Rozdział 5 [POPRAWIONY]

588 28 0
                                    

2 maja 2019 roku, San Francisco

Grace

Przewracam się na bok, wyrwana ze snu przez koszmar. Zerkam na szafkę nocną, na której elektroniczny zegar rzuca oślepiające, białe światło. Jest kilka minut po trzeciej w nocy. Wzdycham, rozdrażniona brakiem snu, który jest mi teraz tak bardzo potrzebny.

Po spotkaniu z Corą odebrałam Lucasa ze szkoły, a potem wróciłam do szpitala. Siedziałam tam do wieczora, oczekując na rozmowę z lekarzem, z nadzieją, że chociaż przez szybę zobaczę Jaydena, ale nie pozwolono mi na to.

Wiem, że śpiączka to stan głębokiego zaburzenia świadomości, w którym człowiek nie reaguje na żadne bodźce. Jednak podświadomie czuję, że Jayden wyczułby moją obecność. To mogłoby dodać mu sił w walce o powrót do nas.

Siadam na łóżku i nagle przypominam sobie o nieodczytanej wiadomości od niego. Szybko sięgam po telefon. Natychmiast otwieram aplikację i odnajduję jego imię.

Gdy widzę nagranie, przykrywam usta dłonią, by stłumić łzy. Te filmy były jego codziennym gestem - na powitanie i dobranoc. Nagrywał je z lotniska, czekając na start, albo z hotelu przed snem. Nigdy nie oczekiwał odpowiedzi, wiedząc, ile zamieszania mogło być w domu z Lucasem. A jednak jego wiadomości zawsze budziły we mnie motyle w brzuchu, sprawiając, że zakochiwałam się w nim na nowo.

Drżącymi palcami uruchamiam wideo. Na ekranie pojawia się jego uśmiechnięta twarz, stojąca przy wyjściu z lotniska. „Dzień dobry z Atlanty, skarbie. Mam nadzieję, że dobrze spałaś i dzień minie Ci miło."

Zanim kończy zdanie, gwałtownie wciskam stop i rzucam telefonem o łóżko. Chowam głowę w poduszce, pozwalając łzom płynąć. Żałuję, że nie odpowiedziałam na tę wiadomość, nie zadzwoniłam, nie nagrałam własnych słów. Może to była moja ostatnia szansa, by powiedzieć mu: "Kocham cię."

Pociągam nosem, unosząc koszulkę Jaydena, którą mam na sobie, by poczuć jego zapach. Otula mnie znajoma woń, uspokajając. Przymykam powieki, wyobrażając sobie, że jest obok, tuląc mnie we śnie.

Przez mgłę słyszę ciche otwieranie drzwi sypialni i czuję delikatną dłoń na policzku. Otwieram oczy i widzę Lucasa, smutnego, tulącego maskotkę do piersi.

Odwijam kołdrę, robiąc mu miejsce. Wsuwa się do łóżka, przytulając się do mnie. Miś w stroju pilota leży między nami, patrząc na nas swoim zimnym wzrokiem. Przechodzi mnie dreszcz.

— Nie możesz spać, skarbie? — pytam, głaszcząc jego włosy. — Śnił ci się koszmar?

Lucas ziewa, przykrywając dłonią usta.

— Ciężko spać, wiedząc, że tata jest w szpitalu — odpowiada, spoglądając na mni — Wróci do nas, jak tylko się obudzi, prawda?

W jego oczach widzę nadzieję i tęsknotę za Jaydenem, co jeszcze bardziej rozdziera moje serce. Jak mam powiedzieć własnemu dziecku, że nie wiadomo, czy jego ojciec z tego wyjdzie?

— Tata zawsze walczy do końca — mówię, całując go w czoło

— Obiecał, że będzie na moim meczu. Nigdy nie łamie obietnic.

Spoglądam na niego zdezorientowana, gdy zapada w sen.

— O czym mówisz, Lucas?

— Obiecał mi, że będzie dla ciebie dobry.

Zaskoczona patrzę na niego, a potem przykrywam go kołdrą. Z kołaczącymi myślami zasypiam obok niego.

·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆

Lekarze patrzyli na mnie krzywo, bo przez ostatnie dwa dni praktycznie nie opuszczałam szpitala. Dziś jednak postanowiłam zająć swoje myśli czymś innym.

Przyjechałam do kawiarni. Muszę się wziąć w garść, nie tylko dla Jaydena, ale i dla Lucasa. Potrzebuje teraz silnej mamy, która pomoże mu przetrwać te trudne chwile. Spoglądam na listę deserów dnia.

Dzisiaj w menu mamy Clafoutis - zapiekane czereśnie w cieście. Z wieszaka zdejmuję fartuch, przewiązuję go w pasie i zaczynam przygotowywać deser. Gdy zamykam piekarnik, słyszę głos mamy. Wbiega do kuchni, ledwo łapiąc oddech. W ręce trzyma mój dzwoniący telefon. Odbieram.

— Dzień dobry, z tej strony doktor Relish. Czy mogłaby pani przyjechać do szpitala? Natychmiast siadam, przerażona.

— Czy coś się stało? — pytam drżącym głosem — Proszę powiedzieć mi prawdę.

— Spokojnie, pani Grace. Stan pacjenta się poprawił, możemy pozwolić na krótkie odwiedziny.

Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się do mamy.

— Mogę go zobaczyć.

·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆

Stoję przed salą na oddziale intensywnej terapii. Widzę przez szybę ciało Jaydena, leżącego nieruchomo na szpitalnym łóżku, otoczonego aparaturą monitorującą jego życie.

— Pani Nash? — pyta pielęgniarka. Kiwnęłam głową.

— Pomogę pani założyć fartuch.

Pielęgniarka pomaga mi założyć zielone jednorazowe okrycie. Przypomina mi, że choć Jayden może nie reagować, to na pewno mnie słyszy.

Wchodzę do sali i widzę go. Wygląda niemal normalnie, jakby nic się nie stało. Dopiero obrażenia na nodze i poparzenia na ciele przypominają o wypadku.

Siadam obok niego, delikatnie chwytając jego dłoń. Widzę, że na palcu, gdzie nosił obrączkę, skóra popękała. Pochylam się, by pocałować to miejsce.

— Jestem przy tobie, kochanie — szepczę

Pielęgniarka przynosi mi foliowy woreczek z jego rzeczami.

— To wszystko, co odzyskaliśmy. Mundur zabrali śledczy — tłumaczy

Zatrzymuję ją, chcąc zadać jedno pytanie.

— Czy był przytomny, kiedy przywieziono go do szpitala?

— Tak, przez kilka minut przed operacją. Powtarzał tylko pani imię: Grace.

Ściskam mocniej jego dłoń, słysząc te słowa.

·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆

Jayden masz moje serce chłopie 

Pozdrawiam VerEvieEm


Trajektoria Lotu [Kontrasty #1][Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz