Rozdział 17 [POPRAWIONY]

695 35 0
                                    

27 sierpnia 2015 roku, San Francisco

Jayden


Grace i jej mama zniknęły w kuchni około godziny temu, zostawiając mnie i Lucasa na pastwę losu, z jasnym nakazem: "Zajmijcie się sobą i nie przeszkadzajcie." Tak oto wylądowaliśmy w małym ogródku za domem, podczas gdy jej tata pojechał na lotnisko odebrać swoich rodziców.

Lucas kopnął piłkę z całej siły, a ta wpadła prosto do bramki. Chłopiec podskoczył z radości, wykrzykując triumfalnie, bo w końcu udało mu się strzelić mi gola. Odrzuciłem piłkę w jego stronę, zachęcając:
— Spróbuj jeszcze raz.

Ustawił piłkę na trawie i nabrał rozpędu do kolejnego strzału. Widząc, gdzie celuje, celowo skoczyłem w bok, aby piłka mogła swobodnie trafić do bramki. Siatka zafalowała, a Lucas wydał z siebie głośny okrzyk:
— Strzeliłem kolejnego gola!

Podbiegł do mnie, uśmiechając się szeroko, po czym mocno się do mnie przytulił. Nim zdążył zorientować się, co się dzieje, złapałem go pod pachy i zacząłem obracać w kółko. Zaskoczony piszczał ze śmiechu, a potem domagał się szybszych obrotów. W końcu straciłem równowagę i obaj wylądowaliśmy na trawie. Przytrzymałem go przy sobie, żeby się nie potłukł, i parsknąłem śmiechem. Grace miała rację, mówiąc, że lepiej przebrać się dopiero przed imprezą.

Z domu dobiegł nas głos wołający Lucasa. Pomogłem mu wstać, a wtedy na taras wyszła starsza kobieta, którą uznałem za jego prababcię. Lucas podbiegł do niej, by ją uściskać. Strzepując z koszulki resztki trawy, ruszyłem za nim.

— Dzień dobry — przywitałem się, podchodząc bliżej.

Gestem dłoni poprosiła, żebym się nachylił. Kiedy to zrobiłem, dotknęła mojego policzka, mówiąc:
— Dobry z ciebie kawaler.

Ukląkłem przed nią, delikatnie ujmując jej dłoń, na której złożyłem lekki pocałunek.
— Miło mi panią poznać. Jayden Nash.

Kobieta zaśmiała się radośnie, a potem pocałowała mnie w oba policzki i mocno przytuliła.
— Wnusia! — wykrzyknęła z entuzjazmem, patrząc przez moje ramię.

Odsunąłem się, robiąc miejsce dla Grace, która podeszła, by się przywitać. Lucas tymczasem wrócił z kuchni, dzierżąc w rączkach szklankę z sokiem, którą wypijał z zadowoleniem po naszej intensywnej grze w piłkę.

Grace usiadła obok babci, a ja przysunąłem sobie krzesło i dołączyłem do rozmowy. Kobiety zaczęły wymieniać się opowieściami o cukiernictwie i nowych przepisach, a ja słuchałem ich z zaciekawieniem.

Grace wspominała mi kiedyś, że po przejściu na emeryturę jej dziadkowie wrócili do Francji, zostawiając rodzinny interes synowi. Spędzili niemal dwadzieścia lat za granicą, realizując swoje marzenie o prowadzeniu cukierni, ale zawsze tęsknili za ojczyzną.

Po jakimś czasie dołączył do nas dziadek Grace, a wkrótce nadszedł moment przygotowań do wieczornej uroczystości.

·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆

— Aubrey, żadne słowa nie wyrażą szczęścia, które mi dajesz każdego dnia — powiedział Charles, spoglądając czule na żonę. — Dzięki tobie zostałem mężem, ojcem naszej wspaniałej córki Grace, i mam wszystko, o czym mogłem marzyć. Kocham cię.

Jego przemówienie zakończył pocałunkiem, a ogród wypełniły brawa gości. Para stała pod łukiem ozdobionym kwiatami, trzymając kieliszki z szampanem.

Goście siedzieli przy elegancko ustawionych stolikach. Byłem pod wrażeniem, jak Grace wszystko zorganizowała, mieszcząc niemal czterdzieści osób na tak niewielkiej przestrzeni. Nasza trójka — ja, Grace i Lucas — siedzieliśmy przy stole jubilatów, a Grace od czasu do czasu przedstawiała mnie rodzinie.

Przed przyjazdem gości dyskretnie zapytałem ją, kto z zaproszonych wypowiadał te oburzające słowa na jej temat. Okazało się, że to głównie rodzina od strony jej ojca. Charles zaprosił ich wyłącznie z szacunku dla swoich rodziców.

Grace wstała, by wygłosić przemówienie. Ubrana w lekką, niebieską sukienkę, z włosami delikatnie dotykającymi ramion, wyglądała pięknie. Jej głos zadrżał, gdy powiedziała:
— Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych rodziców. Dziękuję wam za to, że zawsze byliście przy mnie, w dobrych i złych chwilach.

Unosząc kieliszek, wzniosła toast, a ja i Lucas stuknęliśmy się szklankami z sokiem. W duchu podziwiałem jej siłę i determinację, choć wiedziałem, jak wiele kosztowała ją ta uroczystość.

·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆

Zegar wskazywał dziesiątą wieczorem, kiedy usiadłem na schodach tarasu, patrząc na rozgwieżdżone niebo. Dzisiejszy dzień był pełen emocji, ale coś we mnie nie dawało spokoju.

Wiedziałem, że musimy porozmawiać. Grace pojawiła się po chwili, okryta kocem, i przytuliła się do mnie. Jej obecność koiła, ale w głębi serca czułem, że coś ją trapi.

— Chyba musimy porozmawiać — powiedziałem cicho.

Spojrzała na mnie, a jej twarz wyrażała mieszankę strachu i niepewności. Kiedy zaczęła mówić, głos jej drżał:
— Gdy zobaczyłam Sophię przy tobie... pomyślałam, że zasługujesz na kogoś lepszego, na kogoś bez bagażu przeszłości.

Zerwałem się na równe nogi, patrząc na nią z niedowierzaniem.

— Nie mówisz poważnie... — zacząłem, ale jej słowa już zdążyły mnie zranić.

Nie mogłem zrozumieć, jak mogła tak o sobie myśleć, ale wiedziałem jedno — nie pozwolę jej odejść.

Trajektoria Lotu [Kontrasty #1][Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz