich nie chciało wnieść go do środka.- To ma sens. Lepiej będzie jak poprosimy zaufanego dziennikarza o wzięcie tematu. Przy poprzednim artykule nie mówił źle o galerii. Lepiej, żeby tym razem też tak było.

- A nie powinniśmy poczekać na policję i dopiero ich zapytać się czy możemy zadzwonić po dziennikarza?- podsunęła recepcjonistka.- Nie znam się na... Niczym związanym z morderstwami, dowodami i policją, ale raczej nie chcemy problemów.

W tym momencie szatynka pomyślała o Jamesie. On był jednym wielkim problemem, a prawdopodobnie za chwilę przyjedzie. Nie napawało jej to radością. Po namyśle stwierdziła, że najlepiej będzie zadzwonić niezwłocznie. Jej decyzja mogła być spowodowana przyjazdem tego policjanta... Ale mogła być też skutkiem wyrzutów sumienia, że musiała okłamywać Leo.

- Dobro galerii jest najważniejsze. Nie możemy pozwolić, żeby ktoś ubiegł Leo. Dzwonię po niego- powiedziała, czekając na protesty. Nic takiego się nie wydarzyło. Nawet Hartley postanowiła tym razem obejść się bez komentarza.

Szatynka poszła do głównej sali, która świeciła pustkami. Mimo wszystko, ta pustka była dużo lepsza niż przebywanie w jednym pomieszczeniu z obrazem, który został namalowany częściowo ludzką krwią. To dla niej za dużo.

- Cześć- rzuciła Debbie, gdy tylko dziennikarz odebrał połączenie.- Potrzebuję twojej pomocy. Jednocześnie mam dla ciebie nowy temat i... Po prostu przyjedź do galerii najszybciej jak to możliwe.

- Czy chodzi o... Kolejny obraz?- spytał krótko Leo. Pewnie usłyszał w jej głosie panikę, którą starała się zamaskować. Mówił całkowicie poważnie, beztroski ton z powitania całkowicie zniknął.

Debbie po prostu przytaknęła. Dziennikarz obiecał, że przyjedzie na tyle szybko, na ile pozwoli mu ruch uliczny. Nie zadawał zbędnych pytań. W tej chwili bardzo to doceniała.

ArtystaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz