Rozdział 34 [POPRAWIONY]

911 25 5
                                    

11 czerwca 2019 roku, San Francisco

Jayden

Grace idzie obok mnie, gdy wracamy do mojej sali po rozmowie z lekarzem prowadzącym. Właśnie usłyszeliśmy najlepszą wiadomość od tygodni – istnieje szansa, że już niedługo wrócę do domu, a na rehabilitację będę tylko dojeżdżał. W głowie już planuję, jak to będzie – poranki w naszym mieszkaniu, śniadania z Lucasem, czekanie na powiększenie naszej rodziny. Powoli, ale z nadzieją, życie zaczyna wracać na właściwe tory.

Zatrzymuję się na chwilę, bo drętwienie w rękach staje się coraz bardziej uciążliwe. Grace siada na pobliskim krześle, cierpliwa jak zawsze, czekając, aż ból minie. Nie pozwalam jej pomagać mi z wózkiem. Nie chcę, by cokolwiek zagroziło jej lub dziecku. Ta ciąża to nasz mały cud – musimy uważać, jak tylko się da.

Nagle słyszę głos, który mrozi krew w żyłach.

— Jayden.

Odwracam powoli wózek, a moim oczom ukazuje się Henry. Wygląda inaczej – jego oczy są przekrwione, twarz zaciśnięta w masce desperacji. W rękach trzyma broń, wymierzoną prosto we mnie. Grace podrywa się z krzykiem, ale zanim zdąży zrobić krok, instynktownie popycham ją, by stanęła za mną.

— Za dużo wiesz, Jayden — mówi Henry głosem, który jest jednocześnie twardy i drżący. — Nie zostawiłeś mi innego wyboru.

— Henry, opanuj się! — próbuję go uspokoić, unosząc ręce w obronnym geście. — Odłóż broń. To nie ma sensu.

Zerkam na Grace, która z trzęsącymi się rękoma wyciąga telefon z torebki. Delikatnie kiwam głową, dając jej znać, żeby zadzwoniła po pomoc. Schowała urządzenie na czas, zanim Henry zdążył się zorientować.

— Dokumentów już nie ma — mówię, starając się zachować spokój.

— Kłamiesz! — wrzeszczy, a jego ręka z bronią zaczyna drżeć coraz bardziej.

Podchodzi bliżej, aż w końcu przystawia lufę do mojej skroni. Serce wali mi jak młot, ale wiem, że muszę zachować zimną krew. Henry wyciąga Grace zza mojego wózka i brutalnie popycha ją na pobliskie krzesło. Na szczęście udaje jej się podeprzeć rękami, unikając upadku.

— Ty możesz iść, Grace. — Jego głos brzmi lodowato, jakby całkowicie wyzbył się emocji. — To sprawa między mną a Jaydenem.

Patrzę na jego twarz i czuję ból. To już nie jest ten sam człowiek, którego znałem. Presja, uzależnienie, poczucie winy – wszystko to go zniszczyło. To leki, a później desperacja doprowadziły do katastrofy. Powinienem był coś zauważyć. Mogłem temu zapobiec. Mogłem nie pozwolić mu wejść wtedy na pokład.

— To nic ci nie pomoże, Henry — mówię cicho, chwytając go za nadgarstek. — Wczoraj wszystko powiedziałem śledczym. Przypomniałem sobie cały lot, krok po kroku. Każdy twój błąd. Dokumenty o twoim uzależnieniu były zbędne. Przesłuchali twojego lekarza.

Henry zaciska szczękę. W jego oczach widzę gniew, desperację i strach. Wiem, że każde moje słowo działa na niego jak katalizator, ale muszę to zakończyć. Muszę mu to powiedzieć, nawet jeśli ryzykuję, że stracę kontrolę nad sytuacją.

— Grace, uciekaj! — krzyczę nagle, próbując wyrwać broń z jego ręki.

Nagle na końcu korytarza pojawiają się policjanci. Widzę, jak jeden z nich przechwytuje Grace, zabierając ją w bezpieczne miejsce.

— Rzuć broń! — rozkazuje jeden z funkcjonariuszy.

Henry zaczyna się wahać, ale widać, że nie zamierza się poddać bez walki. Wyrywa mi się i celuje, ale w ostatniej chwili słyszę strzał – nie jego, tylko policjantów.

Henry upada na podłogę, broń wylatuje mu z ręki, a jego dłoń zaciska się na boku ciała, gdzie trafili go funkcjonariusze. Krew sączy się między jego palcami.

— To... nie miało tak wyglądać... — mamrocze, patrząc na mnie.

Widzę w jego oczach żal i przerażenie, ale też coś jeszcze – ulgę. Może wiedział, że nie byłby w stanie zakończyć tego sam.

— Henry... — szepczę, gdy policjanci osłaniają mnie i zabierają broń.

Grace podbiega do mnie, jej dłonie drżą, ale w jej oczach widzę tylko jedno – ulgę, że nic mi się nie stało.

— Przepraszam, Jayden — Henry mówi cicho, zanim jego oczy zamykają się, a medycy, którzy pojawili się na miejscu, zaczynają udzielać mu pomocy.

Na korytarzu zapada cisza, przerywana tylko dźwiękiem pracujących medyków. Grace klęka przy mnie i obejmuje mnie mocno, a ja czuję, jak napięcie powoli opuszcza moje ciało.

To był koniec – koniec wszystkiego, co wydarzyło się między mną a Henrym. W sercu czuję żal, ale i ulgę, że to nie zakończyło się większą tragedią.

KONIEC

Trajektoria Lotu [Kontrasty #1][Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz