6.

3.1K 82 9
                                    

Mia

Wróciłam do mojego biura i sama zaczęłam przeglądać pierwsze strony raportu z budowy Rose. Przejrzenie tego wszystkiego i ponowienie obliczeń prawdopodobnie powinno zająć tydzień lub dłużej, jeśli robi się to w pojedynkę. Dlatego pracuje dla mnie tylu projektantów, każdy zajmuje się swoją częścią, sprawdzając przy tym pozostałe, dzięki czemu jesteśmy niezawodni. Niestety nie miałam wyboru i musiałam to zrobić, żeby udowodnić, że Russo Design nie popełnia tak poważnych błędów, a przede wszystkim, żeby nie obwiniać się za śmierć tych ludzi. Żadnymi pieniędzmi nie byłabym w stanie wynagrodzić tego ich rodzinom. Życie jest przecież bezcenne. A pomnożenie tego siedemnaście razy przyprawia mnie o dreszcze.

Po mimo wielu godzin pracy, przejrzałam zaledwie kilka stron i nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co tam było. Nie mówiąc już o obliczeniach, które robiłam nie skupiając się. Byłam rozdrażniona i nie mogłam zebrać myśli. Tego dnia nie byłam w stanie nic zrobić. Musiałam ochłonąć. Najlepiej wypić dużo wina i się zrelaksować, a jutro planowałam siąść do tego, z czystą głową.

Zrobiło się już późno, więc jedynym dobrym rozwiązaniem był powrót do domu. Nie miałam po co tutaj siedzieć, skoro byłam bezużyteczna. Zebrałam wszystkie papiery, schowałam je do szuflady biurka, po czym pozbierałam ołówki i wrzuciłam je do czarnego kubka stojącego na rogu. Z wieszaka ściągnęłam moją torebkę i ruszyłam do wyjścia.

Będąc w windzie, ponownie zaczęłam się zastanawiać nad tą całą sytuacją. Dlaczego ten cały Evans nie poszedł od razu złożyć wniosku do sądy, tylko przyszedł do mnie dobę po wypadku i jeszcze proponuje jakąś "taryfę ulgową". W głowie ciągle słyszałam jego słowa: "Wczoraj zginęło siedemnaście osób. Z Pani winy Panno Russo." . Dlaczego on się nie przejął ich śmiercią? Co jest grane?

Winda zjechała już na drugie piętro, a ja dopiero wtedy sobie przypomniałam, że nie poinformowałam Marco o moim wyjściu. Wysłałam mu sms, że spotkamy się w chińskiej knajpce na rogu. Przez to wszystko nie poszłam na lunch, a też nie miałam humoru na gotowanie.

Gdy poczułam pierwsze uderzenie chłodnego powietrze, rozejrzałam się dookoła. Los Angeles w godzinach wieczornych tętni życiem, ale nie w poniedziałki i nie w dzielnicy Crenshaw, więc panowała cisza i nie było widać zbyt wielu ludzi. Przeszłam na drugą stronę ulicy i stojąc na winklu, zaraz obok mojej ulubionej restauracji, wyciągnęłam z torebki e-papierosa i zaczęłam palić.

Drapiący dym delikatnie drażnił moje gardło, a ja czułam jak ciało się rozluźnia. Niestety ta błoga chwila nie trwała długo, bo nagle poczułam mocne szarpnięcie i czyjąś dłoń na ustach, przez co nawet nie mogłam krzyknąć o pomoc. Ktoś o bardzo dobrze zbudowanym ciele przycisnął mnie do swojego torsu, jakby na coś czekając. Kątem oka zobaczyłam, zbliżającego się w naszym kierunku czarnego SUV'a, a Marco jeszcze nie było, więc musiałam działać sama albo zaraz zostanę porwana. Wzięłam dwa głębokie wdechy, żeby uspokoić szalenie bijące serce i szybkim ruchem uderzyłam mojego oprawcę łokciem w żebra, jedocześnie wbijając mu obcas w stopę. Nie spodziewał się tego, więc na chwilę poluźnił uścisk, nadal kurczowo trzymając mojej bluzki. Dało mi możliwość odwrócenia się i zadania mocnego ciosu kolanem w krocze, co całkowicie zabrało jego rękę z mojego ciała i mogłam uciec.

Gdy przebiegłam kilka metrów i byłam już przy głównej ulicy. Rzuciłam się w ramiona mojego ochroniarza, który akurat zmierzał w moim kierunku. Razem ze swoim bratem są dla mnie jak rodzina i spędzają ze mną całe doby. Przez co nie raz, to właśnie im wypłakiwałam się w koszule.

- Idziemy do samochodu! Gdzie ty kurwa byłeś?! - wykrzyczałam i wyswobodziłam się z uścisku. Ciągnąc go za rękę, prowadziłam w kierunku podziemnego parkingu.

PLANNED FUTUREOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz