Rozdział 18

35 8 0
                                    

Pojawił się kolejny krwawy obraz, te słowa odbijały się w głowie Debbie przez całą drogę do galerii. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież Benjamin się załamie... Nie mogła do tego dopuścić! Nie pozwoli mu się poddać i tyle. Choćby miała przykuć się do drzwi wejściowych, galeria pozostanie otwarta!

Tym razem przyjęła tę informację całkiem spokojnie. W mediach i tak cały czas trombiono o seryjnym zabójcy. Sprawa była aktualna i dziennikarze ścigali się w zdobywaniu nowych informacji. Jeśli miała być szczera... Prasa nie miała nic. To znaczy dziennikarze poza Leo. Szatynka jako że znała sprawę, szacowała, że mieli same strzępy. Większość to spekulacje lub info o nowych zwłokach lub obrazie. Żadnych szczegółów, przeważnie. Zawsze znajdowały się pojedyncze wyjątki od reguły. W gruncie rzeczy wszyscy, łącznie z policją błądzili po omacku. Bynajmniej jej się to nie podobało.

Kiedy zadzwonił do niej telefon, automatycznie odebrała nawet nie spoglądając na wyświetlacz. Przez chwilę łudziła się, że architektka wujka znalazła dokumenty albo Leo odkrył coś nowego... Trwała z takim pozytywnym nastawieniem do momentu aż nie usłyszała głosu swojego chłopaka.

- Cześć, nie odezwałaś się wczoraj. Może dzisiaj znajdziesz chwilę, żeby się spotkać?- spytał Ryan.

Momentalnie szatynkę ogarnęły wyrzuty sumienia. Uświadomiła sobie, że coraz mniej czasu poświęcała swojemu chłopakowi. A wczoraj... Nie miała głowy, żeby do niego zadzwonić. Nie napisała nawet głupiej wiadomości, że jest zajęta albo spędza wieczór w galerii.

- Przepraszam, powinnam była zadzwonić. Cały wieczór spędziłam w galerii. Na moje usprawiedliwienie dodam, że zostałam zaproszona na wyjście ze znajomymi do baru i też odmówiłam.

Zauważyła, że była już blisko celu. Jak miała mu powiedzieć, że w tym momencie nie może rozmawiać, bo jedzie do galerii? Teraz na pewno uzna, że go spławia, a tym razem wcale tak nie było!

- Przeprosiny przejęte, chociaż wolałbym je w trochę innej formie.

Szatynka pokręciła głową z rozbawieniem. Doskonale wiedziała jak jego zdaniem wyglądają idealne przeprosiny. Była w stanie na to przystać, ale najpierw trochę się z nim podroczyć.

- Jesteś strasznie interesowny, wiesz? Myślisz tylko o jednym- stwierdziła z udawanym oburzeniem. W miejscu publicznym wolała raczej nie nazywać rzeczy po imieniu. Brudna gadka raczej nie była jej mocną stroną.

- Żartuję. Jesteś u siebie?

Dee westchnęła pod nosem. Uznała, że najlepsza będzie szczerość. Prędzej czy później i tak będzie musiała mu powiedzieć, że teraz nie ma dla niego czasu.

- Niestety nie. Jadę do galerii. Luke dzwonił, że podrzucono im kolejny krwawy obraz... Muszę tam pojechać, ale obiecuję, że później wszystko ci wynagrodzę. Będziesz zachwycony.

Ta uwaga o nagrodzie miała go trochę rozproszyć. Skupić jego uwagę na drugiej części, pomijając pierwszą. Nie udało się.

- A jeśli Artysta dalej gdzieś tam się kręci?! Możesz być w niebezpieczeństwie! Wysiądź na najbliższej stacji. Przyjadę po ciebie, bezpiecznie odwiozę cię na miejsce i zostanę z tobą ile będzie konieczne...

- Nie trzeba- przerwała mu szatynka, starając się zamaskować w głosie irytację. Znowu to samo. Możesz się narazić. Jesteś w niebezpieczeństwie. Tego typu sformułowania działały jej na nerwy. Doskonale potrafiła o siebie zadbać i żadnemu facetowi do tego!- Po pierwsze Artysty już tam nie ma. Po drugie nie będę sama. Na miejscu czekają na mnie: Benjamin, Luke i Hartley. Oprócz tego, wezwali policję. Może nawet już są na miejscu. Uwierz mi, będę tam bezpieczniejsza niż obecnie, jadąc metrem.

ArtystaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz