Rozdział 31 [POPRAWIONY]

490 31 2
                                    

3 czerwca 2019 roku, San Francisco

Jayden

— Musisz pamiętać, że to proces długotrwały, który wymaga Twojego zaangażowania i ogromnej cierpliwości — zwraca się do mnie rehabilitant, jego ton jest rzeczowy, ale i motywujący.

Patrzę na niego z determinacją, czując, jak wewnętrzna siła popycha mnie do działania. Dzisiaj zaczynam rehabilitację i wiem, że muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby znów stanąć na własne nogi. Ta walka toczy się nie tylko o mój powrót do normalności.

Chcę zobaczyć uśmiech Lucasa, kiedy zagramy razem w piłkę w naszym ogrodzie. Chcę zatańczyć wieczorem z Grace w naszym salonie, słuchając losowej piosenki granej z radia. Najważniejsze jednak, chcę móc trzymać za ręce nasze drugie dziecko i towarzyszyć mu, gdy będzie stawiało swoje pierwsze kroki.

— Postaram się być Twoim najbardziej upierdliwym pacjentem — mówię, wyciągając do niego rękę.

— Właśnie to chciałem usłyszeć! — odpowiada z chytrym uśmiechem, ściskając moją dłoń. — Tom, witam na moim pokładzie.

Leżę na wózku w sportowym dresie, który sprawia, że czuję się bardziej jak zawodnik przed zawodami niż pacjent szpitalny. Przewożą mnie na oddział rehabilitacyjny, gdzie Tom już czeka z planem działania. Złamanie kręgosłupa nie spowodowało u mnie utraty funkcji ruchowych, co daje mi nadzieję, że prędzej czy później znów będę chodził. Jednak pierwszy etap rehabilitacji skupia się na łagodzeniu bólu i usuwaniu skutków unieruchomienia. Dopiero potem zaczną się ćwiczenia wzmacniające mięśnie i stabilizujące kręgosłup.

Gdyby to ode mnie zależało, pominąłbym wszystkie wstępne etapy i od razu próbował chodzić z balkonikiem. Jednak wiem, że taka samowolka mogłaby mnie kosztować zdrowie, a może i szansę na pełny powrót do sprawności.

·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆

Kiedy wyjeżdżamy z sali, dostrzegam, jak innymi drzwiami pielęgniarka wprowadza Henry'ego na ćwiczenia. On ma znacznie lepsze wieści – niedługo opuści szpital, bo jego stan zdrowia pozwala na dalszą rehabilitację ambulatoryjną. Ostatnio w końcu pozbył się gipsów z lewych kończyn, co przyjął z ogromną ulgą. Ja z kolei wreszcie pożegnałem metalowe śruby na mojej prawej nodze, co również traktuję jako małe zwycięstwo.

Widzę, jak Henry nagle się krzywi i łapie za prawe kolano, zwracając się z czymś do pielęgniarki. Scena, choć zwyczajna, przywołuje w mojej pamięci pewne wspomnienie.

— Znów doskwiera ci kolano? — pytam z troską, gdy nasz wzrok się spotyka.

— To tylko chwilowe. Za długo siedziałem — odpowiada lekceważąco, machając ręką. Jego ton wydaje się zbyt swobodny, jakby chciał zakończyć temat, zanim zdążę dopytać.

Obserwuję go uważnie, gdy odchodzi w kierunku sali. Wydaje mi się, że sprawa na tym się kończy, ale w ostatniej chwili zauważam coś, co sprawia, że moje myśli zaczynają biec w niepokojącym kierunku. Henry, myśląc, że nikt go nie widzi, sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciąga fiolkę z jakimś lekiem. Nie widzę dokładnie, co to za substancja, ale jego ruchy są szybkie i nerwowe. Przypomina mi to gest kogoś, kto nie chce być zauważony.

Zaczyna mnie dręczyć pytanie: co to za lek i dlaczego Henry trzyma go w ukryciu? Przecież wszyscy pacjenci powinni zażywać leki pod nadzorem personelu. Czyżby coś ukrywał? A jeśli tak, to co?

To jedno zdarzenie zaczyna kiełkować w mojej głowie jak nasionko niepokoju. Mój przyjaciel zawsze był prostolinijny i szczery, więc dlaczego teraz mam wrażenie, że coś przede mną zataja?


·⁀ ༄.°✈ ₊⭒˚。⋆


Trajektoria Lotu [Kontrasty #1][Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz